poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozdział Jedenasty.

Na wstępie chciałabym wszystkich przeprosić za brak rozdziału przez dłuuuuugi czas. Na wasze szczęście nigdzie na razie nie wyjeżdżam więc mam czas na pisanie :D tak, tez się z tego cieszę. W roku szkolnym pod koniec szczególnie nie miałam zbytnio czasu nawet pomyśleć o pisaniu, a co dopiero do tego usiąść. Teraz jak już wszystko mam pięknie zaliczone moge się temu oddać w całości. :D z góry przepraszam za błędy... pisałam to koło 1 w nocy xD tak więc prosze o przymknięcie na to oka xD

***********

SAKURA
Ślimak zniknął, a my siedzieliśmy w ciszy. Żadne z nas pewnie nie wiedziało, co powiedzieć, jak skomentować to, co usłyszeliśmy. Wstałam bez słowa i zaczęłam chodzić w kółko analizując uzyskane informacje. Po pierwsze Tsunade wie, ze jestem w Akatsuki. Po drugie chce to wykorzystać. "Pieprzona Konoha" przeszło mi przez myśl. "Czy oni nie rozumieją, ze za szpiegowanie mogę zginąć" warczałam w myślach. Szybko jednak powróciłam do dalszych rozważań. Danzo chciał powiedzieć coś o klanie Uchiha i to o czasach, kiedy zarówno Sasuke jak i Itachi już żyli. Mój towarzysz musiał wiedzieć, o co chodziło skoro nie odzywał się od dobrych dwóch minut. Jak wielkie było moje zdziwienie, kiedy Itachi przeciągnął się i ziewnął.
-Jezu ten stary pryk pierdoli jak potłuczony – powiedział w przerwie od wyciągania swoich mięśni. Nawiasem jak kobieta muszę stwierdzić, ze mięśnie to on miał cudowne.
-Stary czy nie stary, ale, o czym on mówił? - Spojrzałam wymownie na Itachiego.
-Nie wiem. Mówię, ze pierdolił głupoty.
-Taaa... Yhym. Nie chcesz, nie mów. Prędzej czy później i tak się dowiem. - Zagroziłam i poszłam w swoją stronę. Myślałam nad pomysłem Tsunade. Miałabym zostać szpiegiem. Codziennie ryzykować życie dla wioski. W sumie mogłabym się na to zgodzić, ale było to niemożliwe. Itachi już o wszystkim słyszał. Teraz zapewne nie będzie odstępował mnie na krok. Jak na zawołanie usłyszałam jego głos.
-Nie myśl, że pozwolę ci szpiegować. - Prychnęłam głośno i szłam dalej. Szybko moja droga została zagrodzona.-Słyszałaś, co mówiłem?
