sobota, 30 marca 2013

Rozdział Siódmy.


SAKURA
                - To co? Wyruszamy? – zapytałam Itachiego. Ten tylko pokręcił głową.-Jak to nie? Przecież już jesteśmy gotowi!
-Musimy jeszcze spakować rzeczy. Zapomniałaś już, ze zmieniamy kryjówkę? – klepnęłam się w czoło ze śmiechem. Całkowicie wypadło mi to z głowy. Zdjęłam płaszcz i rzuciłam go na łóżko. Zaczęłam pomagać Itachiemu w przenoszeniu wszystkiego do wielkich pudeł. Zatrzymałam się przy jednej z książek. Znowu wstąpiła we mnie ciekawość. Powstrzymałam się jednak. Wrzuciłam ją do pudełka z książkami.
-Jak wy to chcecie przenieść? – zapytałam zaciekawiona.
-Normalnie. Pein zna jakąś technikę. Wszystko zostanie przeniesione do tamtego miejsca. Nie pytaj mnie jak to działa bo nie wiem. – zaśmiał się.
-Ty nie wiesz? Użytkownik Sharingana nie potrafi przejrzeć jakiejś techniki? – Uchiha spojrzał na mnie jak na idiotkę. Zaczęłam się śmiać, a on razem ze mną. Nasze relacje były coraz dziwniejsze. Nigdy nie podejrzewałabym Itachiego o takie zachowanie.
-No widzisz. Nawet Sharingan ma swoje słabe strony. Ale to pewnie dlatego, ze Pein używa rinnegana
-Czyżbym uraziła twoją męską dumę? – śmiałam się coraz głośniej. Nigdy bym nie przypuszczała, ze będę żartować z Itachim Uchihą, ale pasowało mi to. Wolałam tą jego wersję.  Mężczyzna założył ręce na piersi i odwrócił głowę ode mnie. Jak ja kochałam te teatralne gesty. Zrobiłam to samo. Spojrzelismy się na siebie i wybuchliśmy śmiechem.
-Dobra. Koniec tych żartów. Musimy to skończyć – wskazałam na cały bałagan panujący w pokoju. – Właściwie co zrobicie z meblami? Też je przenosicie?
-Nie. Wysadzamy kryjówkę. Ostatnio gdy tego nie zrobiliśmy ktoś ją namierzył. Nie wiem jak, ale zebrał trochę danych o nas.
-To byłam ja z moim oddziałem. – Itachi spojrzał na mnie zdziwiony.
-Serio? Nie wierze ci.
-Masz mnie za aż tak słabą? – zapytałam podnosząc jedną brew.
-Wytłumacz mi jakim cudem zebrałaś tam o nas informację.
-Chakra. Każdy zostawia jakiś jej ślad. A jak dobrze wiesz ona jest lepsza od biografii. Można z niej nawet wyczytać naturę jakiej używa dany ninja, najczęściej używane techniki i tym podobne.
-Ale przecież do tego trzeba mieć ciało danej osoby.
-Już nie – uśmiechnęłam się tajemniczo.
-Sakuro Haruno nie przestajesz mnie zaskakiwać.- mój uśmiech powiększył się nieznacznie.
-I dobrze – powiedziałam i ucięłam dyskusję. Po parunastu minutach wszystko było spakowane. Wyszliśmy więc z pokoju i powiadomiliśmy Konan o tym, że wyruszamy. Skierowaliśmy się do wyjścia. Stał tam Kisame. Od razu miła atmosfera uleciała jak powietrze z przebitego balona. Napięłam się bacznie obserwując niebieskoskórego.
-No Itachi w końcu idziesz na misje beze mnie. – uśmiechnął się do Uchihy. – Ale na towarzystwo chyba nie możesz narzekać. – spojrzał na mnie. Krew we mnie buzowała. Uspokój się Sakura. Rozkazywałam sama sobie. Nie możesz go teraz zabić. Nagle usłyszeliśmy kroki. Z cienia wyłonił się Pein.
-Haruno. Widzę, ze poznałaś już Kisame. Mówiłem, ze na misje będziesz wyruszać z Itachim, ale mam zadanie, które wykonasz z Hoshigakim . – wzdrygnęłam się nieznacznie. Ja na misji z tym kimś. Dobre kpiny.
-Na czym ona będzie polegać? –zapytałam zaciekawiona.
-Wyjaśnię ci jak wrócicie. Teraz życzę wam miłej podróży. – jeszcze raz obrzucił mnie spojrzeniem i odszedł skąd przyszedł. – minęłam Kisame i wyszłam na zewnątrz. Nie miałam już ochoty na dalszą rozmowę. Teraz tylko musiałam obmyślić plan działania. Misja z Kisame był idealną okazją żeby go zabić. Nie mogłam jednak postąpić jak tchórz. On musi zginąć w walce, a nie we śnie. Chociaż była to najprostsza opcja. Z drugiej strony to będzie podejrzane jak zginie na pierwszej misji z „nową”. No cóż będę musiała poczekać na następną okazję. Itachi stanął obok mnie.
-W którym kierunku jest Yuki? – zapytałam. Nie wiedziałam nawet gdzie dokładnie jestem. W pobliżu jakiej wioski.
-Tam. – wskazał palcem na zachód. Ruszyłam biegiem we wskazanym kierunku.
                Biegliśmy już od paru godzin. Nie powiem odczuwałam zmęczenie. Wycieńczone po wczorajszym treningu mięśnie nie pomagały. Pot lał mi się z czoła. Itachi biegł przede mną Wyrównałam z nim bieg. Teraz pędziliśmy ramię w ramię. Nie dowierzałam w to co zobaczyłam. Zero zmęczenia. Jak on to robi? Pomyślałam. Nagle uderzyło we me mnie dziwne uczucie. Źródło chakry. Znajome źródło. Itachi stanął w tym samym momencie co ja. Spojrzeliśmy po sobie. Zaczęliśmy szeptać. Dowiedziałam się, ze niedaleko jest polna. Najprawdopodobniej tam jest ten shinobi. Był sam. Nurtowało mnie kim on jest.
-Itachi ja znam tą chakrę. Chodź. Musze sprawdzić kim on jest. – powiedziałam i ruszyłam powoli do miejsca z którego dochodziła chakra. Stanęłam na drzewie zasłaniając się koroną z liści. Uchiha wylądował obok mnie. Moje oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu. Przed nami stał nikt inny jak Sasuke Uchiha. Ten miał już iść dalej kiedy przystanął spoglądając w naszym kierunku. Niedobrze. Na pewno wyczuł dwie osoby.
-Itachi daj mi rękę. – ten spojrzał na mnie jak na idiotkę, ale wypełnił moje polecenie. – Może ci się zakręcić w głowie. Jak tylko puszczę twoją dłoń ukryj swoją chakrę. Zrozumiałeś? – kiwnął głową.
-Możecie się już nie ukrywać! – usłyszałam krzyk Sasuke. Zaczęłam pobierać chakrę Itachiego. Ten przyglądał mi się z coraz większym zrozumieniem. Powoli przestałam wyczuwać jego chakrę. Puściłam jego dłoń i zeskoczyłam na dół. Zobaczyłam tylko Itachiego, który ruchami ust komunikował „Co ty kombinujesz?” uśmiechnęłam się do niego i zaczęłam przedzierać się przez krzaki. Nagle parę kunai poleciało w moją stronę. Zwinnie je ominęłam i stanęłam przed Sasuke.
-Kto by pomyślał, ze spotkam cię w takim miejscu Uchiha. – moje serce łomotało na jego widok jednak opanowałam się.
-Sa..Sakura? Co ty tu robisz? – zapytał ze zdziwieniem. Brawo. Zadziwiłam kolejnego Uchihe. Coraz lepiej mi to idzie. Pomyślałam.
-Hmmm. Stoję, a nie widać. W tej chwili rozmawiam z tobą.
-Widzę. – warknął -Co jest z twoją chakra?
-Nic. Chakra jak chakra.
-To powiedz mi czemu wyczuwam ciebie jako dwie osoby. I jakim cudem masz tak dużo chakry. – spojrzał na mnie
-O! Widzę, że stałeś się rozmowny. Szkoda, że nie mam ochoty na pogawędkę z tobą. Wracając do tematu chakry. Bo ja wiem. – wzruszyłam ramionami.- Nawet jeśli to sądzisz że ci to powiem? Stałeś się naiwny, Uchiha. – powiedziałam i podeszłam bliżej. Zostałam zatrzymana przez katanę, którą teraz trzymał w dłoni.
-Stój! – ominęłam ostrze odpychając je jednym palcem. Tak jak sądziłam był zbyt zszokowany, aby trzymać gardę. Zaśmiałam się w duchu. Role się odwróciły. – Jakim cudem jesteś w Akatsuki?
-Co o czym ty... A no tak. Zapomniałam. – zaśmiałam się. Mój strój. Niezapięty płaszcz z czerwonymi chmurkami, a pod spodem mundur ANBU. Niezła kombinacja. – Tak jakoś się złożyło. – wzruszyłam ramionami.
-Tak jakoś? Nosisz strój ANBU i do tego płaszcz Akatsuki. Co się do cholery stało?!- Miło było patrzeć na Sasuke, który nie panował nad zaistniałą sytuacją.
-Wiesz miałam już dość wioski tym bardziej podlegając bezpośrednio Hokage. Nie mogłam się tam rozwinąć. Uciekłam. – uśmiechnęłam się obserwując coraz większe zdziwienie na jego twarz- W sumie tak jest lepiej. Jestem wolna. Bez rozkazów, ani innych tego typu gówien.- Co nie spodziewałeś cię tego? Pomyślałam. Jeszcze bardziej go zszokowałam. On jednak szybko się opamiętał. Szybkim ruchem przyłożył mi miecz do gardła i stanął za mną.
-Skoro jesteś w Akatsuki to pewnie wiesz gdzie jest Itachi? – syknął.
-Nadal chcesz go zabić.  – bardziej stwierdziłam niż zapytałam. – Nie dasz rady. - Poczułam jak ostrze napiera na moją skórę. Zaśmiałam się subtelnie i zmieniłam w kłodę. Znajdowałam się teraz za młodszym Uchihą.  – Jest niedaleko Konohy. Szuka Kyubiego. Jeśli masz odwagę zbliżyć się do rodzinnej wioski to proszę. Idź i go zabij. – powiedziałam bez emocji.
