piątek, 26 lipca 2013

Rozdział Dwunasty.

Rozdział trochę przegadany, wiem, że dialogi prze trzy czwarte rozdział€ to nie jest przepis na dobre opowiadanie, ale nie potrafiłam tego inaczej napisać... Teraz zapraszam do czytania :D
*****
Do hotelu biegłam ile sił w nogach. Nie wiem czemu uciekałam, ale chciałam znaleźć się tam jak najszybciej. Prześladowca. Czy o tej właśnie osobie mówił Pein?  Kim on mógł być? Przecież nikomu nigdy nie zrobiłam krzywdy. No dobra, może kogoś uderzyłam raz czy dwa, ale gdyby chodziło o to, to połowa wioski by mnie ścigała. Z mętlikiem w głowie biegłam przed siebie, nie zważając na ludzi parłam do przodu. Byle znaleźć się w hotelu i wyruszyć do kryjówki. Właśnie, Akatsuki i Kisame. Przez całe to zamieszanie prawie zapomniałam o swoim prawdziwym celu. Zabicie Hoshigakiego. Teraz już moje myśli wirowały wokół wszystkiego. Prześladowcy, Kisame, Itachiego i Konohy. Miałam ochotę się poddać. Przegrać walkę z życiem, z własnymi pragnieniami i wrócić do dawnego życia. Nagle poczułam, ze na kogoś wpadłam. Podniosłam głowę do góry.
-Przepra… - odskoczyłam od mężczyzny. - Sasuke?!  Co ty tu robisz?
-Stoję, wpadam na ludzi i tak dalej, a ty? – sarkazm, znowu. Jak bardzo mnie to irytowało.
-Można powiedzieć, ze to samo, a teraz wybacz, muszę już iść. – minęłam go jednak nie dane było mi odejść. Poczułam mocny uścisk na nadgarstku.
-Wiesz, że gdyby nie to, ze mnie wtedy zaskoczyłaś nie udałoby ci się mnie obezwładnić?-doskonale to wiedziałam.
-Pokonałabym cie nawet z zamkniętymi oczami, a teraz puszczaj mnie. – wyrwałam dłoń z uścisku i pobiegłam w swoją stronę.  Na szczęście ni zatrzymał mnie.
                Wbiegłam do hotelowego pokoju. Na szczęście nie było Itachiego. Od razu zacząłby zadawać pytania, których nie miałam ochoty słuchać. Położyłam się na plecach i spoglądałam na sufit. Miliony pytań napływały mi do głowy. Kim jest ten prześladowca? O co chodziło Peinowi? Wstałam i chodziłam w kółko.
-Co ty tak krążysz? – podskoczyłam na dźwięk głosu Itachiego.
-Zastanawiam się. – powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Nad czym?
-nad wczorajszym wydarzeniem. Wiesz tym napisem na lustrze.
-I co? Doszłaś do jakichkolwiek wniosków? – pokręciłam głową. Naprawdę nie miałam zielonego pojęci kto mógłby chcieć mnie zastraszać. Trudno się mówi. Teraz musimy wrócić do kryjówki. Ładnie poprosiłam o to, zebyśmy wracali. Nie spotkałam się z odmową. Zgrabnie wczołgałam się na środek łózka i usiadłam po turecku. Jak nic nie rozumiejące dziecko obserwowałam Uchihe. Coraz bardziej lubiłam to robić. Widziałam zarys każdego mięśnia. Rejestrowałam najmniejszy jego ruch. Byłam jak zahipnotyzowana. Mój trans przerwał jego głos.
-Co mi się tak przyglądasz?
-A tak jakoś. – przyznałam. Sama nie znałam przyczyn mojego zafascynowania. Odrobinę zmieszana tym, ze on to zauważył zmieniłam temat. – Właściwie to pokaż mi ten amulet. Jeszcze go nie widziałam. – sięgnął do kieszeni i rzucił coś w moim kierunku. Złapałam to zwinnie i zaczęłam oglądać. Tak jak się spodziewałam była to czarna połówka yin-yang.
-Serio? Mogli wymyślić coś bardziej kreatywnego. – odrzuciłam amulet w stronę Uchihy.
                Już od paru godzin podróżowaliśmy. Słońce chyliło się ku zachodowi. Moje mięsnie wyraźnie dawały mi znać, ze potrzebują odpoczynku. Nie dawałam jednak za wygraną. Ciągle próbowałam dorównać Itachiemu. Ten bez problemu i ani jednej kropelki potu biegł obok mnie.  Byłam wniebowzięta kiedy zaproponował postój. Usiadłam pod byle drzewem, a Uchiha przysiadł się do mnie. Rozważaliśmy dalsza podróż, chociaż najchętniej bym tu przenocowała. To był minus bycia w Akatsuki. Nie można spać gdzie popadnie. Ciągle trzeba znajdować kryjówki. Uciekać i się ukrywać. Powoli miałam tego dość. Wstałam, aby się przejść. Po przejściu paru kroków zakręciło mi się w głowie, a obraz zasnuły czarne kropki. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa i upadłam. Słyszałam jak Itachi wstaje i do mnie podbiega jednak nic nie widziałam. Nie straciłam przytomności. Straciłam wzrok! Próbowałam wstać jednak to nic nie dało. Poruszałam nogami i je czułam, ale ona mnie nie słuchały. Robiły co chciały. Byłam przerażona.
-Sakura! Co się stało? – skierowałam głowę w kierunku głosu.
-Nie wiem. Nic nie widzę. Nie mogę ruszać nogami. Itachi, co się ze mną dzieje?!
-Nie mam pojęcia. – powiedział i wziął mnie na ręce. Jeszcze raz próbowałam poruszyć nogami. Tym razem już na nic nie reagowały.
                Obudziłam się. Otworzyłam oczy. Nadal ciemność. Na całe szczęście mogłam się już sama poruszać. Nie miałam pojęcia gdzie jestem, jednak wyczułam pod sobą miękka powierzchnię. To chyba było łózko. Nie wiem tez ile spałam.
