SAKURA
-
To co? Wyruszamy? – zapytałam Itachiego. Ten tylko pokręcił głową.-Jak to nie?
Przecież już jesteśmy gotowi!
-Musimy jeszcze spakować rzeczy.
Zapomniałaś już, ze zmieniamy kryjówkę? – klepnęłam się w czoło ze śmiechem.
Całkowicie wypadło mi to z głowy. Zdjęłam płaszcz i rzuciłam go na łóżko.
Zaczęłam pomagać Itachiemu w przenoszeniu wszystkiego do wielkich pudeł.
Zatrzymałam się przy jednej z książek. Znowu wstąpiła we mnie ciekawość.
Powstrzymałam się jednak. Wrzuciłam ją do pudełka z książkami.
-Jak wy to chcecie przenieść? –
zapytałam zaciekawiona.
-Normalnie. Pein zna jakąś
technikę. Wszystko zostanie przeniesione do tamtego miejsca. Nie pytaj mnie jak
to działa bo nie wiem. – zaśmiał się.
-Ty nie wiesz? Użytkownik
Sharingana nie potrafi przejrzeć jakiejś techniki? – Uchiha spojrzał na mnie
jak na idiotkę. Zaczęłam się śmiać, a on razem ze mną. Nasze relacje były coraz
dziwniejsze. Nigdy nie podejrzewałabym Itachiego o takie zachowanie.
-No widzisz. Nawet Sharingan ma
swoje słabe strony. Ale to pewnie dlatego, ze Pein używa rinnegana
-Czyżbym uraziła twoją męską dumę?
– śmiałam się coraz głośniej. Nigdy bym nie przypuszczała, ze będę żartować z
Itachim Uchihą, ale pasowało mi to. Wolałam tą jego wersję. Mężczyzna założył ręce na piersi i odwrócił
głowę ode mnie. Jak ja kochałam te teatralne gesty. Zrobiłam to samo.
Spojrzelismy się na siebie i wybuchliśmy śmiechem.
-Dobra. Koniec tych żartów. Musimy
to skończyć – wskazałam na cały bałagan panujący w pokoju. – Właściwie co
zrobicie z meblami? Też je przenosicie?
-Nie. Wysadzamy kryjówkę. Ostatnio
gdy tego nie zrobiliśmy ktoś ją namierzył. Nie wiem jak, ale zebrał trochę
danych o nas.
-To byłam ja z moim oddziałem. –
Itachi spojrzał na mnie zdziwiony.
-Serio? Nie wierze ci.
-Masz mnie za aż tak słabą? –
zapytałam podnosząc jedną brew.
-Wytłumacz mi jakim cudem zebrałaś
tam o nas informację.
-Chakra. Każdy zostawia jakiś jej
ślad. A jak dobrze wiesz ona jest lepsza od biografii. Można z niej nawet
wyczytać naturę jakiej używa dany ninja, najczęściej używane techniki i tym
podobne.
-Ale przecież do tego trzeba mieć
ciało danej osoby.
-Już nie – uśmiechnęłam się
tajemniczo.
-Sakuro Haruno nie przestajesz mnie
zaskakiwać.- mój uśmiech powiększył się nieznacznie.
-I dobrze – powiedziałam i ucięłam
dyskusję. Po parunastu minutach wszystko było spakowane. Wyszliśmy więc z
pokoju i powiadomiliśmy Konan o tym, że wyruszamy. Skierowaliśmy się do
wyjścia. Stał tam Kisame. Od razu miła atmosfera uleciała jak powietrze z
przebitego balona. Napięłam się bacznie obserwując niebieskoskórego.
-No Itachi w końcu idziesz na misje
beze mnie. – uśmiechnął się do Uchihy. – Ale na towarzystwo chyba nie możesz
narzekać. – spojrzał na mnie. Krew we mnie buzowała. Uspokój się Sakura.
Rozkazywałam sama sobie. Nie możesz go teraz zabić. Nagle usłyszeliśmy kroki. Z
cienia wyłonił się Pein.
-Haruno. Widzę, ze poznałaś już
Kisame. Mówiłem, ze na misje będziesz wyruszać z Itachim, ale mam zadanie,
które wykonasz z Hoshigakim . – wzdrygnęłam się nieznacznie. Ja na misji z tym
kimś. Dobre kpiny.