-I ja mam ci uwierzyć, że wizja śmierci Naruto cię nie wzrusza? – powiedział tym chłodnym głosem obracając się w moją stronę.
-Nie znasz mnie Uchiha. Jinchuriki to tylko naczynia. My potrzebujemy ogoniastych bestii bez względu na cenę. – powiedzenie tego sprawiło mi wielka trudność jednak zrobiłam to. Tym razem Sasuke wydał się przekonany, a jednak.
-Haruno. Nie wierze ci. Ty, taka irytująca osoba, miałaby się zmienić w coś takiego? – zabolało. Nadal jednak nie rezygnowałam z odgrywanej roli.
-To ty teraz jesteś irytujący Uchiha. Teraz wybacz, mam parę rzecz do załatwienia dla organizacji. – poszłam przed siebie. Sasuke jednak nie dał mi odejść. – Czy ty naprawdę chcesz zostać poturbowany. – mruknęłam z niechęcią.
-Nie dałabyś mi rady. –zaśmiał się.  Podniosłam jedną brew i przygotowałam się do ataku. Myślałam, że uda mi się pominąć tą cześć. Nadzieja matką głupich. Uderzyłam w ziemie. Zaskoczyłam tym Sasuke, który zachwiał się i mało nie upadł. Szybko doskoczyłam do niego i go obezwładniłam. Położyłam go na ziemi. Łatwo poszło. Wiedziałam jednak, że to tylko skutek zaskoczenia. W normalnej walce nie miałabym z nim szans. Zacisnęłam pięści stojąc nad nieprzytomnym Sasuke. W końcu się opamiętałam i dałam znak Itachiemu, że możemy już ruszać w dalszą drogę. Doskoczył do mnie i spojrzał na swojego brata.
-Przepraszam, że tyle to trwało. Po za tym twój brat stał się bardzo irytujący. – powiedziałam i poprawiłam rękawiczki na swoich dłoniach. Szybko wróciłam na dobrą drogę do Yuki. Starszy Uchiha nie odzywał się już tylko wyrównał ze mną bieg i popadł w zamyślenie. Zrobiłam to samo. Szokiem było dla mnie to spotkanie. Z drugiej strony miło było popatrzeć na Sasuke w takim stanie. Skołowanego i nie kontrolującego nic. Tym razem to ja byłam chłodna. Role się zamieniły i było mi z tym niesamowicie dobrze. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Przypomniały mi się jednak moje własne słowa „Szuka Kyubiego”. Teraz przeraziłam się nie na żarty. Co jak co, mogę być w Akatsuki, ale ręki nie przyłożę do śmierci Naruto. Nie wiedziałam też kiedy to nastąpi. Cholera. Przez to wszystko całkowicie zapomniałam o prawdziwym celu Akatsuki. Zebraniu wszystkich biju. Odpędziłam szybko od siebie ta myśl. Nie mogłam się teraz tym zamartwiać. Spojrzałam teraz na Itachiego. Powróciło już to skupienie i obojętność. Jakby nic się nie wydarzyło.  
-O czym mówił Sasuke? Znaczy się to „jakim cudem masz tak dużo chakry” – spojrzałam na niego.
-Nic. Kiedyś miałam jej dużo mniej niż teraz.
-Więc jakim cudem masz teraz takie duże jej pokłady? Nie przypominam sobie, aby chakra w normalnych warunkach zwiększała swoją ilość.
-Może kiedyś ci opowiem. W skrócie opracowałam pewną technikę. Zakładam, że jest ona zakazana. – zaśmiałam się. – Ale nikt oprócz mnie jej nie zna i niech tak pozostanie. – wyjaśniłam i ucięłam temat.
-Odpocznijmy. – powiedział Itachi i zeskoczył na trawę.
-Nie możemy. Twój brat niedługo się obudzi. Nadal może nas wyczuć tak jak my jego. – poszłam dalej tym razem trochę wolniejszym krokiem. Itachi ruszył moim śladem tym samym przyznając mi rację.
                Po paru godzinach marszu doszliśmy do wielkiego wodospadu. Kojarzyłam to miejsce tylko nie wiedziałam jeszcze skąd. Wiedziałam za to na pewno, ze za wodospadem jest jaskinia. Doskonale też znałam do niej drogę. Pociągnęłam Itachiego za sobą i poszłam do tymczasowej kryjówki.
-Rozpal ognisko. – wydałam rozkaz. Czułam się teraz jak na misji ANBU.
-Hej to, że byłaś liderem ANBU nie oznacza, ze możesz mi rozkazywać.
-Proszę. – powiedziałam twardo i usiadłam pod ścianą jaskini. Tym razem Uchiha zrobił to o co prosiłam. Usiadł obok mnie.
-To o co chodzi z tą techniką?
-Powiedzmy, że jest nieetyczne. – powiedziałam i wyjęłam mój zwój. Rozpakowałam śpiwór i rozłożyłam go. Wyjęłam również plecak swój i Itachiego. Resztę rzeczy znowu zapieczętowałam. Położyłam się na posłaniu. Byłam wycieńczona, a wydarzenia dzisiejszego dnia nie odejmowały mi zmartwień. Już samo to, ze dobrze czuje się w obecności Itachiego jest dużym problemem. Powinnam się go bać, unikać, stawiać jakikolwiek opór, a ja co robię. Rozmawiam z nim otwarcie o wszystkim. Niektórych rzeczy nie mówiłam nawet Naruto, najlepszemu przyjacielowi, którego znam prawie całe swoje życie, a Uchiha tylko się zapytał, a ja wylałam z siebie wszystkie swoje uczucia. Postanowiłam zająć swoją głowę czymś innym.
-Powiedz mi dlaczego tak reagujesz na Hidana?
-Po prostu nie lubię go. Słyszałaś może kiedyś o Jashinie? – pokiwałam głową. – No to pewnie wiesz, ze jest to Bóg, który uwielbia krwawe ofiary. Hidan go wyznaje. Jest nieobliczalny. Zabija dla zabijania. Nie przepraszam. Zabija dla Jashina. – powiedział przedrzeźniając Hidana. Rozbawiło mnie to. – Jest sadystą i masochistą. Wiesz w jaki sposób zabija? – pokręciłam głową. – Najpierw zbiera krew ofiary. Kiedy jej skosztuje ich ciała się łączą. Z krwi rysuje trójkąt wpisany w okrąg. Do póki w nim stoi rany, które sobie zada są zadawane ofierze. Najpierw się nad nią znęca potem sam przepija się kosą. On przezywa przeciwnik już nie.
-Ale jakim cudem. Przecież sam siebie zabija.
-Właśnie. Mówi, że dzięki Jashinowi jest nieśmiertelny. Dlatego właśnie może zadać sobie śmiertelne rany i przeżyć. – przeszły mnie ciarki.
-Nie wygląda na takiego. Hmmm. Dziwnego. – powiedziałam myśląc chwile nad przymiotnikiem, który dobrze odzwierciedlałby to co usłyszałam.
-Wiem. Sam nie uwierzyłem za pierwszym razem, ale nie ocenia się książki po okładce. Jesteś tego najlepszym przykładem.
-Ja? – siedziałam zdezorientowana. – Niby czemu?
-No proszę cię. Taka mała krucha kobieta nie mogłaby nikomu zrobić krzywdy. A tutaj co? Obezwładniła Sasuke Uchihe nie dając mu szansy na kontratak. – zaśmiałam się. Miał rację. Nie wyglądałam na groźną. Nie przepuściłam jednak okazji na małe przekomarzanie się.
-Spójrz na siebie. – prychnęłam. – Itachi Uchiha. Najspokojniejszy człowiek na ziemi. A tutaj co? Wścieka się na mnie dwa dni pod rząd. – próbowałam naśladować jego wypowiedź. Marnie mi to jednak wyszło. Obiekt moich uwag zaczął się głośno śmiać. Sama poszłam w jego ślady. Itachi jednak szybko się opamiętał i znowu rozpoczął temat mojej chakry.
-Więc wracając do poprzedniej rozmowy. Wyjaśnij mi o co chodzi z tą twoją chakrą. Od początku była dziwna.
-Od czego by tu zacząć. Tak po ucieczce Sasuke kiedy Naruto wyruszył z Jiraiyą trenować ja zrobiłam to samo. Trafiłam pod skrzydła Tsunade-samy. Rozwijałam się zarówno w medycznym ninjutsu jak i w normalnym. Jednak zawsze słyszałam „Nie podejmuj się tego. Masz za mało chakry”. Mogłam jedynie nauczyć się ją kontrolować na tyle, aby być w jakiś sposób przydatną. Zaakceptowałam to. Po morderstwie moich rodziców miałam dość bycia bezużyteczną. Z resztą wiedziałam, ze nie zabije tego człowieka z tak małą ilością chakry. Zaczęłam szukać sposobu na zwiększenie jej pokładów.  W końcu trafiłam na informację, że po śmierci część chakry zostaje. Nie, nie mam na myśli energii fizycznej. Dwie zmieszane ze sobą energie duchowa i fizyczna pozostają w ciele zmarłego tylko w mniejszych ilościach. Wszystko zależy od czasu jak upłynął od zgonu. Im wcześniej tym więcej chakry. Zapewne dobrze wiesz, ze medyczne ninjutsu polega na wysyłaniu chakry do rannych komórek przyspieszając ich podział. – Itachi kiwnął głową. – Więc zaczęłam się zastanawiać czy nie dałoby się odwrócić tego procesu. Nie było to jednak możliwe ponieważ chakra u osób zmarłych nie krążyła tylko osiadała w układzie krążenia. Nie da się nią manipulować. Następnym pytaniem było jak wprawić ją w ruch. To akurat było proste. Wprowadzasz odrobinę swojej chakry do organizmu zmarłego i pobudzasz jego własną do krążenia. Potem możesz zacząć absorbcję. Właśnie tu sprawa zaczyna się komplikować. Jak tylko zaczynasz pobierać chakrę ta przestaje krążyć.  Wykombinowanie sposobu, aby rozwiązać ten problem zajęło mi dobry miesiąc. W końcu się udało. Rozwiązanie okazało się stosunkowo proste. Podczas całego procesu musiałam rozdzielić swoją chakrę na pół. Jedną połową stymulowałam zastałą chakrę do krążenia poprzez ciągłe wysyłanie własnej, a drugą ją wysysałam. Pomieszanie obcej chakry z moją tylko ułatwiało sprawę.  Z czasem szło mi to coraz prościej. Kluczem jest po prostu idealna manipulacja chakrą.  – Itachi patrzył się na mnie osłupiały. Wiedziałam, ze przetworzenie tych informacji zajmie mu jakiś czas. Przeliczyłam się. Ogarnął się szybciej niż myślałam.