-Itachi – szepnęłam. Bez odzewu. – Itachi – powtórzyłam trochę głośniej. Nadal nic. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
-Sakura? Jak się czujesz. – to była Konan. Zdecydowanie byłam już w kryjówce.
-Dobrze. Tylko nic nie wiedzę. – powiedziałam smutno.- Jaka jest pora dnia?
-Dzień. Spałaś dwie doby. Możesz już ruszać nogami?
-Tak.
-To dobrze. – Konan usiadła obok mnie. Powoli oprowadziła mnie po pokoju. Pokazała mi gdzie jest łazienka, szafa, lóżko i drzwi. Poinformowała mnie również, ze do póki nie odzyskam wzroku będę dzielić pokój z Itachim. Jakoś mi to już nie przeszkadzało.
              Po wyjściu Konan położyłam się na łóżku. No bo co innego mogłam robić. Książki nie poczytam. Wyjść tez nie wyjdę. Na prawdę do wszystkich moich problemów brakowało jeszcze tylko ślepoty. Do moich uszu doszło pukanie do drzwi.
-Proszę! – usłyszałam otwierane drzwi i miarowe kroki. – Kto to?
-To ja, Deidara. – podniosłam się na łokciach.
-Czego ode mnie chcesz? – warknęłam. Ten odpowiedział, ze przyszedł porozmawiać. Nudy, ale i tak nie miałam nic do roboty. Opowiedział mi wszystko o „przeprowadzce” i o tym jak Tobi omal nie wyleciał w powietrze ze starą kryjówką. Przyznaje się bez bicia, ze ta historia mnie rozśmieszyła. Niestety Deidara musiał w końcu iść. Udało mi się go jednak zatrzymać.
-Dei, zaprowadzisz mnie do lidera?
-A sama nie możesz i… A racja – uderzyłam dłonią w czoło i zaśmiałam się cicho. On mnie czasem naprawdę irytował i żenował. –chodź – podszedł do mnie i podał mi rękę.
                Gabinet Peina. Może i nie wiedziałam, ale potrafiłam sobie go wyobrazić. Tone książek na starych regałach. Wielkie biurko z drzewa wiśniowego i ogromne skórzane krzesło. Już w powietrzu czuło się atmosferę tego miejsca – napięcie i opanowanie. Usłyszałam trzask drzwi – znak, ze mogę zacząć rozmowę z Peinem:
-Liderze, musze o czymś z tobą porozmawiać.
-Mów
-Chodzi o moją rolę w Akatsuki. Mam również być medykiem, dlatego doszłam do wniosku, ze należałoby wyznaczyć jeden pokój na mój gabinet. Wiesz o co mi chodzi. Trzymałabym w nim leki, zioła i byłoby pare łóżek dla chorych. Również założyłabym kartoteki. Zapisywałabym wyniki badań i inne lekarskie bzdety.
-Nie ma sprawy, ale zapomnij o zapisywaniu czegokolwiek, Haruno. Nadal ci nie ufam To wszystko?
-Nie. Mówiłeś o misji na którą miałam iść z Kisame. Ze względu na mój stan, nie mogę wykonać tej misji. Nie wiem też czy wzrok powróci.
-To może zaczekać do twojego powrotu do zdrowia.
-Ale ja nie wiem, czy on wróci. Najlepiej byłoby gdybym udała się do lekarza. Sama bez wzroku się nie zdiagnozuję, nie wykonam badań, z resztą nie mam potrzebnego sprzętu, który nawiasem mówiąc trzeba by było zakupić.
-O tym porozmawiasz z Kakuzu. A co do lekarza Konan może pomóc ci ze wstępnymi badaniami. Teraz się wynoś. – Po omacku trafiłam do drzwi. Tam już czekał Deidara, aby odprowadzić mnie do pokoju.
                Nuuuudze się. Tak potwornie się nudzę. Już drugi dzień leżę bez celu i nic nie robię. Zaczęłam przeklinać to co mi się przytrafiło. Jedyną rzeczą nad którą dłużej się zastanawiałam było to, gdzie podział się Itachi. Nie „widziałam” go od kiedy trafiłam do nowej kryjówki. Nie znałam również powodu jego nieobecności. Przez te dni próbowałam z Konan zdiagnozować moje oczy, jednak jej nieznajomość technik medycznych wszystko utrudniała. Może i kogoś wyleczy, ale nic poza tym. Bardzo mnie to denerwowało. Najbardziej ta niewiedza, co do mojego stanu. Tak bardzo chciałam, żeby Itachi wrócił. Przynajmniej miałabym z kim rozmawiać całymi dniami, nawet o takich głupotach jak książki. Właśnie ta jego nieobecność uświadomiła mi jak bardzo się do niego przywiązałam. Nagle rozległ się trzask drzwi. Nikt się nie odezwał. Usiadłam próbując wyczuć, kto mógł mnie odwiedzić. Kolejny trzask. Chyba drzwi od łazienki. Wstałam chwiejnie, nadal nie byłam pewna otoczenia. Powoli doszłam do łazienki. Przystawiłam ucho do drzwi. Tam faktycznie ktoś był. Drzwi się otworzyły, a ja upadłam z hukiem na podłogę. Przy okazji strąciłam coś. Rozległ się trzask tłuczonego szkła.
-Cholera – mruknęłam pod nosem.
-Sakura? Nic ci się nie stało? – Jak wielka była moja radość kiedy usłyszałam głos Uchihy. Rzuciłam się mu na szyję. Na szczęście był na tyle blisko, ze ta akrobacja nie skończyła się następną demolką. Przyciągnął mnie do siebie, a ja napawałam się jego cudownym zapachem.
-Spoufalasz się z wrogiem? – zapytał ze śmiechem w głosie.
-Cicho, Uchiha. – mruknęłam mocniej go przytulając. Ten delikatnie mnie od siebie odepchnął. Chyba na mnie spojrzał, ale nie byłam tego pewna.