-Na czym ona będzie polegać?
–zapytałam zaciekawiona.
-Wyjaśnię ci jak wrócicie. Teraz
życzę wam miłej podróży. – jeszcze raz obrzucił mnie spojrzeniem i odszedł skąd
przyszedł. – minęłam Kisame i wyszłam na zewnątrz. Nie miałam już ochoty na
dalszą rozmowę. Teraz tylko musiałam obmyślić plan działania. Misja z Kisame
był idealną okazją żeby go zabić. Nie mogłam jednak postąpić jak tchórz. On
musi zginąć w walce, a nie we śnie. Chociaż była to najprostsza opcja. Z
drugiej strony to będzie podejrzane jak zginie na pierwszej misji z „nową”. No
cóż będę musiała poczekać na następną okazję. Itachi stanął obok mnie.
-W którym kierunku jest Yuki? –
zapytałam. Nie wiedziałam nawet gdzie dokładnie jestem. W pobliżu jakiej
wioski.
-Tam. – wskazał palcem na zachód.
Ruszyłam biegiem we wskazanym kierunku.
Biegliśmy
już od paru godzin. Nie powiem odczuwałam zmęczenie. Wycieńczone po wczorajszym
treningu mięśnie nie pomagały. Pot lał mi się z czoła. Itachi biegł przede mną
Wyrównałam z nim bieg. Teraz pędziliśmy ramię w ramię. Nie dowierzałam w to co
zobaczyłam. Zero zmęczenia. Jak on to robi? Pomyślałam. Nagle uderzyło we me
mnie dziwne uczucie. Źródło chakry. Znajome źródło. Itachi stanął w tym samym
momencie co ja. Spojrzeliśmy po sobie. Zaczęliśmy szeptać. Dowiedziałam się, ze
niedaleko jest polna. Najprawdopodobniej tam jest ten shinobi. Był sam.
Nurtowało mnie kim on jest.
-Itachi ja znam tą chakrę. Chodź.
Musze sprawdzić kim on jest. – powiedziałam i ruszyłam powoli do miejsca z
którego dochodziła chakra. Stanęłam na drzewie zasłaniając się koroną z liści.
Uchiha wylądował obok mnie. Moje oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu. Przed
nami stał nikt inny jak Sasuke Uchiha. Ten miał już iść dalej kiedy przystanął
spoglądając w naszym kierunku. Niedobrze. Na pewno wyczuł dwie osoby.
-Itachi daj mi rękę. – ten spojrzał
na mnie jak na idiotkę, ale wypełnił moje polecenie. – Może ci się zakręcić w
głowie. Jak tylko puszczę twoją dłoń ukryj swoją chakrę. Zrozumiałeś? – kiwnął
głową.
-Możecie się już nie ukrywać! –
usłyszałam krzyk Sasuke. Zaczęłam pobierać chakrę Itachiego. Ten przyglądał mi
się z coraz większym zrozumieniem. Powoli przestałam wyczuwać jego chakrę.
Puściłam jego dłoń i zeskoczyłam na dół. Zobaczyłam tylko Itachiego, który
ruchami ust komunikował „Co ty kombinujesz?” uśmiechnęłam się do niego i
zaczęłam przedzierać się przez krzaki. Nagle parę kunai poleciało w moją
stronę. Zwinnie je ominęłam i stanęłam przed Sasuke.
-Kto by pomyślał, ze spotkam cię w
takim miejscu Uchiha. – moje serce łomotało na jego widok jednak opanowałam
się.
-Sa..Sakura? Co ty tu robisz? –
zapytał ze zdziwieniem. Brawo. Zadziwiłam kolejnego Uchihe. Coraz lepiej mi to
idzie. Pomyślałam.
-Hmmm. Stoję, a nie widać. W tej
chwili rozmawiam z tobą.
-Widzę. – warknął -Co jest z twoją
chakra?
-Nic. Chakra jak chakra.
-To powiedz mi czemu wyczuwam
ciebie jako dwie osoby. I jakim cudem masz tak dużo chakry. – spojrzał na mnie
-O! Widzę, że stałeś się rozmowny.