-To dlatego twoja chakra jest taka dziwna.
-Co dokładnie masz na myśli? – zapytałam zaciekawiona.
-To, że czasami nie czuć jakby należała do ciebie. – roześmiałam się.
-Wiem. Jedyny minus. Czasami chakra się nie przyjmuje, albo bardzo długo się przystosowuje. W każdym wypadku pobranie chakry stymuluje wytworzenie własnej. Bez treningów. Czyli zakładając, że pobrałam „x” chakry posiadając „x” własnej to po absorpcji posiadam „2x” chakry. Jeśli pobiorę dwa razy więcej mając ciągle tyle samo chakry to po procesie nie będę miała potrojonej lecz poczwórną ilość chakry. Jednak jest to niebezpieczne. Dlatego zaczynałam od osób posiadających zbliżoną ilość chakry do mojej.
-Ile chakry, która teraz posiadasz należy do ciebie? – zastanowiłam się chwilę szacując ilość pobranej chakry
-To będzie coś około jednej dwudziestej. Może jedna trzydziesta. – oczy Itachiego jeszcze bardziej się rozszerzyły.-Jezu co ja mam dzisiaj z tym szokowaniem ludzi. – zaśmiałam się – Mam teraz tyle chakry co twój brat. Może trochę więcej.
-Mogę zadać jeszcze jedno pytanie? Dobra dwa? – kiwnęłam głowa.
-Więc pierwsze. Ile ludzi tak.. no wiesz o co mi chodzi.
- Z ilu osób pobrałam chakrę? – znowu tylko kiwnięcie głową. – Nie pamiętam, ale coś koło dwudziestu osób. Teraz drugie pytanie.
-Dlaczego boisz się wymówić imię mojego brata? Od spotkania z nim ani razu nie nazwałaś go jego imieniem. – zamurowało mnie. Wcale nie boje się wymówić tego imienia. Zastanawiałam się chwilę nad odpowiedzią. – Ciągle tylko słyszę „twój brat”. Co się dzieje?
-Nic się nie dzieje. Nie boję się wymówić tego imienia. – powiedziałam szybko. Miałam nadzieję, ze tym zbyłam Uchihe. Ten jednak się nie poddawał
-Udowodnij. Powiedz to. – przybliżył się do mnie i patrzył mi w oczy.
-Co w tym trudnego. Sasuke. Proszę jesteś zadowolony. Sasuke, Sasuke, Sasuke. Mam mówić dalej. – zdenerwowana wstałam i zaczęłam naskakiwać na Itachiego. – No powiedz. Mam kontynuować?!
-Nie. – usiadłam przy wejściu do jaskini. Trudno, że będę mokra. Musiałam jakoś ochłonąć. Itachi ma rację. Od spotkania Sasuke unikam tego imienia jak ognia. Wyjęłam papierosa i podpaliłam. Powoli zaczęłam się uspokajać. Najchętniej wymazałabym istnienie Sasuke ze swojej pamięci. On jednak uparcie w niej przebywał i co jakiś czas dawał o sobie znać .Nawet wtedy kiedy powoli zaczęła układać sobie życie on wrócił. Pamiętam twarz Sai’a kiedy wyznałam mu, że znowu czuję coś do młodszego Uchihy. Pamiętam z jakim obrzydzeniem i nienawiścią na mnie patrzył. To nie była moja wina. Powinien się cieszyć, ze byłam z nim szczera, a nie okłamywałam go co do moich uczuć. Wzdrygnęłam się czując czyjąś rękę na moim barku. Był to Itachi. W tym momencie był przedostatnią osoba jaką chciałam zobaczyć.
-Darujmy sobie te głęboki rozmowy. – powiedziałam i zdjęłam jego dłoń. Ten usiadł obok mnie i spojrzał na mnie. Ja za to ciągle wpatrywałam się przed siebie. Z całych swoich sił powstrzymywałam łzy. Za często się ostatnio mazgaiłam. – Nie słyszałeś co powiedziałam? Mam może powtórzyć?-wysyczałam oschle.
-Nie. Nie musisz się powtarzać. Okłamałaś mnie. – teraz nie wytrzymałam i spojrzałam na niego z wściekłością i zdziwieniem w oczach.
-Niby z czym cię okłamałam?
-Teraz jestem pewny, że kochałaś Sasuke. Kto wie może nadal go kochasz.
-Zamknij się! – wrzasnęłam. – Nic o mnie nie wiesz i nie masz prawa się na ten temat wypowiadać! – Uchiha siedział niewzruszony moim tonem. Patrzył mi tylko prosto w oczy. – Co z tobą jest do cholery! Myślisz, że nagle wszystko ci o sobie opowiem?! Może to dotyczy twojego brata, ale to jest tylko moja sprawa! Proszę więc nie mieszaj się do tego! Nigdy! – wyładowałam w końcu całą frustrację, która rosła we mnie od zobaczenia Sasuke. Miałam jeden wielki mętlik w głowie. Wstałam i poszłam w głąb jaskini. Byle dalej od Uchihy. Ten poszedł za mną. Miałam dosyć. Stanęłam. Już miałam się odwrócić i znowu wydrzeć na Itachiego kiedy ten mnie przytulił. Byłam zszokowana. Wściekła część mnie wzięła górę. Odepchnęłam go od siebie i   poszłam dalej. Doszłam do naszego obozu i położyłam się na śpiworze. Patrzyłam w ogień. Znowu rozmyślałam. Zabawne myślę nad swoimi problemami codziennie, a i tak nie znajduję rozwiązania.  Itachi usiadł na wprost mnie. Szybko ustaliliśmy tylko warty i postanowiliśmy zakończyć ten dzień. Uchiha jednak nie sprostał zadaniu siedzenia i nic nie mówienia. Lekko zaspana spojrzałam na niego.
-Co mówiłeś? – spytałam sepleniąc.
-Przepraszam.
-Ale za co? – sen odebrał mi chyba rozum, ale naprawdę nie wiedziałam za co mnie przepraszał.
-Za poruszenie tematu Sasuke. Mam do ciebie prośbę. – teraz znowu byłam wybudzona. Mruknęłam tylko, aby kontynuował. – Nie ukrywaj swoich emocji. Nie potrzebnie chowasz je pod płaszczem chłodu i obojętności.
-Nie możesz zrozumieć, że już taka jestem. Shinobi, narzędzie bez uczuć. Nie pamiętasz? Tego nas od zawsze uczyli. Tego od nas wymagają. – podszedł do mnie i usiadł na moim śpiworze.
-Wcale taka nie jesteś. Chcesz taka być, ale Sakura... – położył dłoń na moim policzku. Przeszedł mnie dreszcz. – nigdy taka nie będziesz. To niemożliwe. Nawet ja i Sasuke coś czujemy. Pomyśl o moim bracie. Nawet jego czyny są głównie kierowane emocjami pomimo tego, ze widzisz w nim tylko chłód i obojętność. Cokolwiek zrobisz uczucia będą ci zawsze towarzyszyć. Nie da się ich wyłączyć. – zabrał swoją dłoń. Poczułam chłód w miejscu gdzie niedawno spoczywała. – Rozumiem to, ze próbujesz je ukryć przed światem. Nie chcesz znowu zostać zraniona, ale to prowadzi tylko do takich wybuchów jak przed chwilą. Wszystko kumuluje się w tobie i po jakimś czasie nie wytrzymasz. – już miał kontynuować kiedy mu przerwałam:
-Tak. Kochałam Sasuke. Nawet po jego odejściu nie mogłam o nim zapomnieć. Dlatego Naruto go szuka. Kiedy mieliśmy trzynaście lat obiecał mi, ze sprowadzi go do wioski. Tylko, ze teraz moje uczucia się zmieniły. Nie kocham go. Nadal mam do niego sentyment, ale to już nie to. Wszystko skończyło się dwa lata temu. Uczucie po prostu wyparowało.
-Sakura. Nie da się przestać kochać. Możesz nie czuć tego wyraźnie, ale to uczucie zostaje z tobą do końca życia. Możesz kochać kogoś innego, ale nie da się wymazać uczuć do poprzedniej osoby. Tego po prostu nie da się zrobić.
-Skąd ty to możesz wiedzieć?! – nie wytrzymałam po moich policzkach znowu potoczyły się łzy. Nagle poczułam szarpnięcie. Zanim zorientowałam się co się dzieje poczułam pod policzkiem twarde mięśnie.
-Wierz mi. Ja też kochałem. – powiedział i  oparł głowę na mojej. –Tej kobiety już nie ma. Pozostały mi tylko wspomnienia.
-Co się z nią stało? – odważyłam się zapytać.
-Zabiłem ją. Tak jak resztę mojego klanu. – dopiero teraz zauważyłam łzy w jego oczach. Nie chciałam ciągnąć już tego tematu. Odsunęłam się od Itachiego. Przynajmniej próbowałam. Na nic zdały się moje starania. Nadal przylegałam do niego każdym calem. Szybko przemyślałam to co powiedział o uczuciach.
-Masz racje. – spojrzał na mnie zdziwiony moją reakcją. – nie da się ukryć ani wyłączyć emocji. To jeszcze bardziej męczy.  Ale lepsze jest to niż ciągłe słuchanie „Sakura co się dzieje”, „Sakura jak możemy ci pomóc”. Miałam tego dość. – wychlipałam w klatkę piersiowa Itachiego. Okazywałam słabość, ale to nie robiło mi już różnicy. Ukrywane emocje właśnie wyszły na zewnątrz i nie zamierzałam ich powstrzymywać. Wtuliłam się mocniej w ciało mężczyzny. Tak dawno nie czułam na sobie czyjegoś ciepła. W tej chwili mógłby to być ktokolwiek byle by był blisko mnie. Jednak to przy Itachim czułam się najlepiej. Nie wiem dla czego. Może powodem było to, ze mnie nie znał, albo to, ze widziałam pomiędzy nami jakieś podobieństwo. To naprawdę nie miało dla mnie znaczenia w tej chwili. Od początku, a raczej od naszej pierwszej poważnej rozmowy poczułam z nim jakąś dziwną więź. Jakby zrozumienie. Nagle poczułam jak ręką gładzi moje włosy. Moje ciało znowu przeszedł dreszcz.