-Nadal nie widzisz, prawda? – pokręciłam głową, a cały mój dobry nastrój prysnął jak bańka mydlana. Niespodziewanie podniósł mnie z podłogi i doniósł do łóżka delikatnie na nim kładąc. Usiadł w moich nogach.
-Posłuchaj. Dowiedziałem się czegoś.
-Dlatego cię nie było?
-Tak, ale słuchaj. Kiedy wzięliśmy amulet… - Dotknęłam swojej szyi. Nadal tam był. Długi srebrny łańcuszek z połówka amuletu na końcu. – twoje geny się przebudziły. Pamiętasz jak mówiłem o kekkei genkai? – kiwnęłam głowa. – to może zaczne od początku. Kekkei genkai to umiejętność łączenia dwóch natur chakry. Jest przekazywane z pokolenia na…
-Wiem co to jest! Do rzeczy. – warknęłam zirytowana.
-To tak. Mówiłem, ze potrafisz opanować każdą naturę. Sam widziałem jak używasz co najmniej czterech z nich.
-Tak umiem używać wszystkich. To prawda.
-Ponoć w twoim klanie nie występowało kekkei genkai. To coś przekracza nawet kekkei tota – łączenie trzech natur. Ty potrafisz połączyć które tylko chcesz, bez względu na ich ilość.
-Itachi. Nie potrafię czegos takiego. Fakt. Nauczyłam się używać wszystkich natur chakry, ale nie potrafię ich połączyć.
-Słuchaj do końca! – wrzasnął, a ja skuliłam się, zmieniając się w słuch. – Właśnie ta umiejętność obudziłaś, kiedy znaleźliśmy amulet. Twoja chakra, ta tylko twoja, zareagowała na technikę broniącą amuletu. Możliwe, ze dlatego oślepłaś, ze to tylko przejściowe. Możliwe też, ze ta nowo przebudzona chakra cię zabija. Próbuje zlikwidować obcą chakre, która jest w twoim ciele.
-Czyli co? – wiedziałam o czym on mówił. Jednak nie mogłam przyjąć tego do siebie.
-Słuchaj, jest jeszcze jedna możliwość. Druga umiejętność twojego klanu  to dojutsu, jednak o tym wiem bardzo mało. Praktycznie było to tylko wspomniane.
-Poczekaj, po kolei. Oślepłam, bo: opcja a – budzi się moje kekkei genkai, czy jak to by tam nazwać; opcja b- moja przebudzona chakra niszczy tą obcą; opcja c – budzi się we mnie dojutsu.
-Tak. Jeśli to opcja a lub c  to jest to chwilowe. Jeśli opcja b to…
-umrę – zamarłam. Momentalnie do moich oczu napłynęły łzy. Poczułam rękę na moim kolanie.
-Będzie dobrze. Zobaczysz.
-Nie pierdol. Nie masz pewności czy będzie dobrze. – wtuliłam się w jego pierś. Jednak ślepota na coś mi się przydała. Mogłam bezkarnie jeździć palcami po jego mięśniach. Nie poprawiło mi to jednak humoru. Nagle do mojej głowy wpadł idealny pomysł. –Słuchaj, jeśli moją chakra niszczy tą obcą to jest sposób, aby to sprawdzić. Spróbuje wyciągnąć z ciebie odrobinkę chakry i zmieszać ją z własną, wiesz tą moją moją. Jeśli zabarwi się na czerwono to.. znaczy, że..
-wiem. – powiedział pochmurnym głosem
-Co? Martwisz się, że umre? – zaśmiałam się, aby rozładować atmosferę.
-Wiesz, bez ciebie nie zdobędę drugiej części amuletu.
-Tylko dlatego? – mruknęłam cicho wtulając się mocniej w Itachiego.
-Tak.
-Phi – odsunęłam się od niego prawie spadając z łózka.
-Uważaj. – złapał mnie za rękę, co uchroniło mnie przed niechybnym upadkiem. Był blisko mnie. czułam jego oddech na swojej twarzy. Przybliżyłam się do niego, a on zmniejszył dystans między nami do zera. Złapałam go za szyje mocniej do siebie przyciągając. A drugą rękę wplotłam w jego włosy. Całował niesamowicie. Napierał na mnie, a ja położyłam się na łóżku. Pocałunki stawały się coraz namiętniejsze. Ile bym dała, żebym mogła teraz otworzyć oczy i zobaczyć jak wygląda. Zdjęłam gumkę, którą wiązał włosy i je rozpuściłam. Delikatnie łaskotały mnie w szyje, kiedy Itachi pochylał się nade mną. Wsunęłam rękę pod jego bluzkę i sunęłam palcami po jego torsie. Na szybko zdjęłam ja z niego. Ile bym dała, żeby móc to zobaczyć. Itachi zszedł z pocałunkami na moją szyje. Było mi tak przyjemnie. Chciałam, żeby to trwało wiecznie. Niestety ktoś musiał z hukiem wejść do naszego pokoju
-Itachi! Lider cię wo… woła. – Hidan. Naprawdę, nie było lepszej osoby do przerwania nam. –Co wy odpierdalacie?!- zrzuciłam z siebie Itachiego, który wylądował na drugiej połowie dużego łózka.
-Nic, o czym mógłbyś komukolwiek powiedzieć. – syknęłam.
-Dobra, dobra. Już zapominam co tu się wydarzyło. Itachi, Lider..
-słyszałem. Teraz się wynoś. – wstał i wykopał białowłosego za drzwi.
-Kurwa, ten to zawsze musi coś spieprzyć. – mruknął pod nosem. Chyba miałam tego nie usłyszeć.
-Itachi. Zróbmy to.
-Eeee… Co niby mamy zrobić? – Wow. Zmieszani i zakłopotanie u Itachiego. Zero jeden dla Sakury Haruno.
-No te… nazwę to badaniami.
-a no tak.