-Tak, tak. - Starałam się go zbyć i ominąć. Wszystko jednak na nic się zdało. Poczułam jak ściska mnie za nadgarstek.- Boże, ogarnij się. Nie będę szpiegować! – uścisk ustąpił. Jednak twarz Uchihy nie zeszła mi z oczu. Staliśmy przed sobą jakieś parę sekund. Oczekiwanie, aż jedno z nas się odezwie było nieznośne. Postanowiłam, że zgrabnie go wyminę. Ten odezwał się już po pierwszym drgnięciu mego ciała,
-Dzisiaj wpłyniemy do portu w Yuki. Spakuj swoje rzeczy. – odszedł. Naprawdę czasem go nie rozumiem. Najpierw jest natrętny jak mucha i nie daje się odpędzić, a za chwilę zwiewa nie wiadomo dlaczego. Nigdy nie miałam daru zrozumienia Uchihów. Prychnęłam pod nosem i skierowałam się do kajuty. Niestety jak tylko zostałam sama wspomnienie tamtych mężczyzn i wstręt do mnie wróciły. Próbowałam wyrzucić to z głowy, myśleć o czymkolwiek innym jednak nie udało mi się to. Nie powinnam rozpaczać w końcu do niczego nie doszło, ale to wydarzenie zaszyło się w mojej psychice. Nie zorientowałam się kiedy już byłam pod drzwiami kajuty. Weszłam tam i zastałam niezły burdel. Sterty ciuchów i rozrzuconej pościeli zajmowały cały pokój. „Ja to zrobiłam?” zdziwiłam się i zabrałam się za sprzątanie. Jak tylko skończyłam zaczęłam się pakować. Zastanawiałam się gdzie jest Itachi. W tym właśnie momencie wszedł do pomieszczenia. Mijając mnie bez słowa zaczął naśladować mnie i zbierać swoje rzeczy. Cisza, aż bolała. Nie wiedziałam jak miałam ja przerwać. Z nurtującym milczeniem kontynuowałam pakowanie. Jak na złe przed oczami stanął mi Naruto. Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Był jedyną osoba na której mi zależało. Teraz straciłam i jego. Nie miałam już nikogo. Został jedynie ból i koszmarna przeszłość. Szybko zasunęłam torbę i zapieczętowałam ją w zwoju. Nagle do moich uszu doszło pukanie. Itachi szybko schował się w łazience.
-Proszę!- krzyknęłam, a drzwi otworzyły się z hukiem.
-Poszukujemy zbiegłego Ninja, Sasuke Uchihy. Widziała go pani? – mężczyzna mówił wchodząc coraz głębiej.
-Nie. Nikogo nie widziałam. Nawet nie wiem jak wygląda ten cały Uchiha.
-Jest tu pani sama?
-Nie. Mój przyjaciel jest w łazience. – powiedziałam zgodnie z prawdą. Od razu usłyszałam szum spuszczanej wody, a z łazienki wyszedł Itachi. Znowu zmienił się w niskiego blondyna.
-A może Pan widział kogoś podejrzanego?
-Nie. – odpowiedział lakonicznie i usiadł na łóżku..
-NO dobrze. Przepraszam za najście. Życzę miłej podróży. – drzwi zatrzasnęły się, a na moją twarz wszedł pół uśmiech. Nawet nie wiedzą, ze szukają kogoś kogo tu naprawdę nie ma. Trochę im współczułam. To jak pogoń za tym koszmarnym kotem z Konohy.
-Co tobie tak wesoło? – mój nastrój prysł jak bańka mydlana.
-Nie twój interes. – mruknęłam i wdrapałam się na swoje łózko. Położyłam się na plecach i gapiłam się w sufit. NIE wiem ile leżałam, ale w tym czasie Itachi zdążył ogarnąć cały pokój i spakować się. Po paru minutach stanął przede mną w swojej prawdziwej postaci. Nasze twarze były na tej samej wysokości jednak nawet na niego nie spojrzałam. Zakasłał, żeby zwrócić na siebie uwagę.
-Mogłabyś zapieczętować moją torbę w zwoju.
-Nie. Radź sobie sam. – odwróciłam się do niego plecami.
-Zachowujesz się jak małe dziecko. – mruknął z wyrzutem.
-Może, ale to nie twój interes i nie masz prawa zwracać mi uwagi. – na tym skończyła się nasza dyskusja.
            Parę godzin później statek wpłynął do portu, a my wyszliśmy na suchy i zimny ląd. Założyłam szybko ciepły płaszcz nie chcąc umrzeć z zimna. Miałam mieszane uczucia co do miejsca ukrycia amuletu. Mój towarzysz nie odzywał się do mnie od czasu dyskusji w kajucie i dobrze. Nie miałam ochoty na niego patrzeć, a co dopiero z nim rozmawiać. Szłam tylko za nim i szczękałam zębami z zimna. Nawet płaszcz nie pomagał. Już widzę jak Itachi mi dogryza mówiąc „a nie mówiłem”.