Szkoda, że nie mam ochoty na pogawędkę z tobą. Wracając do tematu chakry. Bo ja
wiem. – wzruszyłam ramionami.- Nawet jeśli to sądzisz że ci to powiem? Stałeś
się naiwny, Uchiha. – powiedziałam i podeszłam bliżej. Zostałam zatrzymana
przez katanę, którą teraz trzymał w dłoni.
-Stój! – ominęłam ostrze odpychając
je jednym palcem. Tak jak sądziłam był zbyt zszokowany, aby trzymać gardę.
Zaśmiałam się w duchu. Role się odwróciły. – Jakim cudem jesteś w Akatsuki?
-Co o czym ty... A no tak.
Zapomniałam. – zaśmiałam się. Mój strój. Niezapięty płaszcz z czerwonymi
chmurkami, a pod spodem mundur ANBU. Niezła kombinacja. – Tak jakoś się
złożyło. – wzruszyłam ramionami.
-Tak jakoś? Nosisz strój ANBU i do
tego płaszcz Akatsuki. Co się do cholery stało?!- Miło było patrzeć na Sasuke,
który nie panował nad zaistniałą sytuacją.
-Wiesz miałam już dość wioski tym
bardziej podlegając bezpośrednio Hokage. Nie mogłam się tam rozwinąć. Uciekłam.
– uśmiechnęłam się obserwując coraz większe zdziwienie na jego twarz- W sumie
tak jest lepiej. Jestem wolna. Bez rozkazów, ani innych tego typu gówien.- Co
nie spodziewałeś cię tego? Pomyślałam. Jeszcze bardziej go zszokowałam. On
jednak szybko się opamiętał. Szybkim ruchem przyłożył mi miecz do gardła i
stanął za mną.
-Skoro jesteś w Akatsuki to pewnie
wiesz gdzie jest Itachi? – syknął.
-Nadal chcesz go zabić. – bardziej stwierdziłam niż zapytałam. – Nie
dasz rady. - Poczułam jak ostrze napiera na moją skórę. Zaśmiałam się subtelnie
i zmieniłam w kłodę. Znajdowałam się teraz za młodszym Uchihą. – Jest niedaleko Konohy. Szuka Kyubiego.
Jeśli masz odwagę zbliżyć się do rodzinnej wioski to proszę. Idź i go zabij. –
powiedziałam bez emocji.
-I ja mam ci uwierzyć, że wizja
śmierci Naruto cię nie wzrusza? – powiedział tym chłodnym głosem obracając się
w moją stronę.
-Nie znasz mnie Uchiha. Jinchuriki
to tylko naczynia. My potrzebujemy ogoniastych bestii bez względu na cenę. –
powiedzenie tego sprawiło mi wielka trudność jednak zrobiłam to. Tym razem
Sasuke wydał się przekonany, a jednak.
-Haruno. Nie wierze ci. Ty, taka
irytująca osoba, miałaby się zmienić w coś takiego? – zabolało. Nadal jednak
nie rezygnowałam z odgrywanej roli.
-To ty teraz jesteś irytujący
Uchiha. Teraz wybacz, mam parę rzecz do załatwienia dla organizacji. – poszłam przed
siebie. Sasuke jednak nie dał mi odejść. – Czy ty naprawdę chcesz zostać
poturbowany. – mruknęłam z niechęcią.
-Nie dałabyś mi rady. –zaśmiał się.
Podniosłam jedną brew i przygotowałam
się do ataku. Myślałam, że uda mi się pominąć tą cześć. Nadzieja matką głupich.
Uderzyłam w ziemie. Zaskoczyłam tym Sasuke, który zachwiał się i mało nie
upadł. Szybko doskoczyłam do niego i go obezwładniłam. Położyłam go na ziemi.
Łatwo poszło. Wiedziałam jednak, że to tylko skutek zaskoczenia. W normalnej
walce nie miałabym z nim szans. Zacisnęłam pięści stojąc nad nieprzytomnym
Sasuke. W końcu się opamiętałam i dałam znak Itachiemu, że możemy już ruszać w
dalszą drogę. Doskoczył do mnie i spojrzał na swojego brata.
-Przepraszam, że tyle to trwało. Po
za tym twój brat stał się bardzo irytujący. – powiedziałam i poprawiłam
rękawiczki na swoich dłoniach. Szybko wróciłam na dobrą drogę do Yuki. Starszy
Uchiha nie odzywał się już tylko wyrównał ze mną bieg i popadł w zamyślenie.