-Daj mi swoją rękę. – ten spełnił moją prośbę, a ja zabrałam się do roboty. Z trudem nie wchłonęłam chakry Itachiego, utworzyłam coś na rodzaj rasengana. Zmieszałam chakre Itachiego z moją.
-Jaki ona ma kolor.
-Niebieski. – utrzymywałam chakre w dłoni. – zabarwia się na zielono.
-Uff. – wchłonęłam chakre i opadłam na łóżko. – czyli nie umrę. Ała. – wrzasnęłam z bólu. W brzuchu przeszył mnie lodowaty ból. Powoli rozchodził się po całym ciele. Czułam się jakby milion igiełek lodu płynęło w moich żyłach. – Kurwa mać. – klęłam w niebogłosy. Itachi dopytywał się zmartwionym głosem, jednak nie byłam w stanie mu odpowiedzieć. Ból powoli łagodniał przechodząc w delikatne mrowienie. Otworzyłam oczy.
-Itachi! JA widzę! – wrzasnęłam ze szczęścia. Przymrużyłam oczy. Światło strasznie mnie raziło. - Możesz zgasić światło? – mruknęłam zasłaniając oczy. Usłyszałam pstryknięcie kontaktu i otworzyłam znowu oczy.
-Itachi ja widzę.
-mówiłaś – powiedział wesołym głosem. Rzuciłam się na niego. Ten złapał mnie w pasie i przytulił do siebie.
-Ja widzę. Ja widzę. Ja widzę. Ja widzę.
-Wiem. – śmiał się. Postawił mnie na nogach i rozczochrał mi włosy. Nadal trzymał mnie w swoim uścisku. Czułam się przy nim taka mała. W końcu mogłam ujrzeć ten jego cudowny uśmiech. wspięłam się na palce i pocałowałam go. Nie wiem czy cokolwiek do niego czuję, ale przyznajmy to, mam słabość do Uchihów. Itachi objął mnie mocniej w pasie i pogłębił pocałunek. To zdecydowanie będzie moje ulubione zajęcie na nudne popołudnie. Odkleiłam się od niego.
-Itachi, Pein cię wzywał. – brunet mruknął niezadowolony.
-Już idę. – puścił mnie, a ja wskoczyłam na łóżko. Nagle mój brzuch odezwał się z głośnym burczeniem. – Lepiej ty idź coś zjeść.
                W kuchni jak zwykle był harmider. Nie udałoby mi się tu dotrzeć gdyby nie Hidan, który oczywiście nie mógł się powstrzymać od komentarzy.
-Sakura?! Co ty tu robisz? – zdziwiona Konan patrzyła się na mnie.
-Nic. Chce coś zjeść.
-Ale jak ty tu dotarłaś.

-Przyszłam na nogach. I tak. Znowu widzę. – to samo o z Itachim. Radość piszczenie i inne kobiece bzdety. Szybko wzięłam się za robienie sobie posiłku. Nie obyło się bez zamówień innych członków organizacji. Usiadłam przy stole i rozkoszowałam się rozmowami i żartami z organizacją. Naprawdę zaczynam lubić tych ludzi, a Itachiego w szczególności. Jedynym wyjątkiem był Kisame. Bacznie go obserwowałam i knułam swój plan, jakby go tu zabić.

********

Przepraszam waz za kolejną długą nieobecność. Tym razem to nie moja wina (no może troszeczkę) ciągle mnie brali na jakieś wyjazdy (ile można) no, ale rozdział bardzo krótki, ale według mnie jeden z lepszych. Jakoś dzisiaj napadła mnie wena i wyszło mi spod palców, rzucających iskry, takie cudo. Mam nadzieję, ze wam się podoba. Komentujcie :D

poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozdział Jedenasty.

Na wstępie chciałabym wszystkich przeprosić za brak rozdziału przez dłuuuuugi czas. Na wasze szczęście nigdzie na razie nie wyjeżdżam więc mam czas na pisanie :D tak, tez się z tego cieszę. W roku szkolnym pod koniec szczególnie nie miałam zbytnio czasu nawet pomyśleć o pisaniu, a co dopiero do tego usiąść. Teraz jak już wszystko mam pięknie zaliczone moge się temu oddać w całości. :D z góry przepraszam za błędy... pisałam to koło 1 w nocy xD tak więc prosze o przymknięcie na to oka xD

***********

SAKURA
Ślimak zniknął, a my siedzieliśmy w ciszy. Żadne z nas pewnie nie wiedziało, co powiedzieć, jak skomentować to, co usłyszeliśmy. Wstałam bez słowa i zaczęłam chodzić w kółko analizując uzyskane informacje. Po pierwsze Tsunade wie, ze jestem w Akatsuki. Po drugie chce to wykorzystać. "Pieprzona Konoha" przeszło mi przez myśl. "Czy oni nie rozumieją, ze za szpiegowanie mogę zginąć" warczałam w myślach. Szybko jednak powróciłam do dalszych rozważań. Danzo chciał powiedzieć coś o klanie Uchiha i to o czasach, kiedy zarówno Sasuke jak i Itachi już żyli. Mój towarzysz musiał wiedzieć, o co chodziło skoro nie odzywał się od dobrych dwóch minut. Jak wielkie było moje zdziwienie, kiedy Itachi przeciągnął się i ziewnął.
-Jezu ten stary pryk pierdoli jak potłuczony – powiedział w przerwie od wyciągania swoich mięśni. Nawiasem jak kobieta muszę stwierdzić, ze mięśnie to on miał cudowne.
-Stary czy nie stary, ale, o czym on mówił? - Spojrzałam wymownie na Itachiego.
-Nie wiem. Mówię, ze pierdolił głupoty.
-Taaa... Yhym. Nie chcesz, nie mów. Prędzej czy później i tak się dowiem. - Zagroziłam i poszłam w swoją stronę. Myślałam nad pomysłem Tsunade. Miałabym zostać szpiegiem. Codziennie ryzykować życie dla wioski. W sumie mogłabym się na to zgodzić, ale było to niemożliwe. Itachi już o wszystkim słyszał. Teraz zapewne nie będzie odstępował mnie na krok. Jak na zawołanie usłyszałam jego głos.