            Wieczorem znaleźliśmy jakiś hotel, a ja od godziny okupowałam łazienkę. Ciepła woda w wannie dobrze na mnie działała. Rozluźniała każdy mięsień, a przede wszystkim rozgrzewała. Powoli zaczęłam opadać z sił poddając się błogiemu rozleniwieniu. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się tą chwilą. Zapachem róż i ciepłem, które otaczało całe moje ciało. Po jakimś czasie doszło mnie donośne pukanie.
-Sakura! Wyłaź  stamtąd!
-Wal się! – wrzasnęłam. Niech Itachi sam sobie radzi. Ja nie zamierzam stąd wychodzić jeszcze przez jakiś czas.
-Wyłaź, albo ja tam wejdę.
-Tak. Już to widzę. – zakpiłam i głębiej zatopiłam się w wodzie.
-Sam tego chciałaś – drzwi wleciały do łazienki, a w ich dawnym miejscu stanął Uchiha. Natychmiast usiadłam zasłaniając większość swojego ciała.
-Pojebało cię do reszty?! – krzyknęłam oburzona.
-Ostrzegałem cię. Teraz wyłaź. Tez chce się wykąpać. – nie mając innego wyjścia wzięłam ręcznik i szybko się nim owinęłam. Spojrzałam na resztki drzwi lezące na podłodze.
-Ciekawa jestem jak się z tego wytłumaczysz. –powiedziałam i wskazałam na kawałek drewna. Z podniesioną głową wyszłam. Natychmiast rzuciłam się na łóżko. Zaczęłam myśleć nad jutrzejszym dniem. Jak będzie wyglądać miejsce, w  którym ukryty jest amulet. I czy mój sen się spełni. Może uważam Itachiego za mordercę, ale polubiłam go. Nie ma już nawet żalu o tą sytuację z Naruto. Musiał to zrobić. NA jego miejscu postąpiłabym tak samo. Czas wyciągnąć rękę na zgodę.
-Itachi! – krzyknęłam tak, aby mnie usłyszał.
-Co jest? – mruknął
-Co jutro robimy.
-Nie wiem. Dopiero wieczorem wyjdziemy po amulet. Tobie radze kupić coś ciepłego. Wiedziałem jak marzłaś. Mówiłem, żebyś w Kumo kupiła coś ciepłego. – wiedziałam, ze mi to wypomni.
-Wiesz dokładnie gdzie to jest i jak tam dojść?
-Nie. Jutro się tam przejdę.- i dyskusja się urwała. Przebrałam się i  wróciłam na łóżko. Ułożyłam się wygodnie i przykryłam puszysta kołdrą. Nawet nie wiem kiedy usnęłam.
            Następny dzień minął dość szybko. Kupiłam sobie ciepłe ubrania, a jak wróciłam drzwi od łazienki były już na swoim starym miejscu. Byłam sama. Itachi jakieś parę godzin temu poszedł zorientować się gdzie dokładnie jest miejsce, w którym ukryty jest amulet. Wieczór zbliżał się coraz szybciej, a ja zanudzałam się na śmierć. Zastanawiałam się nad swoim ostatnim snem. Coraz bardziej się bałam. Moje rozmyślania przerwał Itachi.
-Sakura. Ubieraj się. Idziemy.
            Szliśmy od godziny. Śnieżyca coraz bardziej uprzykrzała nam życie. Kiedy już miałam strzelić focha i zorganizować strajk doszliśmy na miejsce. Przed moimi oczami była mała jaskinia. Wejście było mniej więcej mojej wysokości i szerokości jednego metra. Itachi musiał się nieźle schylić, aby tu wejść. Jedyne co mogło wskazywać, ze to jest właśnie to miejsce był mały rysunek na ścianie. Wachlarz Uchiha, w białym okręgu. Znaki mojego i Itachiego klanów. Spodziewałam się czegoś większego, bardziej majestatycznego. Weszłam do środka nie musząc obawiać się o uderzenie głową o sufit. W takich sytuacjach dziękowałam Bogu za mój wzrost. Korytarz rozszerzał się i zwiększał swoją wysokość. Niedługo i Itachi mógł się wyprostować. Szliśmy powoli jakieś pięć minut. Przed nami pojawiło się rozwidlenie. Byliśmy w kropce. Podeszłam do jednego z tuneli szukając jakiś poszlak.