-Nie płacz już. – uniósł mój podbródek tak, żebym spojrzała mu w oczy. – Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. Tylko już nie płacz. Wiem, że jest trudno zaakceptować cały ten ból, ale prędzej czy później będziesz musiała  to zrobić. Teraz uspokój się i spróbuj zasnąć. Posiedzieć z tobą dopóki nie uśniesz? – dobra skoro ja myślałam, ze jego wcześniejsze zachowanie było dziwne to nie mam określenia na to co się działo teraz.
-Nie. Przecież mam teraz warte. Idź spać ja posiedzę. – znowu mój umysł ogarnęła moja oficjalna i służbowa część. Zasady ponad wszystko. Itachi nie dawał za wygraną.
-Ja posiedzę. Ty się wyśpij. – tym razem nie miałam siły, aby się wykłócać dlatego zamknęłam oczy o oparłam się o brzuch Uchihy. Nie obchodziło mnie, ze zasypiałam w jego objęciach. Byłam wycieńczona fizycznie jak i psychicznie. Do snu nakłaniały mnie również kojące ręce bruneta powoli i uspokajająca gładzące moją głowę. W końcu odwiedziłam mojego przyjaciela Morfeusza.

***
Tak więc jest nowy rozdział. Mam nadzieje, że się podobał. Z tego miejsca chce wam życzyć szczęścia i zdrowia. 
WESOŁYCH ŚWIĄT I MOKREGO (mam nadzieje, że nie śnieżnego) DYNGUSA.

poniedziałek, 25 marca 2013

Rozdział Szósty.


SAKURA
               Obudziłam się z samego rana. Dzisiaj miałaь wyruszać z Itachim. Nazwałabym to misją, ale to nie jest Konoha. Nagle zauważyłam, że nadal jestem przytulona do Uchihy. Nie przebudziłam się jeszcze do końca, więc przypomnienie sobie wydarzeń wczorajszego wieczora przyszły mi z trudem. Jednak po pewnym czasie obrazy napłynęły mi do głowy niczym fala. Nie mogłam uwierzyć w to co się wczoraj wydarzyło. Swoje zachowanie jeszcze jakoś przeżyję. Bardziej zaskoczona byłam tym, że Itachi się w pewien sposób przede mną otworzył. Tego było dla mnie za wiele. Bezceremonialnie wstałam. Nie dbałam o to, że mogę go obudzić. Od razu wyszłam z pokoju. Skierowałam się do kuchni. Zastałam tam tylko Konan, która znowu siłowała się z patelnią i jajkami.
-Widzę, że radzisz sobie coraz lepiej. – zaśmiałam się pod nosem i zaczęłam grzebać po szafkach.
-A dziękuję. – uśmiechnęła się niebieskowłosa. Spojrzała na mnie. – Czego szukasz?
-Sake. Gdzieś na pewno musi być. – dziewczyna zmarszczyła ci brwi.
-Sakura, po co ci sake o szóstej rano?
-Miałam ciężki poranek. – tak, to było dobre określenie. Po chwili poddałam się. Nigdzie nie było upragnionego alkoholu. – To macie tu jakieś sake czy nie? – oparłam się o blat.
-Wiesz co, nie przypominam sobie, żeby było w kuchni. Jestem za to pewna, że Hidan ma jakieś ukryte zapasy. Jak chcesz to mogę z tobą iść. Coś czuje, że tym czymś się zatruje. – wskazała na patelnie. Zaczęłam się śmiać.
-Jesteś pewna, że nie będzie zły jak wejdziemy do niego o szóstej rano?
-Nie, ewentualnie nas zabije. – powiedziała i poszła przodem. Patrzyłam na jej oddalające się plecy.-Żartowałam. Tylko ponarzeka, że nie dajemy mu spać. Chodź już. – wyszłyśmy z kuchni.
               Stałam teraz razem z Konan pod drzwiami. Zapukałam i nic. Tym razem byłam odważniejsza. Po prostu weszłam do pokoju. Hidan spał w bokserkach. Chyba. Nie zwróciłam na to uwagi. Zapytałam się Konan czy wie gdzie chowa „zapasy”. Pokręciła tylko głowa. No trudno zostaje tylko jedno rozwiązanie. Wzięłam poduszkę z łózka I przyłożyłam Hidanowi w brzuch.
-Mamo zaraz wstanę. – zaczął mamrotać białowłosy. Nie mogłam się powstrzymać. Mój śmiech rozszedł się po całym pokoju. To skutecznie obudziło mężczyznę. Ten usiadł na łóżku i przeczesał włosy dłonią.
-Życie wam nie miłe, że przychodzicie do mnie tak wcześnie rano? – spojrzał na mnie. – A to ty? Czego nowy członek Akatsuki ode mnie chce? – zapytał zalotnie. Mój śmiech stał się jeszcze głośniejszy.
-Sakura chce trochę sake. Wiem, że na pewno coś masz, wiec nie ma sensu mnie okłamywać. – odpowiedzi udzieliła za mnie Konan. Mężczyzna spojrzał na mnie podejrzliwie. Od razu się opamiętałam, a mój śmiech ustał..
-Po co ci sake? – wstał i podszedł do jednej z szafek. Wyjął butelkę. Nie podał mi jej jednak.
-Po prostu potrzebuje się napić.-nie dostałam upragnionego alkoholu.
-To nie jest dobry powód.
-Miałam ciężki poranek. Mięśnie mnie bolą i mam zły humor, więc gdybyś był tak miły i po prostu dał mi to sake. – wyjaśniłam wyciągając rękę bo butelkę.
-Nie. – zmarszczyłam brwi. – Nie będziesz pić sama. – w tym momencie wyjął z szafki dwa kieliszki i usiadł na łóżku. Spojrzał na mnie. – No siadaj. Konan pijesz z nami? – przeniósł wzrok na niebieskowłosą.
-Nie. Podziękuję za tą przyjemność. – dziewczyna wyszła. Zamykając za sobą drzwi.
-To co zaczynamy zabawę ! – Hidan otworzył butelkę i nalał sake do kieliszków. Oboje wypiliśmy do dna. Nalał następną kolejkę, która podzieliła los pierwszej. Wypiliśmy chyba z siedem kieliszków. Spojrzałam na butelkę. Była do połowy pusta. Odebrałam ją od Hidana i wzięłam siarczysty łyk. Zakręciło mi się w głowie. Dopiero teraz poczułam działanie alkoholu. Położyłam się na łóżku. Sięgnęłam do kieszeni i wyjęłam paczkę papierosów.
-Raczej nie można u ciebie palić prawda? – zapytałam mężczyznę.
-Pal sobie. Pein nie wyczuje.
-A co? Czepia się o palenie? – Hidan tylko pokiwał głową.
- On czepia się wszystkiego. – spojrzał na paczkę, która trzymałam w dłoni -Wiesz co daj mi jednego. - Wyciągnęłam rękę podając mu papierosa. Sama położyłam się na łóżku i podpaliłam tytoń. Hidan położył się obok mnie i wziął zapalniczkę z mojej dłoni.
-Powiedz mi co sprowadza cię do organizacji tak złej, że każda wioska drży na dźwięk jej nazwy? – zaśmiałam się krótko.
-Nuda, chęć rozwoju i tym podobne. A... – już miałam zapytać go o jego powód kiedy drzwi do jego pokoju otworzyły się z hukiem. Stał w nich wyprowadzony z równowagi Uchiha. Spojrzał na Hidana.
-Weź ty się człowieku ubierz! – po mojej skórze przebiegł dreszcz wywołany tonem głosu czarnookiego. Sama skierowałam oczy na białowłosego. Nadal był w bokserkach. Zarumieniłam się lekko- Ty! –wskazał na mnie palcem. – Mieliśmy dzisiaj wyruszać do cholery, a ty siedzisz sobie i imprezujesz od rana! Natychmiast do pokoju! – siedziałam nadal i paliłam patrząc na Itachiego. . Nie byłam pijana. Może tylko lekko wstawiona.
-Nie jesteś moim ojcem, aby mi rozkazywać. – mruknęłam cicho nie myśląc nad tym co wyprawia mój język. Na moje nieszczęście on to usłyszał Może i nie jestem, ale tutaj jesteś zdana na mnie! Natychmiast masz stąd wyjść! – wrzasnął i złapał mnie za ramie siła wyprowadzając z pokoju.
-Do zobaczenia, Hidan. – pomachałam mu wolną ręka. Zgasiłam papierosa przydeptując go do podłogi. Oby tylko Pein nie zauważył. Itachi ciągnął mnie za sobą. Od żelaznego uścisku rozbolało mnie już ramię. Nie wyrywałam się. Wiedziałam, że to nic nie da. Szłam cierpliwie. W końcu znaleźliśmy się w pokoju. Na wejście potknęłam się o próg. Gdyby nie Itachi nabiłabym sobie niezłego guza o kant łóżka. Od razu postawił mnie na nogi.
-Gratuluję Sakura. Upiłaś się, więc dzisiaj nigdzie nie idziemy.
-Człowieku jest siódma rano. Do południa będzie w  porządku. I nie jestem pijana.
-Nie. Nie jesteś. Tak sama z siebie się przewracasz!
-Potknęłam się o próg idioto! – wskazałam oskarżycielsko na drzwi. Po za tym naprawdę powinnam dostać nagrodę. Już drugi dzień pod rząd wyprowadziłam Itachiego „Świątynie Spokoju” Uchihe z równowagi.
-No dobra. Może i nie jesteś pijana co nie zmienia faktu, że nie powinnaś pic. Tym bardziej z Hidanem.
-Niby dlaczego miałabym z nim nie pić?!-wrzasnęłam. Teraz to ja zostałam mocno zdenerwowana.
-Nie znasz go! –  znowu użył tego tonu, który wzbudzał we mnie strach. Nie okazywałam tego.
-No i co z tego!
-To, że mogło ci się coś stać! – wmurowało mnie w podłogę. Usłyszeć takie słowa z ust samego Itachiego Uchihy. Bezcenne. Poddałam się jednak. Usiadłam na łóżku.