-Nie myśl, że pozwolę ci szpiegować. - Prychnęłam głośno i szłam dalej. Szybko moja droga została zagrodzona.-Słyszałaś, co mówiłem?
-Tak, tak. - Starałam się go zbyć i ominąć. Wszystko jednak na nic się zdało. Poczułam jak ściska mnie za nadgarstek.- Boże, ogarnij się. Nie będę szpiegować! – uścisk ustąpił. Jednak twarz Uchihy nie zeszła mi z oczu. Staliśmy przed sobą jakieś parę sekund. Oczekiwanie, aż jedno z nas się odezwie było nieznośne. Postanowiłam, że zgrabnie go wyminę. Ten odezwał się już po pierwszym drgnięciu mego ciała,
-Dzisiaj wpłyniemy do portu w Yuki. Spakuj swoje rzeczy. – odszedł. Naprawdę czasem go nie rozumiem. Najpierw jest natrętny jak mucha i nie daje się odpędzić, a za chwilę zwiewa nie wiadomo dlaczego. Nigdy nie miałam daru zrozumienia Uchihów. Prychnęłam pod nosem i skierowałam się do kajuty. Niestety jak tylko zostałam sama wspomnienie tamtych mężczyzn i wstręt do mnie wróciły. Próbowałam wyrzucić to z głowy, myśleć o czymkolwiek innym jednak nie udało mi się to. Nie powinnam rozpaczać w końcu do niczego nie doszło, ale to wydarzenie zaszyło się w mojej psychice. Nie zorientowałam się kiedy już byłam pod drzwiami kajuty. Weszłam tam i zastałam niezły burdel. Sterty ciuchów i rozrzuconej pościeli zajmowały cały pokój. „Ja to zrobiłam?” zdziwiłam się i zabrałam się za sprzątanie. Jak tylko skończyłam zaczęłam się pakować. Zastanawiałam się gdzie jest Itachi. W tym właśnie momencie wszedł do pomieszczenia. Mijając mnie bez słowa zaczął naśladować mnie i zbierać swoje rzeczy. Cisza, aż bolała. Nie wiedziałam jak miałam ja przerwać. Z nurtującym milczeniem kontynuowałam pakowanie. Jak na złe przed oczami stanął mi Naruto. Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Był jedyną osoba na której mi zależało. Teraz straciłam i jego. Nie miałam już nikogo. Został jedynie ból i koszmarna przeszłość. Szybko zasunęłam torbę i zapieczętowałam ją w zwoju. Nagle do moich uszu doszło pukanie. Itachi szybko schował się w łazience.
-Proszę!- krzyknęłam, a drzwi otworzyły się z hukiem.
-Poszukujemy zbiegłego Ninja, Sasuke Uchihy. Widziała go pani? – mężczyzna mówił wchodząc coraz głębiej.
-Nie. Nikogo nie widziałam. Nawet nie wiem jak wygląda ten cały Uchiha.
-Jest tu pani sama?
-Nie. Mój przyjaciel jest w łazience. – powiedziałam zgodnie z prawdą. Od razu usłyszałam szum spuszczanej wody, a z łazienki wyszedł Itachi. Znowu zmienił się w niskiego blondyna.
-A może Pan widział kogoś podejrzanego?
-Nie. – odpowiedział lakonicznie i usiadł na łóżku..
-NO dobrze. Przepraszam za najście. Życzę miłej podróży. – drzwi zatrzasnęły się, a na moją twarz wszedł pół uśmiech. Nawet nie wiedzą, ze szukają kogoś kogo tu naprawdę nie ma. Trochę im współczułam. To jak pogoń za tym koszmarnym kotem z Konohy.
-Co tobie tak wesoło? – mój nastrój prysł jak bańka mydlana.
-Nie twój interes. – mruknęłam i wdrapałam się na swoje łózko. Położyłam się na plecach i gapiłam się w sufit. NIE wiem ile leżałam, ale w tym czasie Itachi zdążył ogarnąć cały pokój i spakować się. Po paru minutach stanął przede mną w swojej prawdziwej postaci. Nasze twarze były na tej samej wysokości jednak nawet na niego nie spojrzałam. Zakasłał, żeby zwrócić na siebie uwagę.
-Mogłabyś zapieczętować moją torbę w zwoju.
-Nie. Radź sobie sam. – odwróciłam się do niego plecami.
-Zachowujesz się jak małe dziecko. – mruknął z wyrzutem.
-Może, ale to nie twój interes i nie masz prawa zwracać mi uwagi. – na tym skończyła się nasza dyskusja.
            Parę godzin później statek wpłynął do portu, a my wyszliśmy na suchy i zimny ląd. Założyłam szybko ciepły płaszcz nie chcąc umrzeć z zimna. Miałam mieszane uczucia co do miejsca ukrycia amuletu. Mój towarzysz nie odzywał się do mnie od czasu dyskusji w kajucie i dobrze. Nie miałam ochoty na niego patrzeć, a co dopiero z nim rozmawiać. Szłam tylko za nim i szczękałam zębami z zimna. Nawet płaszcz nie pomagał. Już widzę jak Itachi mi dogryza mówiąc „a nie mówiłem”.
            Wieczorem znaleźliśmy jakiś hotel, a ja od godziny okupowałam łazienkę. Ciepła woda w wannie dobrze na mnie działała. Rozluźniała każdy mięsień, a przede wszystkim rozgrzewała. Powoli zaczęłam opadać z sił poddając się błogiemu rozleniwieniu. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się tą chwilą. Zapachem róż i ciepłem, które otaczało całe moje ciało. Po jakimś czasie doszło mnie donośne pukanie.
-Sakura! Wyłaź  stamtąd!
-Wal się! – wrzasnęłam. Niech Itachi sam sobie radzi. Ja nie zamierzam stąd wychodzić jeszcze przez jakiś czas.
-Wyłaź, albo ja tam wejdę.