-Cholera. – mruknął Itachi. – Gdzie mamy iść...- zastanawiał się na głos. A natomiast nadal lustrowałam ścianę lewego tunelu. Nagle natrafiłam na żłobienie. Odsunęłam się od ściany i zauważyłam duży okrąg.
-Itachi. Chodź tu na chwilę. – podszedł do mnie zdenerwowany.
-Co jest? – dłonią wskazałam to co zobaczyłam. Ten spojrzał na to. Nic nie mówiąc poszedł do drugiego tunelu. Tym razem to on przywołała mnie. Szybko do niego dotarłam. Był daleko w prawym tunelu.
-Spójrz. Znak mojego klanu. Skoro jest w tym tunelu, a twój w drugim… Sakura, chyba musimy się rozdzielić. – nie podobał mi się ten pomysł, ale przystałam na jego pomysł. Wróciłam się do rozwidlenia. Biegłam przez tunel. Coraz bardziej denerwowała mnie ta sytuacja. Byłam sama nie wiedząc co się dzieje z Itachim. Moje serce przyspieszyło swoją pracę synchronizując się z rytmem biegu. Wraz z pokonanym dystansem tunel zaczynał nabierać kształtu przeobrażając się w korytarz. Był prosty. Bez rozwidleń. Na ścianach były namalowane białe koła. „Nie. Nie. Nie.” Powtarzałam w myślach. Znowu powtarzała się sytuacja z mojego snu.
-Cholera!- wrzasnęłam. Przyspieszyłam bieg. Tak jak się spodziewałam na końcu korytarza zobaczyłam wielkie drzwi. Z bijącym sercem podeszłam do nich i nacisnęłam klamkę. Znalazłam się w wielkiej sali. Ni była taka jak w moim snie jednak mój niepokój nie zmalał. Nigdzie nie widziałam Itachiego. Weszłam do pomieszczenia. Była to ogromna sala. Nagie ściany wykute z kamienia, aż przyprawiały o dreszcze. Nigdzie nie widziałam miejsca do którego mogłabym się dalej udać. Jedyne co tu się znajdowało były drugie drzwi. Najprawdopodobniej prowadziły do tunelu Itachiego. Przeszłam się wzdłuż ścian pomieszczenia. Nadal nic. Żadnych wskazówek, ukrytych schowków czy przejść uruchamianych naciśnięciem na jakiś kamień. Wróciłam na środek komnaty oczekując Itachiego. Usiadłam na zimnym kamieniu. Nie musiałam długo czekać. Dźwięk otwieranych drzwi uraczył moje uszy.
-Sakura? – podszedł do mnie. – Gdzie jesteśmy? – zapytał
-Nie wiem. Ty mnie tu ściągnąłeś. Przypuszczam, ze jesteśmy jakieś dziesięć do dwudziestu metrów pod ziemią.
-Dobra. To co teraz.
-Obeszłam całe pomieszczenie nie ma tu nic szczegół…-moją wypowiedź przerwał dziwny dźwięk. Nie mogłam go określić żadną nazwą. Nagle przed naszymi oczami pojawił się kolejny korytarz. Szybko skierowaliśmy się w jego kierunku. Nieoczekiwanie nie mogłam przedostać się do środka. Coś mnie blokowało jakby niewidzialna ścian.
-Serio? – mruknęłam zażenowana.