Zrobiłam to samo. Szokiem było dla mnie to spotkanie. Z drugiej strony miło
było popatrzeć na Sasuke w takim stanie. Skołowanego i nie kontrolującego nic.
Tym razem to ja byłam chłodna. Role się zamieniły i było mi z tym niesamowicie
dobrze. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Przypomniały mi się jednak moje własne
słowa „Szuka Kyubiego”. Teraz przeraziłam się nie na żarty. Co jak co, mogę być
w Akatsuki, ale ręki nie przyłożę do śmierci Naruto. Nie wiedziałam też kiedy
to nastąpi. Cholera. Przez to wszystko całkowicie zapomniałam o prawdziwym celu
Akatsuki. Zebraniu wszystkich biju. Odpędziłam szybko od siebie ta myśl. Nie
mogłam się teraz tym zamartwiać. Spojrzałam teraz na Itachiego. Powróciło już
to skupienie i obojętność. Jakby nic się nie wydarzyło.
-O czym mówił Sasuke? Znaczy się to
„jakim cudem masz tak dużo chakry” – spojrzałam na niego.
-Nic. Kiedyś miałam jej dużo mniej
niż teraz.
-Więc jakim cudem masz teraz takie
duże jej pokłady? Nie przypominam sobie, aby chakra w normalnych warunkach
zwiększała swoją ilość.
-Może kiedyś ci opowiem. W skrócie
opracowałam pewną technikę. Zakładam, że jest ona zakazana. – zaśmiałam się. –
Ale nikt oprócz mnie jej nie zna i niech tak pozostanie. – wyjaśniłam i ucięłam
temat.
-Odpocznijmy. – powiedział Itachi i
zeskoczył na trawę.
-Nie możemy. Twój brat niedługo się
obudzi. Nadal może nas wyczuć tak jak my jego. – poszłam dalej tym razem trochę
wolniejszym krokiem. Itachi ruszył moim śladem tym samym przyznając mi rację.
Po
paru godzinach marszu doszliśmy do wielkiego wodospadu. Kojarzyłam to miejsce
tylko nie wiedziałam jeszcze skąd. Wiedziałam za to na pewno, ze za wodospadem
jest jaskinia. Doskonale też znałam do niej drogę. Pociągnęłam Itachiego za
sobą i poszłam do tymczasowej kryjówki.
-Rozpal ognisko. – wydałam rozkaz.
Czułam się teraz jak na misji ANBU.
-Hej to, że byłaś liderem ANBU nie
oznacza, ze możesz mi rozkazywać.
-Proszę. – powiedziałam twardo i
usiadłam pod ścianą jaskini. Tym razem Uchiha zrobił to o co prosiłam. Usiadł
obok mnie.
-To o co chodzi z tą techniką?
-Powiedzmy, że jest nieetyczne. –
powiedziałam i wyjęłam mój zwój. Rozpakowałam śpiwór i rozłożyłam go. Wyjęłam
również plecak swój i Itachiego. Resztę rzeczy znowu zapieczętowałam. Położyłam
się na posłaniu. Byłam wycieńczona, a wydarzenia dzisiejszego dnia nie
odejmowały mi zmartwień. Już samo to, ze dobrze czuje się w obecności Itachiego
jest dużym problemem. Powinnam się go bać, unikać, stawiać jakikolwiek opór, a
ja co robię. Rozmawiam z nim otwarcie o wszystkim. Niektórych rzeczy nie
mówiłam nawet Naruto, najlepszemu przyjacielowi, którego znam prawie całe swoje
życie, a Uchiha tylko się zapytał, a ja wylałam z siebie wszystkie swoje
uczucia. Postanowiłam zająć swoją głowę czymś innym.
-Powiedz mi dlaczego tak reagujesz
na Hidana?