-Tak. Już to widzę. – zakpiłam i głębiej zatopiłam się w wodzie.
-Sam tego chciałaś – drzwi wleciały do łazienki, a w ich dawnym miejscu stanął Uchiha. Natychmiast usiadłam zasłaniając większość swojego ciała.
-Pojebało cię do reszty?! – krzyknęłam oburzona.
-Ostrzegałem cię. Teraz wyłaź. Tez chce się wykąpać. – nie mając innego wyjścia wzięłam ręcznik i szybko się nim owinęłam. Spojrzałam na resztki drzwi lezące na podłodze.
-Ciekawa jestem jak się z tego wytłumaczysz. –powiedziałam i wskazałam na kawałek drewna. Z podniesioną głową wyszłam. Natychmiast rzuciłam się na łóżko. Zaczęłam myśleć nad jutrzejszym dniem. Jak będzie wyglądać miejsce, w  którym ukryty jest amulet. I czy mój sen się spełni. Może uważam Itachiego za mordercę, ale polubiłam go. Nie ma już nawet żalu o tą sytuację z Naruto. Musiał to zrobić. NA jego miejscu postąpiłabym tak samo. Czas wyciągnąć rękę na zgodę.
-Itachi! – krzyknęłam tak, aby mnie usłyszał.
-Co jest? – mruknął
-Co jutro robimy.
-Nie wiem. Dopiero wieczorem wyjdziemy po amulet. Tobie radze kupić coś ciepłego. Wiedziałem jak marzłaś. Mówiłem, żebyś w Kumo kupiła coś ciepłego. – wiedziałam, ze mi to wypomni.
-Wiesz dokładnie gdzie to jest i jak tam dojść?
-Nie. Jutro się tam przejdę.- i dyskusja się urwała. Przebrałam się i  wróciłam na łóżko. Ułożyłam się wygodnie i przykryłam puszysta kołdrą. Nawet nie wiem kiedy usnęłam.
            Następny dzień minął dość szybko. Kupiłam sobie ciepłe ubrania, a jak wróciłam drzwi od łazienki były już na swoim starym miejscu. Byłam sama. Itachi jakieś parę godzin temu poszedł zorientować się gdzie dokładnie jest miejsce, w którym ukryty jest amulet. Wieczór zbliżał się coraz szybciej, a ja zanudzałam się na śmierć. Zastanawiałam się nad swoim ostatnim snem. Coraz bardziej się bałam. Moje rozmyślania przerwał Itachi.
-Sakura. Ubieraj się. Idziemy.
            Szliśmy od godziny. Śnieżyca coraz bardziej uprzykrzała nam życie. Kiedy już miałam strzelić focha i zorganizować strajk doszliśmy na miejsce. Przed moimi oczami była mała jaskinia. Wejście było mniej więcej mojej wysokości i szerokości jednego metra. Itachi musiał się nieźle schylić, aby tu wejść. Jedyne co mogło wskazywać, ze to jest właśnie to miejsce był mały rysunek na ścianie. Wachlarz Uchiha, w białym okręgu. Znaki mojego i Itachiego klanów. Spodziewałam się czegoś większego, bardziej majestatycznego. Weszłam do środka nie musząc obawiać się o uderzenie głową o sufit. W takich sytuacjach dziękowałam Bogu za mój wzrost. Korytarz rozszerzał się i zwiększał swoją wysokość. Niedługo i Itachi mógł się wyprostować. Szliśmy powoli jakieś pięć minut. Przed nami pojawiło się rozwidlenie. Byliśmy w kropce. Podeszłam do jednego z tuneli szukając jakiś poszlak.
-Cholera. – mruknął Itachi. – Gdzie mamy iść...- zastanawiał się na głos. A natomiast nadal lustrowałam ścianę lewego tunelu. Nagle natrafiłam na żłobienie. Odsunęłam się od ściany i zauważyłam duży okrąg.
-Itachi. Chodź tu na chwilę. – podszedł do mnie zdenerwowany.
-Co jest? – dłonią wskazałam to co zobaczyłam. Ten spojrzał na to. Nic nie mówiąc poszedł do drugiego tunelu. Tym razem to on przywołała mnie. Szybko do niego dotarłam. Był daleko w prawym tunelu.
-Spójrz. Znak mojego klanu. Skoro jest w tym tunelu, a twój w drugim… Sakura, chyba musimy się rozdzielić. – nie podobał mi się ten pomysł, ale przystałam na jego pomysł. Wróciłam się do rozwidlenia. Biegłam przez tunel. Coraz bardziej denerwowała mnie ta sytuacja. Byłam sama nie wiedząc co się dzieje z Itachim. Moje serce przyspieszyło swoją pracę synchronizując się z rytmem biegu. Wraz z pokonanym dystansem tunel zaczynał nabierać kształtu przeobrażając się w korytarz. Był prosty. Bez rozwidleń. Na ścianach były namalowane białe koła. „Nie. Nie. Nie.” Powtarzałam w myślach. Znowu powtarzała się sytuacja z mojego snu.
-Cholera!- wrzasnęłam. Przyspieszyłam bieg. Tak jak się spodziewałam na końcu korytarza zobaczyłam wielkie drzwi. Z bijącym sercem podeszłam do nich i nacisnęłam klamkę. Znalazłam się w wielkiej sali. Ni była taka jak w moim snie jednak mój niepokój nie zmalał. Nigdzie nie widziałam Itachiego. Weszłam do pomieszczenia. Była to ogromna sala. Nagie ściany wykute z kamienia, aż przyprawiały o dreszcze. Nigdzie nie widziałam miejsca do którego mogłabym się dalej udać. Jedyne co tu się znajdowało były drugie drzwi. Najprawdopodobniej prowadziły do tunelu Itachiego. Przeszłam się wzdłuż ścian pomieszczenia. Nadal nic. Żadnych wskazówek, ukrytych schowków czy przejść uruchamianych naciśnięciem na jakiś kamień. Wróciłam na środek komnaty oczekując Itachiego. Usiadłam na zimnym kamieniu. Nie musiałam długo czekać. Dźwięk otwieranych drzwi uraczył moje uszy.