-Dobra. NIE wiem co tu się dzieje, ale mam tego dość. – powiedział Itachi. –Chyba musisz tutaj zostać. Ja pójdę. Jakby co to krzycz. – szybko zniknął mi z oczu. Nie pozostało mi nic jak tylko czkać. Znowu usiadłam na zimnym gruncie. Założę się, ze będę miała przez to chore nerki. Siedziałam tak z jakieś piętnaście minut kiedy usłyszałam odgłosy walki. Zaniepokoiło mnie to.
-Itachi?! – krzyknęłam zdenerwowana.
-Co jest?1 – doszedł mnie stłumiony głos bruneta.
-Walczysz?!
-nie!- okej. Oficjalnie ogłaszam strajk. To miejsce jest bardzo dziwne. Najpierw te pojawiające się z znikąd korytarze, teraz odgłosy walki, której nie ma. Wymiękam.
„Sakura” – usłyszałam czyjś szept. Odwróciłam się zdenerwowana. Nikogo tu nie było.
-Itachi! Wołałeś mnie?!
-Nie! – ciarki przeszły mnie po plecach „Sakura” znowu ten sam szept. „Sakura” – ktoś ciągle powtarzał moje imię. Miałam wrażenie, ze ktoś szepcze mi prosto do ucha. Nikogo jednak ze mną nie było. „Co się tutaj dziej” pomyślałam. Szepty były coraz częstsze. Cały czas „Sakura, Sakura, Sakura” Zaczęłam krzyczeć. Te szepty wbiły mi się do głowy. NIE mogłam ich uciszyć. Jeden jedyny głos wyróżniał się od innych „Itachi cię potrzebuje”
-Sakura! – wzdrygnęłam się na dźwięk mojego imienia. Tym razem rozpoznałam głos Itachiego. – wszystko w porządku?! – nie odpowiedziałam. Szepty były coraz natrętniejsze. Nie do wytrzymania. Jeden jedyny głos wyróżniał się od innych „Itachi cię potrzebuje”. Porwałam się szybko i wbiegłam do tunelu, tym razem nic mnie nie powstrzymywało.  Musiałam tylko sprawdzić co się dzieje z Uchihą. Biegłam ile sił w nogach. Biegłam do Itachiego, a zarazem uciekałam od natrętnych szeptów. Byłam coraz bliżej czułam to. Od razu zobaczyłam sylwetkę Uchihy. Stał na środku trzymając coś w ręce. Podeszłam do niego i nic nie mówiąc przytuliłam się. Szepty ustały. Poczułam się wolna
-Zdobyłem to. – szepnął mi do ucha. Jego głos zdawał się wysnuty z jakichkolwiek emocji. Jedyne co wyczuwałam to ulga. Tą niemalże sielankową sytuację przerwał straszny hałas. Tunel zaczął się zapadać. „Cholera” pomyślałam. Złapałam Itachiego za rękę i pociągnęłam go za sobą. Rzuciliśmy się w szaleńczy bieg. Szybko udało nam się wydostać do głównej sali. Z sufitu sypał się gruz, a ja poczułam jak tracę grunt pod nogami. Niespodziewanie wszystko osnuła ciemność.
            Obudziłam się w ramionach Itachiego. Niemalże czułam to emanujące od niego ciepło. Było mi tak błogo. Ciekawość jednak wygrała. Zaczęłam rozglądać się po otoczeniu. Byliśmy już na zewnątrz. Śnieżyca ustała, a noc powoli ustępowała miejsce dniu. Itachi zorientował się, że się obudziłam i spojrzał na mnie. Stanął w miejscu i powoli postawił mnie na nogi. Po tradycyjnych pytaniach o moje samopoczucie zaczęliśmy wędrówkę do hotelu. Mijała szybciej niż podróż w druga stronę. Miałam watę zamiast nóg. Chwiałam się na prawo i lewo, ale nie okazywałam słabości. Widziałam, ze Itachi również jest zmęczony. Coś musiało się wydarzyć. Coś o czym nie chce mi powiedzieć. Ja jak to ja, ze zwykłą dla mnie nietaktownością musiałam zapytać.