-Ale nic się nie stało, a teraz uspokój się. Jak chcesz około piętnastej możemy wyruszyć. – powiedziałam i położyłam się. Naprawdę nie byłam pijana. Nawet nie kręciło mi się w głowie.  
-W porządku. To o piętnastej. Masz – rzucił we mnie czymś czarnym. Rozłożyłam to i zobaczyłam płaszcz Akatsuki. Zdziwiona spojrzałam na Itachiego.-No co myślałaś, że będziesz wesoło hasać po Yukigakure w samej bluzce i szortach? Przy okazji jak będziesz chciała to kupisz sobie coś do ubrania. Kończą mi się stare ciuchy.
-Nie mogę. Najlepiej omijajmy wioski. Mogę się założyć, że Tsunade-sama poruszyła niebo i ziemię, aby mnie znaleźć. Ciekawe czy powiedziała Naruto prawdę. – zamyśliłam się. W głowie widziałam reakcję blondyn. Jeśli wie o mojej ucieczce na pewno już mnie szuka. Jeśli nawet okłamała go tak jak ją prosiłam byłam ciekawa jego reakcji. W sumie mogłam to sprawdzić.
-Kuchiyose no Jutsu- wezwałam zwierzę bez namysłu. Ślimak pojawił się od razu. Zauważyłam zdziwiony wzrok Uchihy, który schował się w cieniu szafy. Udało się.
-Witaj Sakura-sama. Czego potrzebujesz tym razem.
-Witaj Katsuyu. Mogłabyś się zorientować co się dzieje u Naruto? I Tsunade w gabinecie? Tylko nie możesz im mówić, ze mnie widziałaś. Zrozumiałaś.
-Hai. Aktualnie w gabinecie Tsunade nic się nie dzieje. Śpi jak zawsze. – uśmiechnęłam się do wspomnień blondynki śpiącej na tonie papierów.  - Ostatnio jednak była tam ostra kłótnia pomiędzy Piątą, a Naruto. Mówili o Tobie. Zaraz przeniosę się do Naruto i ci wszystko opowiem. – przez parę minut panowała grobowa cisza. – Masz szczęście. Siedzi właśnie z Kakashim. Mówi, że nie może zrozumieć dlaczego wyruszyłaś sama na misję, dlaczego nic mu o tym nie powiedziałaś. – spuściłam głowę. Dobrze, że Tsunade go okłamała, ale to nie zmienia tego, że i tak go zraniłam.  Postąpiłam egoistycznie.– To już wszystko?
-Tak Katsuyu. Możesz już iść. – ślimak rozpłynął się w białym dymie. Itachi wyszedł z cienia. Nie odezwałam się. Ja również. Ułożyłam się tylko na boku i odpłynęłam w świat rozważań i własnych myśli. Wiedziałam, że będzie ciężko żyć z decyzją o opuszczeniu wioski, ale wizja załamanego Naruto. Tego nie mogłam znieść. Alkohol jeszcze nie opuścił mojego organizmu, ale nie czułam jego działania. Wstałam z łóżka.
-Wychodzę na chwilę. – powiedziałam i wyszłam z pokoju zostawiając zdezorientowanego Itachiego.
(http://www.youtube.com/watch?v=wEWF2xh5E8s  sadness and sorrow – naruto soundtrack) Szybko znalazłam się przy „drzwiach”. Poszłam nad rzekę nad którą siedziałam wczoraj z Uchiha. Odpaliłam papierosa. Nie byłam uzależniona, ale ostatnio zaczęłam za dużo palić. Zamyśliłam się. Usiadłam na trawie jeszcze bardziej zagłębiając się we własną głowę. Z jednej strony cieszyłam się, ze w końcu zrobiłam ten krok, którym było opuszczenie wioski. Za to z drugiej oczami wyobraźni widziałam smutnego Naruto. Tego samego, który smucił się za każdym razem kiedy ktoś wspomniał o Sasuke. Ja zrobiłam mu to samo tylko jeszcze o tym nie wie. Jednak kwestią czasu jest to kiedy się zorientuje się, że coś nie gra. Tsunade nie może przecież ciągle okłamywać go, że jestem na misji. To po prostu niemożliwe. Sama też zastanawiałam się za ile wrócę do wioski. Za parę miesięcy, za dwa lata może nigdy. Dopiero teraz dotarło do mnie co zrobiłam. Zaczęłam płakać. Brakowało mi przyjaciół. Denerwujących, dociekliwych, pomagających na siłę, ale zawsze przyjaciół. Nie mogłam jednak wrócić. Dopóki nie zabije tamtego mężczyzny nie zaznam spokoju, nie będę szczęśliwa.
-Brakuje Ci ich, co? – aż podskoczyłam na dźwięk tego głosu. Dla odmiany był spokoju i opanowany. Powiedziałabym nawet, że wyczułam w nim odrobinę ciepła. Wiem jestem głupia doszukując się ciepła u mordercy.
-Trochę. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.-Tęskniłeś kiedyś za wioską? Wiesz przez te całe piętnaście lat? Żałowałeś? – spojrzałam teraz na Itachiego ze łzami w oczach. Dopiero teraz zauważyłam podobieństwo pomiędzy nami. Oboje zrobiliśmy błąd, aby zdobyć moc. Tak samo z resztą jak Sasuke. Moje dalsze rozmyślania przerwał Uchiha. Nie patrzył na mnie tylko na błękitne niebo.  
-Nawet nie wiesz jak bardzo tęskniłem. Czy żałowałem? Dopiero po paru latach. Teraz codziennie wyrzucam sobie to co zrobiłem. Wierz mi, gdybym tylko mógł cofnąć czas żyłbym teraz w Konoha z Sasuke. – widziałam jak łzy napływają mu do oczu. Jednak szybko je powstrzymał. Usiadł obok mnie. – Wspomnienia powracają do mnie każdego dnia. Widzę całą swoją rodzinę. Szczęśliwa i uśmiechniętą. Ojca chłodno traktującego Sasuke. Zawsze mnie faworyzował. Matkę gotującą dla nas wszystkich obiad tłumaczącą mojemu bratu dlaczego nie mogę z nim trenować. Sasuke błagającego mnie o trening. Widzę też ich ciała leżące na podłodze w moim własnym domu. Widzę płaczącego Sasuke. Codziennie czuję ta pustkę. Ten żal. – teraz spojrzał na mnie. – Sakura, był moment kiedy chciałem się zabić. Myślałam, że nie ma sensu dalej ciągnąc tej farsy jaką jest moje życie. Daje jednak Sasuke możliwość powrotu do normalności. Kiedy zginę, a na pewno zginę z jego ręki, Sasuke przywróci honor klanu Uchiha, który ja splamiłem. – powiedział i spuścił głowę. Czułam jego cierpienie. Było tak namacalne jak trawa pod nami. Nie wiem czemu, ale przytuliłam go do siebie. Nic nie mówiłam po prostu ofiarowałam mu ten ciepły gest. O dziwo odwzajemnił go. Siedziałam tak przytulając Uchihe. Osobę, której kiedyś się obawiałam, z resztą jak całego Akatsuki. Osobę, która jest winna mojego cierpienia. Osobę, która zraniła kogoś kogo kochałam. Jednak to co wydarzyło się przed chwila. To wyznanie. Coś we mnie pękło. Zobaczyłam człowieka w ciele mordercy. Teraz wspomnienia przyszły do mojej głowy ze zdwojoną siłą. Akademia. Pierwsza misja z drużyną siódmą. Rywalizacja Naruto i Sasuke. Walka na dachu szpitala. W końcu tamta noc. Błagałam wtedy Sasuke,, aby wziął mnie ze sobą. Wyznałam mu miłość. Znowu zaczęłam płakać. Teraz Itachi objął mnie w pasie przyciągając mocniej do siebie. Nie rozumiałam jego zachowania jednak byłam zbyt oszołomiona jego wyznaniem i napływem wspomnień, żeby się nad tym zastanawiać.
-Nie płacz. Ty masz jeszcze wybór. Możesz zrezygnować z zemsty i wrócić do wioski. Żyć z przyjaciółmi, może kto wie nawet z Sasuke. – uśmiechnął się do mnie.
-Nie zrezygnuję z zemsty. Świadomość, że ta osoba stąpa po ziemi nie pozwala mi być szczęśliwą. Nie chciałam, żeby przyjaciele widzieli mnie w takim stanie. Z resztą po prostu nie potrafiłam tam być. – nadal płakałam i zdawałam sobie z tego sprawę. Mieszanka smutku i determinacji powodowała u mnie albo złość, albo łzy. Tym razem wybrałam drugie. Znowu okazywałam słabość. Tym razem przy jednym z najniebezpieczniejszych ninja. Ten otarł mi tylko łzy z twarzy.
-Jednak jesteś bardziej podobna do niego niż sądziłem. – nadal trzymał dłoń na moim policzku.
-Do kogo? –zapytałam skołowana odchylając się nieznacznie od Itachiego.
-Do mojego brata. Mieszanka determinacji i smutku. Chłód wobec innych. Czasem tylko ciepło okazywane w małych dawkach i bardzo rzadko. – uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Kiedyś był inny. Ciepły, zawsze uśmiech...
-Itachi, skończ. Nie myśl o tym. To nic nie da. – odsunęłam się od niego znowu przywdziewając maskę chłodu. – A teraz wstawaj. Musimy w końcu wyruszyć, a rozmawianie o przeszłości nie wróży dobrego dnia. – powiedziałam i poszłam do kryjówki. Nie wiem czy poszedł za mną czy został tam siedząc i nadal wspominając.
ITACHI
Przytulała mnie. Poczułem jej ciepło na swojej skórze. Pierwszy raz od paru lat było mi dobrze. To wszystko jednak było zmącone koszmarami przeszłości. Przytuliłem ją. Ja. Itachi Uchiha – morderca. Nie wiem dlaczego, ale przy niej nie potrafiłem być tą chłodną wersją mnie, nie czującą nic. Wiedziałem co teraz odczuwa - smutek, żal, tęsknotę. Pewnie tak jak ja widzi obrazy z przeszłości. Ledwo powstrzymywałem się od płaczu. Tak, Itachi Uchiha też czasem płacze, ale nigdy przy kimś. Za to Sakura nie miała oporów. Opuściła wszelkie bariery ochronne. Chłodna maska roztrzaskała się na milion kawałków. Zalała się łzami. Chwyciłem ją w pasie.