-Po prostu nie lubię go. Słyszałaś
może kiedyś o Jashinie? – pokiwałam głową. – No to pewnie wiesz, ze jest to
Bóg, który uwielbia krwawe ofiary. Hidan go wyznaje. Jest nieobliczalny. Zabija
dla zabijania. Nie przepraszam. Zabija dla Jashina. – powiedział
przedrzeźniając Hidana. Rozbawiło mnie to. – Jest sadystą i masochistą. Wiesz w
jaki sposób zabija? – pokręciłam głową. – Najpierw zbiera krew ofiary. Kiedy
jej skosztuje ich ciała się łączą. Z krwi rysuje trójkąt wpisany w okrąg. Do
póki w nim stoi rany, które sobie zada są zadawane ofierze. Najpierw się nad
nią znęca potem sam przepija się kosą. On przezywa przeciwnik już nie.
-Ale jakim cudem. Przecież sam
siebie zabija.
-Właśnie. Mówi, że dzięki Jashinowi
jest nieśmiertelny. Dlatego właśnie może zadać sobie śmiertelne rany i przeżyć.
– przeszły mnie ciarki.
-Nie wygląda na takiego. Hmmm.
Dziwnego. – powiedziałam myśląc chwile nad przymiotnikiem, który dobrze
odzwierciedlałby to co usłyszałam.
-Wiem. Sam nie uwierzyłem za
pierwszym razem, ale nie ocenia się książki po okładce. Jesteś tego najlepszym
przykładem.
-Ja? – siedziałam zdezorientowana.
– Niby czemu?
-No proszę cię. Taka mała krucha
kobieta nie mogłaby nikomu zrobić krzywdy. A tutaj co? Obezwładniła Sasuke
Uchihe nie dając mu szansy na kontratak. – zaśmiałam się. Miał rację. Nie
wyglądałam na groźną. Nie przepuściłam jednak okazji na małe przekomarzanie
się.
-Spójrz na siebie. – prychnęłam. –
Itachi Uchiha. Najspokojniejszy człowiek na ziemi. A tutaj co? Wścieka się na
mnie dwa dni pod rząd. – próbowałam naśladować jego wypowiedź. Marnie mi to
jednak wyszło. Obiekt moich uwag zaczął się głośno śmiać. Sama poszłam w jego
ślady. Itachi jednak szybko się opamiętał i znowu rozpoczął temat mojej chakry.
-Więc wracając do poprzedniej
rozmowy. Wyjaśnij mi o co chodzi z tą twoją chakrą. Od początku była dziwna.
-Od czego by tu zacząć. Tak po
ucieczce Sasuke kiedy Naruto wyruszył z Jiraiyą trenować ja zrobiłam to samo.
Trafiłam pod skrzydła Tsunade-samy. Rozwijałam się zarówno w medycznym ninjutsu
jak i w normalnym. Jednak zawsze słyszałam „Nie podejmuj się tego. Masz za mało
chakry”. Mogłam jedynie nauczyć się ją kontrolować na tyle, aby być w jakiś
sposób przydatną. Zaakceptowałam to. Po morderstwie moich rodziców miałam dość
bycia bezużyteczną. Z resztą wiedziałam, ze nie zabije tego człowieka z tak
małą ilością chakry. Zaczęłam szukać sposobu na zwiększenie jej pokładów. W końcu trafiłam na informację, że po śmierci
część chakry zostaje. Nie, nie mam na myśli energii fizycznej. Dwie zmieszane
ze sobą energie duchowa i fizyczna pozostają w ciele zmarłego tylko w
mniejszych ilościach. Wszystko zależy od czasu jak upłynął od zgonu. Im
wcześniej tym więcej chakry. Zapewne dobrze wiesz, ze medyczne ninjutsu polega
na wysyłaniu chakry do rannych komórek przyspieszając ich podział. – Itachi
kiwnął głową. – Więc zaczęłam się zastanawiać czy nie dałoby się odwrócić tego
procesu. Nie było to jednak możliwe ponieważ chakra u osób zmarłych nie krążyła
tylko osiadała w układzie krążenia. Nie da się nią manipulować. Następnym
pytaniem było jak wprawić ją w ruch. To akurat było proste. Wprowadzasz
odrobinę swojej chakry do organizmu zmarłego i pobudzasz jego własną do
krążenia. Potem możesz zacząć absorbcję. Właśnie tu sprawa zaczyna się
komplikować. Jak tylko zaczynasz pobierać chakrę ta przestaje krążyć. Wykombinowanie sposobu, aby rozwiązać ten
problem zajęło mi dobry miesiąc. W końcu się udało. Rozwiązanie okazało się stosunkowo
proste. Podczas całego procesu musiałam rozdzielić swoją chakrę na pół. Jedną
połową stymulowałam zastałą chakrę do krążenia poprzez ciągłe wysyłanie
własnej, a drugą ją wysysałam. Pomieszanie obcej chakry z moją tylko ułatwiało
sprawę. Z czasem szło mi to coraz
prościej. Kluczem jest po prostu idealna manipulacja chakrą. – Itachi patrzył się na mnie osłupiały.