-Co tam się stało?
-Nic.
-No powiedz mi. Widzę, ze coś cię męczy.
-Powiedzmy, że nie było tam kolorowo.
-Ale co dokładnie się wydarzyło.
-Widziałem śmierć swoich rodziców! Pasuje?! – od razu pożałowałam rozpoczęcia tej dyskusji. Musiałam jednak jakoś wybrnąć.
-Nie wiem, co tam się działo, ale mam wrażenie, ze coś wyraźnie chciało sobie z nas zaigrać. Z naszej psychiki. Uderzyło w najsłabsze punkty. U ciebie śmierć najbliższych, a u mnie obawa przed tym czego nie znam.
-Co ci się tam działo? Słyszałem jak krzyczałaś.
-Coś ciągle powtarzało moje imię. Taki szepczący głos. Cały czas. To było straszne. Nikogo nie widziałam. Byłam tam sama, a to coś ciągle powtarzało „Sakura”. Nadal słyszę ten głos w swojej głowie.
-Wszystko będzie dobrze. Grunt, ze to przetrwaliśmy. Damy radę. Mamy już połowę amuletu. – znowu się do niego przytuliłam. Nie wiem skąd się to wzięło, ale w jego ramionach czułam się bezpieczna. Jakby on osłaniał mnie przed złem całego świata. Wtuliłam się jeszcze mocniej. Pozwoliłam wszystkim uczuciom wypłynąć na zewnątrz. Po moich policzkach popłynęły łzy, a ja zaniosłam się szlochem.
-Już spokojnie. Jestem tu. Nikt cię nie skrzywdzi. – uspokajał mnie głaszcząc mnie po głowie. Kiedy już jego działanie poskutkowały ruszyliśmy w dalszą drogę. Nie puściłam jednak jego dłoni.
            Jak tylko wróciliśmy do hotelowego pokoju weszłam do łazienki. Z zamiarem przemycia twarzy podeszłam do umywalki. Odkręciłam wodę i oblałam twarz. Spojrzałam w lustro i przeżyłam szok. Na szkle widniał wielki napis „ Co posiadasz?”. Nie była to żadna groźba, ale fakt, ze to było napisane krwią przyprawiał o dreszcze. Natychmiast wybiegłam z łazienki i spłoszona usiadłam na łóżku. Nie wie czy dobór słów był celowy, ale miałam wrażenie, ze osoba, która za tym stoi doskonale zna moją sytuację. W końcu ja już nic nie posiadam. Ostatnią cenną rzecz utraciłam kilka dni temu. Rozpłakałam się. Zdezorientowany Itachi spojrzał na mnie. Doszedł do wniosku, ze ode mnie nie otrzyma żadnych wyjaśnień wszedł do łazienki. Wyszedł z niej tak szybko jak ja. Usiadł obok mnie i objął ramieniem.
-Spokojnie. To jakiś głupi żart. Nic się nie dzieje.
-Aaale to… to jest napisane… krwią… czyjąś krwią… Kto to mógł zrobić? – jąkałam się z emocji. Tego było za wiele.
-Nie wiem. Może to ta sama osoba, którą spotkaliśmy w Kumo. A teraz uspokój się i chodź. – wziął mnie za rękę i powoli zaprowadził do łazienki. Posadził mnie na toalecie i namoczył gąbkę wodą. Zaczął mnie obmywać, a ja zdrętwiała patrzyłam na krwawy napis.