- Nie płacz. Ty masz jeszcze wybór. Możesz zrezygnować z zemsty i wrócić do wioski. Żyć z przyjaciółmi, może kto wie nawet z Sasuke.- powiedziałem i uśmiechnąłem się do dziewczyny. Nie mogłem patrzeć jak płacze.
- Nie zrezygnuję z zemsty. Świadomość, ze ta osoba stąpa po ziemi nie pozwala mi być szczęśliwą. Nie chciałam, żeby przyjaciele widzieli mnie w takim stanie. Z resztą po prostu nie potrafiłam tam być. – dopiero teraz dostrzegłem w niej coś z mojego brata. Była tak do niego podobna. Delikatna, a zarazem twarda. Udająca obojętność kiedy ból trawi ją od środka. Żądna zemsty. Na szczęście jeszcze nie została przez nią pochłonięta. Dla niej była nadzieja, którą stracił Sasuke. Spoglądałem tak na nią wyliczając cechy, które łączyły ją z moim bratem. Nie mogłem jednak znieść łez na jej twarzy. Moje ciało automatycznie poruszyło się i wytarło ciecz z jej policzków. Nie cofnąłem ręki
-Jednak jesteś bardziej podobna do niego niż sądziłem.
-Do kogo? – odsunęła się nieznacznie, aby na mnie spojrzeć.
-Do mojego brata. Mieszanka determinacji i smutku. Chłód wobec innych. Czasem tylko ciepło okazywane w małych dawkach i bardzo rzadko. – uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. – Kiedyś był inny. Ciepły, zawsze uśmiech... – Haruno przerwała mój wywód. Nie wiem dlaczego. Może nie chciała dalej wspominać.
-Itachi, skończ. Nie myśl o tym. To nic nie da. – odsunęła się ode mnie. Znowu widziałem ten chłód.  – A teraz wstawaj. Musimy w końcu wyruszyć, a rozmawianie o przeszłości nie wróży dobrego dnia.– powiedziała i poszła do kryjówki. Ja jednak siedziałem jeszcze chwilę rozmyślając. Głównym problemem było pytanie dlaczego przy niej nie mogę być obojętny. Dlaczego nie mogę spokojnie znieść tych emocji, które nią targają. Czułem, że chce być z nią szczery. Powiedzieć wszystko, wyjaśnić, ale to jest zbyt skomplikowane. Może kiedyś. Pomyślałem i wstałem idąc jej śladem. Przy wejściu od kryjówki stał Pein. Zdziwiło mnie to gdyż rzadko wychodził z kryjówki. Modliłem się w duchy, aby nic nie mówił. Nadzieja matką głupich.
-Co jej się stało? – zapytał wskazując głową na wnętrze kryjówki.
-Nic. – już chciałem go ominąć kiedy wejście zagrodziło mi jego silne ramię.
-To raczej nie wyglądało jak „nic” – powiedział tym swoim oschłym głosem.
-Po prostu dowiedziała się czegoś o swoich przyjaciołach to tyle. Mogę już iść? – spojrzałem wrogo na Peina.
-Tak. Tylko uważaj na nią. Coś czuje, że sprawi nam niezłe kłopoty.
-Spokojnie. Naucz się ufać ludziom. – wszedłem do kryjówki. Nie dane mi jednak było odejść w spokoju.
-Bym był zapomniał. Jak wrócicie mam dla ciebie misję. To tyle. Możesz już iść. – nie chciałem na razie wiedzieć co to za misja. Pewnie znowu przyprowadzenie jakiegoś Jinchuriki. To był już standard. Wszedłem do pokoju. Tam zobaczyłem Sakurę pakującą się do małego plecaka. Byłem ciekaw kiedy mnie zauważy, więc stałem tak w progu i przyglądałem się jej.
-Możesz tak nie stać tylko się pakować?
-Już się spakowałem. – pokazałem jej plecak leżący przy drzwiach łazienki. Haruno zasuwała już suwak. Ten jednak okazywał wolę walki. Podszedłem do niej kiedy chciała uderzyć pięścią w złośliwy przedmiot.
-Spokojnie. – powiedziałem i ścisnąłem plecak. – Teraz zapinaj. – suwak zapiął się szybko z charakterystycznym dźwiękiem.
SAKURA.
Dobra to skoro wszystko spakowane to czas to gdzieś schować. Pomyślałam. Wyjęłam mój zwój z kabury i rozwinęłam go na łóżku. Wykonałam kilka pieczęci a plecak zniknął z moich oczu.
-Co to było? – zapytał zdziwiony Itachi.
-Nic. Zwykła technika pieczętująca. Chowam tam co chce i tyle. Schować twój plecak? – zapytałam wskazując na czarny przedmiot w rogu pokoju.
-Jakbyś mogła. – uśmiechnęłam się tylko i powtórzyłam czynności. Spojrzałam na zegarek.. Była dwunasta.
-Hej co ty na to, aby coś zjeść i wyruszyć wcześniej? – zapytałam. Miałam dość siedzenia w miejscu.
-Jasne – Uchiha uśmiechnął się do mnie promiennie. To było coraz dziwniejsze. Nie zastanawiałam się jednak nad tym. Schowałam zwój do kabury i wyszłam z Itachim do kuchni.
               Przy stole siedziało paru członków organizacji. Nie zaszczyciłam ich wzrokiem. Od razu podeszłam do lodówki. Kurczak. Niech będzie. Wyjęłam mięso i zaczęłam przygotowywać obiad dla siebie i Itachiego. Kiedy już prawie kończyłam wstawiłam wodę na kawę.
-Patrz Kisame, ktoś tu jest w końcu kompetentny jeśli chodzi o gotowanie. – Na dźwięk tego imienia wyprostowałam się niczym struna. Nie uszło to uwadze Itachiego, który spojrzał na mnie zaniepokojony. Odwróciłam się i uśmiechnęłam do nowych towarzyszy.
-Cześć jestem Sakura – przywitałam się ładnie jak na niewinną istotę przystało.
-Hej jestem Sasori. – moje oczy zwróciły się na czerwonowłosego. Był bardzo młody. Kto wie może młodszy ode mnie. – A to jest Kisame. – Moja dłoń zacisnęła się na rączce od patelni.
-Miło mi was poznać. – uśmiechnęłam się fałszywie.
-Kisame nie należysz przypadkiem do Siedmiu Mistrzów Miecza? – zapytałam próbując upewnić się w swoich podejrzeniach.
-Tak. Moje nazwisko to Hoshigaki.
-Słyszałam o tobie. – powiedziałam szczerze. Teraz już byłam pewna. To on zabił moich rodziców. Ta cała sprawa z Akatsuki nie mogła się lepiej potoczyć.
-Hmm.. Ciekawe. Od kogo? – zapytał z zainteresowaniem.
-Zabuza Momochi. Kojarzysz? – ten tylko kiwnął głową. – Walczyłam z nim jeszcze jak byłam geninem.
-I uszłaś z życiem? – dziwił się niebieskoskóry. – Przecież to był Demon Ukrytej Mgły/
-Znaczy nie byłam sama. Była ze mną jeszcze dwójka geninów i jonin. – wspomnienia znowu napłynęły do mojej głowy. Tym razem powstrzymałam potok. Usiadłam przy stole z kawa i talerzem z kurczakiem.
-Itadakimasu! – powiedziałam i zaczęłam zajadać się ciepłym posiłkiem. Kiedy tylko skończyłam szarpnęłam Itachiego dając mu jasny sygnał, że nadszedł czas ewakuacji. Wyszłam z kuchni i nie czekając na kompana poszłam do pokoju. Wzięłam broń i włożyłam ją do kabury. Do rąk trafił mi złożony czarny płaszcz z chmurką na górze. Rozłożyłam go i założyłam na ramiona.
-Ładnie się w tym prezentujesz.-usłyszałam za sobą. Spojrzałam przez ramię. Był to Hidan.
-Dziękuję – uśmiechnęłam się szeroko.
-Miałaś duże problemy z Itachim? – zapytał i usiadł na skraju łóżka zaraz obok mnie.
-Nie. Tylko trochę pogadał na temat picia, palenia i zawodzenia innych. – zaśmiałam się. Może było tak jak powiedziałam, ale w dość szerokim znaczeni. – Z resztą on zaraz tu będzie. Możesz się go spytać. – zaśmiałam się widząc twarz Hidana.
-Dobra to ja będę unikać spiny. Lepiej już wyjdę. – pech chciał, że Itachi stał już w drzwiach. Na widok białowłosego w jego oczy znowu wstąpiła chęć mordu. Tym razem stanęłam pomiędzy nimi i starałam się spacyfikować Uchihe. Udało się. Spojrzał na mnie z góry. Nie nawiedziłam tego. Znowu zaczęłam kląć na swój wzrost. Hidan natomiast przecisnął się przez drzwi. Został odprowadzony przez baczny wzrok Itachiego teraz już trochę spokojniejszy. W końcu odważyłam się odezwać:
-To co? Wyruszamy?

***
Mam nadzieje, że rozdział nie wyszedł denny. Tym bardziej rozmowa Itachiego z Sakurą. Teraz piszcie w komentarzach co sie podobało i śmiało wytykajcie błędy :)
Sayonara 


środa, 20 marca 2013

Rozdział Piąty.


Na wstępie chciałam podziękować komentującym. Miłe słowa, które piszecie o opowiadaniu są jak miód na moje serce. Podnosicie mnie na duchu, dajecie natchnienie do dalszego pisania pomimo, że od trzech dni tkwię w martwym punkcie. Teraz zapraszam na następny rozdział.
***
SAKURA
               Weszłam do kryjówki ledwo włócząc nogami. Zaczęłam się obwiniać za tak wielkie zaniedbanie kondycji. Postanowiłam przyłożyć się do treningu z Itachim. W końcu to drugi powód dla, którego tu jestem. Zdobyć siłę. Usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Zapewne był to wspomniany już Uchiha. Nie myliłam się. Od razu poczułam ten zapach obok siebie.
-Itachi... Wiesz może, który pokój to pokój Konan. Chciałabym z nią porozmawiać.