-Sakura? – podszedł do mnie. – Gdzie jesteśmy? – zapytał
-Nie wiem. Ty mnie tu ściągnąłeś. Przypuszczam, ze jesteśmy jakieś dziesięć do dwudziestu metrów pod ziemią.
-Dobra. To co teraz.
-Obeszłam całe pomieszczenie nie ma tu nic szczegół…-moją wypowiedź przerwał dziwny dźwięk. Nie mogłam go określić żadną nazwą. Nagle przed naszymi oczami pojawił się kolejny korytarz. Szybko skierowaliśmy się w jego kierunku. Nieoczekiwanie nie mogłam przedostać się do środka. Coś mnie blokowało jakby niewidzialna ścian.
-Serio? – mruknęłam zażenowana.
-Dobra. NIE wiem co tu się dzieje, ale mam tego dość. – powiedział Itachi. –Chyba musisz tutaj zostać. Ja pójdę. Jakby co to krzycz. – szybko zniknął mi z oczu. Nie pozostało mi nic jak tylko czkać. Znowu usiadłam na zimnym gruncie. Założę się, ze będę miała przez to chore nerki. Siedziałam tak z jakieś piętnaście minut kiedy usłyszałam odgłosy walki. Zaniepokoiło mnie to.
-Itachi?! – krzyknęłam zdenerwowana.
-Co jest?1 – doszedł mnie stłumiony głos bruneta.
-Walczysz?!
-nie!- okej. Oficjalnie ogłaszam strajk. To miejsce jest bardzo dziwne. Najpierw te pojawiające się z znikąd korytarze, teraz odgłosy walki, której nie ma. Wymiękam.
„Sakura” – usłyszałam czyjś szept. Odwróciłam się zdenerwowana. Nikogo tu nie było.
-Itachi! Wołałeś mnie?!
-Nie! – ciarki przeszły mnie po plecach „Sakura” znowu ten sam szept. „Sakura” – ktoś ciągle powtarzał moje imię. Miałam wrażenie, ze ktoś szepcze mi prosto do ucha. Nikogo jednak ze mną nie było. „Co się tutaj dziej” pomyślałam. Szepty były coraz częstsze. Cały czas „Sakura, Sakura, Sakura” Zaczęłam krzyczeć. Te szepty wbiły mi się do głowy. NIE mogłam ich uciszyć. Jeden jedyny głos wyróżniał się od innych „Itachi cię potrzebuje”
-Sakura! – wzdrygnęłam się na dźwięk mojego imienia. Tym razem rozpoznałam głos Itachiego. – wszystko w porządku?! – nie odpowiedziałam. Szepty były coraz natrętniejsze. Nie do wytrzymania. Jeden jedyny głos wyróżniał się od innych „Itachi cię potrzebuje”. Porwałam się szybko i wbiegłam do tunelu, tym razem nic mnie nie powstrzymywało.  Musiałam tylko sprawdzić co się dzieje z Uchihą. Biegłam ile sił w nogach. Biegłam do Itachiego, a zarazem uciekałam od natrętnych szeptów. Byłam coraz bliżej czułam to. Od razu zobaczyłam sylwetkę Uchihy. Stał na środku trzymając coś w ręce. Podeszłam do niego i nic nie mówiąc przytuliłam się. Szepty ustały. Poczułam się wolna
-Zdobyłem to. – szepnął mi do ucha. Jego głos zdawał się wysnuty z jakichkolwiek emocji. Jedyne co wyczuwałam to ulga. Tą niemalże sielankową sytuację przerwał straszny hałas. Tunel zaczął się zapadać. „Cholera” pomyślałam. Złapałam Itachiego za rękę i pociągnęłam go za sobą. Rzuciliśmy się w szaleńczy bieg. Szybko udało nam się wydostać do głównej sali. Z sufitu sypał się gruz, a ja poczułam jak tracę grunt pod nogami. Niespodziewanie wszystko osnuła ciemność.
            Obudziłam się w ramionach Itachiego. Niemalże czułam to emanujące od niego ciepło. Było mi tak błogo. Ciekawość jednak wygrała. Zaczęłam rozglądać się po otoczeniu. Byliśmy już na zewnątrz. Śnieżyca ustała, a noc powoli ustępowała miejsce dniu. Itachi zorientował się, że się obudziłam i spojrzał na mnie. Stanął w miejscu i powoli postawił mnie na nogi. Po tradycyjnych pytaniach o moje samopoczucie zaczęliśmy wędrówkę do hotelu. Mijała szybciej niż podróż w druga stronę. Miałam watę zamiast nóg. Chwiałam się na prawo i lewo, ale nie okazywałam słabości. Widziałam, ze Itachi również jest zmęczony. Coś musiało się wydarzyć. Coś o czym nie chce mi powiedzieć. Ja jak to ja, ze zwykłą dla mnie nietaktownością musiałam zapytać.
-Co tam się stało?
-Nic.
-No powiedz mi. Widzę, ze coś cię męczy.
-Powiedzmy, że nie było tam kolorowo.
-Ale co dokładnie się wydarzyło.
-Widziałem śmierć swoich rodziców! Pasuje?! – od razu pożałowałam rozpoczęcia tej dyskusji. Musiałam jednak jakoś wybrnąć.
-Nie wiem, co tam się działo, ale mam wrażenie, ze coś wyraźnie chciało sobie z nas zaigrać. Z naszej psychiki. Uderzyło w najsłabsze punkty. U ciebie śmierć najbliższych, a u mnie obawa przed tym czego nie znam.
-Co ci się tam działo? Słyszałem jak krzyczałaś.
-Coś ciągle powtarzało moje imię. Taki szepczący głos. Cały czas. To było straszne. Nikogo nie widziałam. Byłam tam sama, a to coś ciągle powtarzało „Sakura”. Nadal słyszę ten głos w swojej głowie.