-Itachi… Możesz to najpierw zetrzeć? Nie mogę na to patrzeć. – brunet spełnił moją prośbę. Litery znikały jak śnieg na wiosnę. W końcu lustro znowu było czyste. Po chwili ogarnęłam się i powoli podeszłam do umywalki. Wyprosiłam Itachiego i wzięłam szybki prysznic. Wyszłam wyczerpana, a Itachi powtórzył moje czynności. Leżałam zmęczona na łóżku i otępiała myślałam o niczym. Nawet nie zorientowałam się kiedy Itachi wyszedł z łazienki. Otrzeźwiałam dopiero kiedy objął mnie ramieniem i położył się obok mnie. Ja jednak wstałam, a ten nierozumnym spojrzeniem obserwował moje ruchy. Podeszłam do barku i wyjęłam butelkę sake. Wzięłam kilka bardzo dużych łyków i położyłam się z powrotem. Zmęczenie dało o sobie znać i usnęłam wtulona w Uchihe. To co między nami jest coraz bardziej mnie niepokoiło. Byliśmy stanowczo za blisko. Jednak coraz bardziej mi się to podobało.
            Wstaliśmy z samego rana. Panował ponury nastrój. Wiedzieliśmy, ze musimy wyruszać do nowej kryjówki Akatsuki, ale ani ja ani on nie mieliśmy na to ochoty. Nie mówiąc nic wyszłam. Musiałam przemyśleć całą relację z Uchihą.
            Chodząc po zaśnieżonych ulicach nie zrobiłam nic ze swoich postanowień. Nie myślałam ani o straconych przyjaciołach, ani o Itachim. Szczerze to włóczyłam się bez sensu. Nie chciałam jednak wracać do hotelu. Nagle na mojej drodze stanął Pein.
-Witam Sakura. Musimy porozmawiać. – jego głos był zimniejszy od temperatury powietrza. Zadrżałam. Nic nie mówiąc poszłam za nim. Doszliśmy na skraj wioski. Nurtowało mnie co takiego chce mi powiedzieć skoro zjawia się tu osobiście.
-Słuchaj nie będę owijał w bawełnę. Niepokoi mnie twoja relacja z Itachim. Nie ufam ci i dobrze o tym wiesz. Podejrzewam cię, że szpiegujesz dla Konohy. Może się mylę, ale przezorny zawsze ubezpieczony.
-Szefie. Spokojnie. Nikogo nie szpieguję, a już na pewno nie donosiłabym wiosce, którą gardzę. Wracając do moich relacji z Uchihą. Żadnych relacji nie ma. On ma swój cel, a ja swój. On mnie trenuje i tyle. – Pein spojrzał na mnie podejrzliwie, a ja niemal ugięłam się pod ciężarem jego spojrzenia.
-Haruno wesz, ze wystarczy jeden zły krok i jesteś martwa, prawda?
-Tak wiem.

-To dobrze. Mam cię na oku. I lepiej będzie dla ciebie jeśli nic nie spieprzysz i nie będziesz zbytnio zbliżać się do Itachiego. Nawiasem mówiąc. Masz ciekawego prześladowcę. – zniknął zostawiając mnie z milionem pytań. Jaki prześladowca? O czym on mówił? Jakie relacje z Itachim? No dobra tu coś było na rzeczy, ale sama jeszcze tego nie rozgryzłam. Powoli wracałam do hotelu. Miałam mętlik w głowie i byłam koszmarnie zmęczona. Nagle zobaczyłam na śniegu ten sam napis co wczoraj. Znowu krew i to pytanie „Co posiadasz?”

2 komentarze:

  1. Jej! Zupełnie nie tego spodziewałam się po rozdziale jedenastym. Tak czy owak, zaskoczyłaś mnie, pozytywnie ma się rozumieć. ^_^ Całość napisana naprawdę świetnie! Ciekawe kto jest tym prześladowcą i o co chodziło Danzo w tej rozmowie z Tsu... No nic, czekam na ciąg dalszy. :)

    Pozdrawiam,
    Blacky

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę pozbyć się przeczucia, że prześladowcą może być Sasuke... to moja pierwsza myśl po zobaczeniu słowa "prześladowca" XD

    A tak, to rozdział ciekawy i to bardzo :P

    OdpowiedzUsuń