-Tak chodź. Zaprowadzę Cię. – po  kilkominutowej drodze po krętych korytarzach dotarliśmy pod jedne z wielu drzwi. – Powinna być w środku. Jeśli nie ma jej tutaj jest u Peina, a nie radzę ci tam iść bez powodu, a rozmowa z Konan nie jest dobrym powodem.- Zapukałam. Nic. Zrobiłam to drugi raz też nic. No cóż pewnie jej nie ma. Uchiha już znikał w mroku korytarzy. Podążyłam za nim żeby się nie zgubić. Kiedy weszliśmy na główny korytarz znałam już drogę. Skierowałam się do pokoju. Jak tylko weszłam rzuciłam się na łóżko. Moje myśli były w zakładce o nazwie „uwaga, nieogarnięcie”. Nie potrafiłam przetrawić tego co usłyszałam wczoraj od Itachiego. Niby dlaczego chciał chronić Sasuke. Przecież to on ściągnął to wszystko na jego barki. Ahh myślenie o tym przyprawiało mnie o ból głowy. Spojrzałam na półkę z książkami. Wzięłam pierwszą lepszą i otworzyłam ją. Zdziwił mnie ręczny napis na pierwszej stronie „Nic nie jest tym czym się wydaje” Hmm... Dziwne. Wzięłam jednak książkę i świecę. Ten drugi przedmiot zapaliłam i położyłam na szafce nocnej, a sama ułożyłam się na łóżku i zagłębiłam się w lekturę. Ciekawiło mnie ile książka ma stron. Przewróciłam ją więc na ostatnią stronę. Zamiast numeru strony zauważyłam pieczęć na tylnej okładce. Znałam tą pieczęć jednak nie byłam pewna co do znaków jakie trzeba wykonać, aby ją złamać. Znałam na szczęście kogoś kto by to wiedział.
-Kuchiyose no Jutsu – na łóżku pojawił się mały ślimak. Nie lubiłam tych zwierząt, ale w sytuacjach jak te były przydatne. Małe, łatwo je ukryć. W ogóle nie rzucają się w oczy.
-Witam, Sakura-sama. W czym ci pomóc? – zapytała
-Słuchaj mam problem z tą pieczęcią. Nie pamiętam znaków. Kojarzysz ją może? – ślimak kiwnał głową. Uradowałam się jak dziecko.
-To będzie: Pies, Świnia, Wół, Tygrys. Mam nadzieję, że pomogłam.
-Tak pomogłaś, a teraz zmykaj. A i nie kontaktowałaś się ze mną. Zakaz mówienia o tej rozmowie.
-Dobrze Sakura-sama.- ślimak rozpłyną się w białym dymie, który zniknął tak szybko jak przyzwane przeze mnie zwierzę. Od razu wzięłam się za technikę. Wykonywałam znaki powoli. Nigdzie mi się nie spieszyło. Pies. świnia. Wół. Już miałam wykonać tygrysa kiedy ktoś popchnął mnie na łóżko.
-Czy rodzice nigdy ci nie mówił, że nie rusza się nie swoich rzeczy. –dopiero teraz spojrzałam na swojego oprawcę. Uchiha. Leżał nade mną ze złością w oczach, ale to było normalne. Widziałam również cień strachu. Przemknął w sekundę przez jego oczy jednak ja byłam pewna, że tam był. – Co zatkało panią Haruno? Zapamiętaj sobie. Nie zbliżaj się do moich rzeczy! – wykrzyczał mi prosto w twarz. Było to łatwe ze względu na to, że nadal był nade mną, a nasze twarze dzieliły centymetry. Teraz poczułam strach. Ja Sakura, która zabiła wiele takich jak on. Teraz jednak byłam bezbronna. Bezbronna i głupia. Uwierzyłam w to, ze mogę się tutaj swobodnie czuć. Co jak co, ale jestem kimś w rodzaju intruza. Tylko, że mnie nie chcą się pozbyć za wszelką cenę. Wzięłam płytki oddech. Jednak nie uchroniło mnie to przed jego zapachem. Obezwładniająca mieszanka strachu i wspomnień całkowicie uniemożliwiła mi logiczne myślenie. Jedyne co potrafiłam to szarpać się. Jednak ciężar jego ciała skutecznie odebrało mi możliwość powstania. Mówi się trudno. Zaczęłam go z siebie spychać. To tez spełzło na niczym. Czułam jego dłonie na moich nadgarstkach. Przytrzymywał mnie mocno. Ciągle na mnie patrzył, a ja niechętnie chłonęłam ten piękny zapach. Jednak strach nie minął. Wręcz przeciwnie. Rósł z każdą sekundą, kiedy Uchiha tak się zachowywał. Zmusiłam się do jakiejś reakcji.
-Przepraszam, ale czy możesz ze mnie zejść? – powiedziałam spokojnie. Miałam ochotę wybiec stąd jak najszybciej. Nie mogłam jednak okazać strachu. O nie. Nie dam mu tej satysfakcji. Chłopak powrócił do rzeczywistości i wstał. Podał mi rękę. Ja jednak uniosłam się dumą i wstałam o własnych siłach. Wzięłam do ręki przedmiot naszej dyskusji i z teatralną kpiną odłożyłam ją na miejsce. Odwróciłam się w jego stronę. – Byłbyś tak miły i posegregował książki na te które mogę czytać i na te które są dla mnie zakazane?-syknęłam i wyszłam z pomieszczenia. Skierowałam się do wyjścia. Musiałam zapalić i posiedzieć na łonie natury.
ITACHI
Widziałem jak dobija się do Konan. Jednak tak jak przypuszczałem dziewczyny nie było w pokoju. Sakura powoli ruszyła w moje ślady. Jednak na głównym korytarzu gdzieś się zapodziała. Zapewne poszła do pokoju. Szwendałem się jeszcze chwilę. Nagle wyczułem jej chakrę. Co ona znowu kombinuje. Pomyślałem. Chciałem biec do pokoju jednak wzbudziłoby to zbyt duże podejrzenia innych członków. Dlatego przez dobre parę minut szedłem marszem. Kiedy tylko otworzyłem drzwi krew we mnie zawrzała. Sakura trzymała TĄ książkę i wykonywała przedostatni znak. Nie  Nie pozwolę jej na to. Szubko rzuciłem się na łózko, aby zdezorientować Haruno. Książka nietknięta wylądowała obok nas. Leżałem na niej. Zacząłem się wściekać.
-Czy rodzice nigdy ci nie mówił, ze nie rusza się nie swoich rzeczy. –Wolałbym nie myśleć o tym co by się działo gdybym przyszedł choć o sekundę później. Przez chwile nawet poczułem strach. Jednak szybko się opamiętałem. W tej książce ukryte jest coś do czego nawet ja nie chce wracać, a wiem, ze byłbym do tego zmuszony przez Haruno, gdyby odkryła prawdę. Dziewczyna przyglądała mi się bacznie jednak nic nie mówiła. – Co zatkało panią Haruno? Zapamiętaj sobie. Nie zbliżaj się do moich rzeczy! – zakończyłem krótkie kazanie na temat „To moje rzeczy i wara od nich.” Powoli się uspokajałem. Jednak kiedy tylko wciągnąłem powietrze do płuc do mojego nosa dotarł ten wiśniowy zapach. Cholera. Znowu mnie sparaliżowało. Przyglądałem się jej. Wiedziałem to. Jednak nie widziałem nic. W takim stanie był mój mózg. Omotany przez ten zapach i bolesne wspomnienia. Dziewczyna zaczęła się szarpać pode mną Jednak ja nie ustępowałem ani na krok. Nie byłem świadom tego co się dzieje. Żelaznym uściskiem przycisnąłem jej nadgarstki do powierzchni łóżka, aby przestała się szarpać. To jednak nie spowodowało wybudzenia z letargu. Udało się to dopiero kiedy usłyszałem jej głos.
-Przepraszam, ale czy możesz ze mnie zejść? – cholera. Nie wiem ile siedzieliśmy w takiej pozycji jednak od razu wstałem. Podałem jej dłoń, aby pomóc jej wstać. Jednak ona obruszyła się tylko i próbowała mi okazać swoje oburzenie. Wzięła książkę do ręki. Znowu we mnie zawrzało. Jednak tym razem odłożyła ją na półkę. Stanęła obok drzwi i– Byłbyś tak miły i posegregował książki na te które mogę czytać i na te które są dla mnie zakazane?- syknęła na odchodne. Teraz miałem ochotę udusić ją gołymi rękoma. Najpierw myszkuje w moich rzeczach, a potem ma jeszcze pretensje o to, że się zdenerwowałem. Kobiety. Usiadłem na łóżku. Zacząłem się zastanawiać nad całą tą sytuacją. Jutro wyruszamy po jedną część amuletu. Będę z nią całą dobę przez pięć dni. Potem jeszcze powrót do nowej kryjówki trzy dni. Ponad tydzień sam na sam z Sakurą. Nie mogąc spuszczać jej z oka. Znosząc wszystkie te jej humorki. Na samą myśl rozbolała mnie głowa. Wyszedłem z pokoju i skierowałem się do wyjścia z kryjówki. Musiałem odetchnąć.
SAKURA
Siedziałam na trawie przed kryjówką. W mojej dłoni spoczywał papieros, którego co jakiś czas kierowałam do ust i z powrotem. Miałam dość. Teraz opuścił mnie strach, a wraz z nim adrenalina. Nogi mi się trzęsły. Nadal jednak wyrzucałam sobie własną głupotę. Jak ja mogłam sądzić, że relacje z Uchihą będą tak proste. Usłyszałam jakiś dźwięk docierający do mnie z kryjówki. Ktoś właśnie wychodził. Nie przejęłam się tym zbytnio. Nadal siedziałam na swoim miejscu myśląc o dzisiejszej sytuacji. Nagle ktoś usiadł obok mnie. Był to Deidara. Spojrzał tylko na papierosa. Na szczęście nie odezwał się na ten temat. Teraz chyba bym się nie powstrzymała i go uderzyła.
-Co jest Sakura? – zapytał spokojnie. Ja za to położyłam się na trawie i wyjęłam drugiego  papierosa. Paliłam go myśląc nad odpowiedzią.
-Nic Deidara. Wszystko w porządku. – powiedziałam i zaprezentowałam mu ten mój sztuczny uśmieszek. Tak naprawdę czułam się źle z całą tą sytuacją, która wydarzyła się w pokoju Uchihy. Nie wiem czemu, ale właśnie tak czułam. Stop. Upomniałam sama siebie. Za dużo myślisz. Skup się na swoim celu. Wyłącz uczucia. Powtarzałam swoją mantrę, która wyryła mi się w umyśle przez ostatnie pół roku. Blondyn westchnął przeciągle.