-Wszystko będzie dobrze. Grunt, ze to przetrwaliśmy. Damy radę. Mamy już połowę amuletu. – znowu się do niego przytuliłam. Nie wiem skąd się to wzięło, ale w jego ramionach czułam się bezpieczna. Jakby on osłaniał mnie przed złem całego świata. Wtuliłam się jeszcze mocniej. Pozwoliłam wszystkim uczuciom wypłynąć na zewnątrz. Po moich policzkach popłynęły łzy, a ja zaniosłam się szlochem.
-Już spokojnie. Jestem tu. Nikt cię nie skrzywdzi. – uspokajał mnie głaszcząc mnie po głowie. Kiedy już jego działanie poskutkowały ruszyliśmy w dalszą drogę. Nie puściłam jednak jego dłoni.
            Jak tylko wróciliśmy do hotelowego pokoju weszłam do łazienki. Z zamiarem przemycia twarzy podeszłam do umywalki. Odkręciłam wodę i oblałam twarz. Spojrzałam w lustro i przeżyłam szok. Na szkle widniał wielki napis „ Co posiadasz?”. Nie była to żadna groźba, ale fakt, ze to było napisane krwią przyprawiał o dreszcze. Natychmiast wybiegłam z łazienki i spłoszona usiadłam na łóżku. Nie wie czy dobór słów był celowy, ale miałam wrażenie, ze osoba, która za tym stoi doskonale zna moją sytuację. W końcu ja już nic nie posiadam. Ostatnią cenną rzecz utraciłam kilka dni temu. Rozpłakałam się. Zdezorientowany Itachi spojrzał na mnie. Doszedł do wniosku, ze ode mnie nie otrzyma żadnych wyjaśnień wszedł do łazienki. Wyszedł z niej tak szybko jak ja. Usiadł obok mnie i objął ramieniem.
-Spokojnie. To jakiś głupi żart. Nic się nie dzieje.
-Aaale to… to jest napisane… krwią… czyjąś krwią… Kto to mógł zrobić? – jąkałam się z emocji. Tego było za wiele.
-Nie wiem. Może to ta sama osoba, którą spotkaliśmy w Kumo. A teraz uspokój się i chodź. – wziął mnie za rękę i powoli zaprowadził do łazienki. Posadził mnie na toalecie i namoczył gąbkę wodą. Zaczął mnie obmywać, a ja zdrętwiała patrzyłam na krwawy napis.
-Itachi… Możesz to najpierw zetrzeć? Nie mogę na to patrzeć. – brunet spełnił moją prośbę. Litery znikały jak śnieg na wiosnę. W końcu lustro znowu było czyste. Po chwili ogarnęłam się i powoli podeszłam do umywalki. Wyprosiłam Itachiego i wzięłam szybki prysznic. Wyszłam wyczerpana, a Itachi powtórzył moje czynności. Leżałam zmęczona na łóżku i otępiała myślałam o niczym. Nawet nie zorientowałam się kiedy Itachi wyszedł z łazienki. Otrzeźwiałam dopiero kiedy objął mnie ramieniem i położył się obok mnie. Ja jednak wstałam, a ten nierozumnym spojrzeniem obserwował moje ruchy. Podeszłam do barku i wyjęłam butelkę sake. Wzięłam kilka bardzo dużych łyków i położyłam się z powrotem. Zmęczenie dało o sobie znać i usnęłam wtulona w Uchihe. To co między nami jest coraz bardziej mnie niepokoiło. Byliśmy stanowczo za blisko. Jednak coraz bardziej mi się to podobało.
            Wstaliśmy z samego rana. Panował ponury nastrój. Wiedzieliśmy, ze musimy wyruszać do nowej kryjówki Akatsuki, ale ani ja ani on nie mieliśmy na to ochoty. Nie mówiąc nic wyszłam. Musiałam przemyśleć całą relację z Uchihą.
            Chodząc po zaśnieżonych ulicach nie zrobiłam nic ze swoich postanowień. Nie myślałam ani o straconych przyjaciołach, ani o Itachim. Szczerze to włóczyłam się bez sensu. Nie chciałam jednak wracać do hotelu. Nagle na mojej drodze stanął Pein.
-Witam Sakura. Musimy porozmawiać. – jego głos był zimniejszy od temperatury powietrza. Zadrżałam. Nic nie mówiąc poszłam za nim. Doszliśmy na skraj wioski. Nurtowało mnie co takiego chce mi powiedzieć skoro zjawia się tu osobiście.
-Słuchaj nie będę owijał w bawełnę. Niepokoi mnie twoja relacja z Itachim. Nie ufam ci i dobrze o tym wiesz. Podejrzewam cię, że szpiegujesz dla Konohy. Może się mylę, ale przezorny zawsze ubezpieczony.
-Szefie. Spokojnie. Nikogo nie szpieguję, a już na pewno nie donosiłabym wiosce, którą gardzę. Wracając do moich relacji z Uchihą. Żadnych relacji nie ma. On ma swój cel, a ja swój. On mnie trenuje i tyle. – Pein spojrzał na mnie podejrzliwie, a ja niemal ugięłam się pod ciężarem jego spojrzenia.
-Haruno wesz, ze wystarczy jeden zły krok i jesteś martwa, prawda?
-Tak wiem.

-To dobrze. Mam cię na oku. I lepiej będzie dla ciebie jeśli nic nie spieprzysz i nie będziesz zbytnio zbliżać się do Itachiego. Nawiasem mówiąc. Masz ciekawego prześladowcę. – zniknął zostawiając mnie z milionem pytań. Jaki prześladowca? O czym on mówił? Jakie relacje z Itachim? No dobra tu coś było na rzeczy, ale sama jeszcze tego nie rozgryzłam. Powoli wracałam do hotelu. Miałam mętlik w głowie i byłam koszmarnie zmęczona. Nagle zobaczyłam na śniegu ten sam napis co wczoraj. Znowu krew i to pytanie „Co posiadasz?”