Wiedziałam, ze przetworzenie tych informacji zajmie mu jakiś czas. Przeliczyłam
się. Ogarnął się szybciej niż myślałam.
-To dlatego twoja chakra jest taka
dziwna.
-Co dokładnie masz na myśli? –
zapytałam zaciekawiona.
-To, że czasami nie czuć jakby należała
do ciebie. – roześmiałam się.
-Wiem. Jedyny minus. Czasami chakra
się nie przyjmuje, albo bardzo długo się przystosowuje. W każdym wypadku
pobranie chakry stymuluje wytworzenie własnej. Bez treningów. Czyli zakładając,
że pobrałam „x” chakry posiadając „x” własnej to po absorpcji posiadam „2x”
chakry. Jeśli pobiorę dwa razy więcej mając ciągle tyle samo chakry to po
procesie nie będę miała potrojonej lecz poczwórną ilość chakry. Jednak jest to
niebezpieczne. Dlatego zaczynałam od osób posiadających zbliżoną ilość chakry
do mojej.
-Ile chakry, która teraz posiadasz
należy do ciebie? – zastanowiłam się chwilę szacując ilość pobranej chakry
-To będzie coś około jednej
dwudziestej. Może jedna trzydziesta. – oczy Itachiego jeszcze bardziej się
rozszerzyły.-Jezu co ja mam dzisiaj z tym szokowaniem ludzi. – zaśmiałam się –
Mam teraz tyle chakry co twój brat. Może trochę więcej.
-Mogę zadać jeszcze jedno pytanie?
Dobra dwa? – kiwnęłam głowa.
-Więc pierwsze. Ile ludzi tak.. no
wiesz o co mi chodzi.
- Z ilu osób pobrałam chakrę? –
znowu tylko kiwnięcie głową. – Nie pamiętam, ale coś koło dwudziestu osób.
Teraz drugie pytanie.
-Dlaczego boisz się wymówić imię
mojego brata? Od spotkania z nim ani razu nie nazwałaś go jego imieniem. –
zamurowało mnie. Wcale nie boje się wymówić tego imienia. Zastanawiałam się
chwilę nad odpowiedzią. – Ciągle tylko słyszę „twój brat”. Co się dzieje?
-Nic się nie dzieje. Nie boję się
wymówić tego imienia. – powiedziałam szybko. Miałam nadzieję, ze tym zbyłam
Uchihe. Ten jednak się nie poddawał
-Udowodnij. Powiedz to. –
przybliżył się do mnie i patrzył mi w oczy.
-Co w tym trudnego. Sasuke. Proszę
jesteś zadowolony. Sasuke, Sasuke, Sasuke. Mam mówić dalej. – zdenerwowana
wstałam i zaczęłam naskakiwać na Itachiego. – No powiedz. Mam kontynuować?!
-Nie. – usiadłam przy wejściu do
jaskini. Trudno, że będę mokra. Musiałam jakoś ochłonąć. Itachi ma rację. Od
spotkania Sasuke unikam tego imienia jak ognia. Wyjęłam papierosa i podpaliłam.
Powoli zaczęłam się uspokajać. Najchętniej wymazałabym istnienie Sasuke ze
swojej pamięci. On jednak uparcie w niej przebywał i co jakiś czas dawał o
sobie znać .Nawet wtedy kiedy powoli zaczęła układać sobie życie on wrócił.
Pamiętam twarz Sai’a kiedy wyznałam mu, że znowu czuję coś do młodszego Uchihy.
Pamiętam z jakim obrzydzeniem i nienawiścią na mnie patrzył. To nie była moja
wina. Powinien się cieszyć, ze byłam z nim szczera, a nie okłamywałam go co do
moich uczuć. Wzdrygnęłam się czując czyjąś rękę na moim barku. Był to Itachi. W
tym momencie był przedostatnią osoba jaką chciałam zobaczyć.
-Darujmy sobie te głęboki rozmowy.
– powiedziałam i zdjęłam jego dłoń. Ten usiadł obok mnie i spojrzał na mnie. Ja
za to ciągle wpatrywałam się przed siebie. Z całych swoich sił powstrzymywałam
łzy. Za często się ostatnio mazgaiłam. – Nie słyszałeś co powiedziałam? Mam
może powtórzyć?-wysyczałam oschle.
-Nie. Nie musisz się powtarzać.
Okłamałaś mnie. – teraz nie wytrzymałam i spojrzałam na niego z wściekłością i
zdziwieniem w oczach.
-Niby z czym cię okłamałam?
-Teraz jestem pewny, że kochałaś
Sasuke. Kto wie może nadal go kochasz.
-Zamknij się! – wrzasnęłam. – Nic o
mnie nie wiesz i nie masz prawa się na ten temat wypowiadać! – Uchiha siedział
niewzruszony moim tonem. Patrzył mi tylko prosto w oczy. – Co z tobą jest do
cholery! Myślisz, że nagle wszystko ci o sobie opowiem?! Może to dotyczy
twojego brata, ale to jest tylko moja sprawa! Proszę więc nie mieszaj się do
tego! Nigdy! – wyładowałam w końcu całą frustrację, która rosła we mnie od
zobaczenia Sasuke. Miałam jeden wielki mętlik w głowie. Wstałam i poszłam w
głąb jaskini. Byle dalej od Uchihy. Ten poszedł za mną. Miałam dosyć. Stanęłam.
Już miałam się odwrócić i znowu wydrzeć na Itachiego kiedy ten mnie przytulił.
Byłam zszokowana. Wściekła część mnie wzięła górę. Odepchnęłam go od siebie
i poszłam dalej. Doszłam do naszego
obozu i położyłam się na śpiworze. Patrzyłam w ogień. Znowu rozmyślałam.
Zabawne myślę nad swoimi problemami codziennie, a i tak nie znajduję
rozwiązania. Itachi usiadł na wprost
mnie. Szybko ustaliliśmy tylko warty i postanowiliśmy zakończyć ten dzień.
Uchiha jednak nie sprostał zadaniu siedzenia i nic nie mówienia. Lekko zaspana
spojrzałam na niego.
-Co mówiłeś? – spytałam sepleniąc.
-Przepraszam.
-Ale za co? – sen odebrał mi chyba
rozum, ale naprawdę nie wiedziałam za co mnie przepraszał.
-Za poruszenie tematu Sasuke. Mam
do ciebie prośbę. – teraz znowu byłam wybudzona. Mruknęłam tylko, aby
kontynuował. – Nie ukrywaj swoich emocji. Nie potrzebnie chowasz je pod
płaszczem chłodu i obojętności.
-Nie możesz zrozumieć, że już taka
jestem. Shinobi, narzędzie bez uczuć. Nie pamiętasz? Tego nas od zawsze uczyli.
Tego od nas wymagają. – podszedł do mnie i usiadł na moim śpiworze.
-Wcale taka nie jesteś. Chcesz taka
być, ale Sakura... – położył dłoń na moim policzku. Przeszedł mnie dreszcz. –
nigdy taka nie będziesz. To niemożliwe. Nawet ja i Sasuke coś czujemy. Pomyśl o
moim bracie. Nawet jego czyny są głównie kierowane emocjami pomimo tego, ze
widzisz w nim tylko chłód i obojętność. Cokolwiek zrobisz uczucia będą ci
zawsze towarzyszyć. Nie da się ich wyłączyć. – zabrał swoją dłoń. Poczułam
chłód w miejscu gdzie niedawno spoczywała. – Rozumiem to, ze próbujesz je ukryć
przed światem. Nie chcesz znowu zostać zraniona, ale to prowadzi tylko do
takich wybuchów jak przed chwilą. Wszystko kumuluje się w tobie i po jakimś
czasie nie wytrzymasz. – już miał kontynuować kiedy mu przerwałam:
-Tak. Kochałam Sasuke. Nawet po
jego odejściu nie mogłam o nim zapomnieć. Dlatego Naruto go szuka. Kiedy
mieliśmy trzynaście lat obiecał mi, ze sprowadzi go do wioski. Tylko, ze teraz
moje uczucia się zmieniły. Nie kocham go. Nadal mam do niego sentyment, ale to
już nie to. Wszystko skończyło się dwa lata temu. Uczucie po prostu wyparowało.
-Sakura. Nie da się przestać
kochać. Możesz nie czuć tego wyraźnie, ale to uczucie zostaje z tobą do końca
życia. Możesz kochać kogoś innego, ale nie da się wymazać uczuć do poprzedniej
osoby. Tego po prostu nie da się zrobić.
-Skąd ty to możesz wiedzieć?! – nie
wytrzymałam po moich policzkach znowu potoczyły się łzy. Nagle poczułam
szarpnięcie. Zanim zorientowałam się co się dzieje poczułam pod policzkiem
twarde mięśnie.
-Wierz mi. Ja też kochałem. –
powiedział i oparł głowę na mojej. –Tej
kobiety już nie ma. Pozostały mi tylko wspomnienia.
-Co się z nią stało? – odważyłam
się zapytać.
-Zabiłem ją. Tak jak resztę mojego
klanu. – dopiero teraz zauważyłam łzy w jego oczach. Nie chciałam ciągnąć już
tego tematu. Odsunęłam się od Itachiego. Przynajmniej próbowałam. Na nic zdały
się moje starania. Nadal przylegałam do niego każdym calem. Szybko przemyślałam
to co powiedział o uczuciach.
-Masz racje. – spojrzał na mnie
zdziwiony moją reakcją. – nie da się ukryć ani wyłączyć emocji. To jeszcze
bardziej męczy. Ale lepsze jest to niż
ciągłe słuchanie „Sakura co się dzieje”, „Sakura jak możemy ci pomóc”. Miałam
tego dość. – wychlipałam w klatkę piersiowa Itachiego. Okazywałam słabość, ale
to nie robiło mi już różnicy. Ukrywane emocje właśnie wyszły na zewnątrz i nie
zamierzałam ich powstrzymywać. Wtuliłam się mocniej w ciało mężczyzny. Tak
dawno nie czułam na sobie czyjegoś ciepła. W tej chwili mógłby to być ktokolwiek
byle by był blisko mnie. Jednak to przy Itachim czułam się najlepiej. Nie wiem
dla czego. Może powodem było to, ze mnie nie znał, albo to, ze widziałam
pomiędzy nami jakieś podobieństwo. To naprawdę nie miało dla mnie znaczenia w
tej chwili. Od początku, a raczej od naszej pierwszej poważnej rozmowy poczułam
z nim jakąś dziwną więź. Jakby zrozumienie. Nagle poczułam jak ręką gładzi moje
włosy. Moje ciało znowu przeszedł dreszcz.
-Nie płacz już. – uniósł mój
podbródek tak, żebym spojrzała mu w oczy. – Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz.
Tylko już nie płacz. Wiem, że jest trudno zaakceptować cały ten ból, ale
prędzej czy później będziesz musiała to
zrobić. Teraz uspokój się i spróbuj zasnąć. Posiedzieć z tobą dopóki nie
uśniesz? – dobra skoro ja myślałam, ze jego wcześniejsze zachowanie było dziwne
to nie mam określenia na to co się działo teraz.
-Nie. Przecież mam teraz warte. Idź
spać ja posiedzę. – znowu mój umysł ogarnęła moja oficjalna i służbowa część.
Zasady ponad wszystko. Itachi nie dawał za wygraną.
-Ja posiedzę. Ty się wyśpij. – tym razem nie miałam
siły, aby się wykłócać dlatego zamknęłam oczy o oparłam się o brzuch Uchihy.
Nie obchodziło mnie, ze zasypiałam w jego objęciach. Byłam wycieńczona
fizycznie jak i psychicznie. Do snu nakłaniały mnie również kojące ręce bruneta
powoli i uspokajająca gładzące moją głowę. W końcu odwiedziłam mojego
przyjaciela Morfeusza.***
Tak więc jest nowy rozdział. Mam nadzieje, że się podobał. Z tego miejsca chce wam życzyć szczęścia i zdrowia.
WESOŁYCH ŚWIĄT I MOKREGO (mam nadzieje, że nie śnieżnego) DYNGUSA.