-Skoro tak to ja już będę iść. – powiedział i zaczął się podnosić. Powstrzymałam go dłonią.
-Zostań. Nie musisz nic mówić czy robić po prostu posiedź ze mną. – cholera Sakura od kiedy to stałaś się taka ludzka? Znowu gadałam do siebie. Może i zdobędę w Akatsuki siłę, ale na pewno wcześniej zwariuje.
-No dobra. Tylko powiedz mi co się stało.
-Powiedzmy, że zrobiłam coś nieeleganckiego i wyniknęła z tego awantura. – tak dobrze powiedziane. Zero szczegółów.
-Co może mi powiesz, ze pocałowałaś Konan i Pein się 1)ciekł? – zapytał ze śmiechem blondyn. Trochę przypominał mi Naruto.  Wypuściłam dym z ust.
-Nie, debilu. – zaśmiałam się krótko. – A dlaczego Pain miałby się wściec? Są razem. – i teraz odezwała się kobieca strona mojej natury. Uwielbienie plotek.
-Nie wiadomo jak z nimi jest. Są bardzo zżyci. Oni założyli Akatsuki.
-Yhym. Ciekawe.
-Wiesz co Sakura. Ja chyba będę leciał. – popatrzyłam na niego. Deidara patrzył w stronę wejścia do kryjówki. Podążyłam za jego wzrokiem i ujrzałam Uchihe. Na jego twarzy widać było ślady furii jaka ogarnęła go w pokoju.
-Zostań. Spokojnie. Ja go tam nie widzę.
-Czyli pokłóciłaś się z Itachim? Brawo. Dopięłaś niemożliwego. Myślałem, że on jest świątynią spokoju i opanowania. – Szkoda, ze nie był „świątynią” podczas ostatniej sprzeczki. Znowu dopadły mnie wyrzuty sumienia. Odrzuciłam je jednak od siebie. Musiałam dowiedzieć się co takiego skrywa Itachi Uchiha.
-Wiesz co Deidara. Lepiej dla ciebie jak jednak pójdziesz. Czuję, ze kłótni ciąg dalszy.
-Okej. Jakby co to wiesz gdzie mnie szukać – powiedział i zniknął w kłębie dymu. JA za to poszłam w kierunku rzeki. Musiałam przy tym minąć Uchihe. Zrobiłam to niechętnie i nadal szłam przed siebie. Nie odwracaj się! Nakazywałam sobie. Nagle poczułam jego dłoń na swoim nadgarstku.
-Możesz mi wyjaśnić chociaż czego szukałaś w moich rzeczach. – powiedział spokojnie
-Niczego nie szukałam. – wyjaśniłam i próbowałam wyrwać dłoń z uścisku mężczyzny. Był jednak zbyt silny. Przyciągnął mnie bliżej siebie.
-Nie okłamuj mnie. To oczywiste, ze czegoś szukałaś skoro chciałaś złamać pieczęć. – no tak. To nie świadczyło na moją korzyść. Stałam teraz tak, ze całym ciałem przylegałam do niego. Jedynie nasze twarze były nieznacznie od siebie oddalone.
-Słuchaj. Niczego nie szukałam. Nudziło mi się i wzięłam ta pieprzoną książkę. Chciałam zobaczyć ile jest stron i wtedy zobaczyłam pieczęć. Potem pokierowała mną zwykła ciekawość. – wyjaśniłam zgodnie z prawdą. Uchiha jednak jeszcze mocniej zacisnął dłoń.
-Nie wierzę ci. -  wysyczał mi prosto w twarz.
-To nie wierz! Teraz puszczaj mnie! – zaczęłam się szarpać. Tak samo jak w pokoju nie dało to żadnego rezultatu.  Poczekałam chwilę stojąc w milczeniu. Nagle poczułam, ze uścisk odrobinę zelżał. To była moja szansa. Wyszarpnęłam dłoń i poszłam nad rzekę. Itachi poszedł za mną. Jezu, czego on chciał. Wszystko mu powiedziałam. – Daj! Mi! Spokój! – akcentowałam każdy wyraz, aby w końcu do niego dotarło. Chyba poskutkowało. Poszłam przed siebie i usiadłam przy brzegu rzeki. Po chwili jednak znowu usłyszałam kroki.
-Sakra.. Ja ... Przepraszam Cię. – ostatnie wypowiedział najszybciej jak potrafił. No nieźle. Jednego dnia wyprowadzam najspokojniejszego człowieka na ziemi z równowagi i słyszę przeprosiny z ust mordercy. Brawo Sakura. Za to powinni dać mi jakąś nagrodę. Usiadł obok mnie. Odwróciłam wzrok. – Naprawdę przepraszam. Po prostu. Jakby to powiedzieć. Mam fioła na punkcie prywatności.
-Nic dziwnego. Morderca ma co ukrywać – powiedziałam bez przemyślenia swoich słów. Zauważyłam tylko jak Itachi nagle posmutniał. NIE wiem czemu, ale poczułam nagłą potrzebę poprawienia mu humoru. Odezwała się dawna, jak sądziłam martwa Sakura.
-Hej, Itachi. Przepraszam. Nie powinnam była tego mówić. Przepraszam też, ze próbowałam załamać tamtą pieczęć.
-Nic nie szkodzi. Należy mi się. W końcu jestem mordercą. – jeszcze bardziej posmutniał. Położyłam dłoń na jego ramieniu.
-Słuchaj, serio żałuje. Teraz przestań się użalać. – no i wszystko wróciło do normy. Wyłączyłam swoją uczuciową stronę. Itachi spojrzał mi w oczy.
-Mogę Cię o coś spytać? – przytaknęłam tylko głową. – Jaki był Sasuke zanim opuścił wioskę? – to pytanie zbiło mnie z pantałyku. Zastanawiałam się co mu powiedzieć.
-Hmmm. Na początku był cichy. Z nikim nie rozmawiał. PO tym jak staliśmy się drużyną siódmą trochę się zżyliśmy. Trójka przyjaciół. Sasuke trochę się otworzył. Ciągle rywalizował z Naruto. Pamiętam jak podczas naszej pierwszej poważnej misji mieliśmy trening na kontrole i skupienie chakry. Wiesz wchodzenie na drzewa. Ćwiczyli do północy, aż w końcu oboje dotarli na sam czubek drzewa. Wrócili uśmiechnięci. Oboje. Potem był egzamin na chunina. Orochimaru nałożył na niego pieczęć. Od tego wszystko się zaczęło. Zaczął pogrążać się w mroku i zemście. Znowu odtrącał wszystkich, aż uciekł z wioski. Walczył przeciwko Naruto w Dolinie Końca. Do dzisiaj próbujemy go odnaleźć i sprowadzić do wioski. Jednak wiem, że to nie możliwe. Nie jest już tym samym człowiekiem. Nigdy już nie będzie przyjacielem, ani moim, ani Naruto. – zakończyłam swoja opowieść i zorientowałam się, że zaczęłam płakać. Cholera. Wszystko tylko nie to. Itachi spojrzał na mnie.
-Kochałaś go? – zapytał nagle.
-Słucham? – zdezorientowana odwzajemniłam spojrzenie.
-Pytam się czy kochałaś mojego brata. – zamyśliłam się. Tak kochałam go. Nawet nie wiesz jak bardzo. Te słowa cisnęły mi się na usta. Wiedziałam jednak, ze nie mogę wypowiedzieć ich na głos.
-Byłam nim zauroczona. Z resztą jak każda dziewczyna w Konoha. Trwało to krótko. Przeszło mi zanim jeszcze uciekł z wioski.
-Kogo chcesz okłamać? Mnie czy samą siebie. Odejście przyjaciela nie wywołuje takich reakcji. Wskazał na moje policzki. Milczałam. Nie byłam w stanie wydusić z siebie nawet słowa. Nagle jednak do głowy przyszło mi kłamstwo idealne. Naciągnięta prawda.
-To nie jego utrata to powoduje. Tylko tęsknota za beztroskimi czasami. Kiedy nie wiedziałam jakie zło czai się za murami. NEI wiedziałam o tym, ze mój przyjaciel chce nas opuścić. Nie wiedziałam o tym, ze ktoś chce porwać mojego najlepszego przyjaciela i go zabić.
-Mówisz o Naruto, prawda? – spojrzałam na niego jak na idiotę.
-Nie. O tym drzewie co tu stoi.
-Powiedz mi jeszcze co byś zrobiła, aby obronić Naruto? Albo wioskę? – no nie ta rozmowa stawała się coraz dziwniejsza. Spojrzałam znowu na Itachiego.
-Wszystko. – powiedziałam. – Jestem poświęcić dla nich nawet swoje życie. Nawet gdybym miała zabić ciebie i całe Akatsuki. Cholera. Nawet gdybym miała zabić Sasuke i zginąć w walce z nim. Wiem jedno. Zabrałabym jego dusze ze sobą byleby wioska i Naruto byli bezpieczni. Teraz ty mi coś powiedz. Dlaczego tak obchodzi Cię Sasuke? Sam przecież skazałeś go na takie życie. – powiedziałam i położyłam się na trawie. Widziałam teraz niebo usłane gwiazdami. Nawet nie zauważyłam kiedy zrobił się ciemno. Wyjęłam kolejnego papierosa. Do dalszego prowadzenia tej dyskusji był on niezbędny.
-Nie wiem. Po prostu byłem ciekaw. Tak jak ty tamtej książki. – zaśmiał się cicho. – Sakura. Dlaczego zgodziłaś się tu zostałaś? Mogłaś dalej ze mną walczyć. Dlaczego kiedy wspomniałem o zdobyciu siły zmieniłaś zdanie? – spojrzał znowu na mnie. Ja jednak patrzyłam w niebo.
-Tez mam swój cel, a do tego potrzebuję siły. – powiedziałam uważając na słowa.
-A jaki to cel? – dopytywał się Uchiha.
-Zabić pewnego człowieka. – wyjaśniłam i wrzuciłam końcówkę papierosa do rzeki.
-Co on Ci zrobił?
-Zabił moją rodzinę. Pozbawił mnie ostatniej rzeczy, która trzymała mnie przy ... jakby to nazwać. Normalności. – Itachi nie odezwał się już więcej. Pogrążył się we własnych myślach. Tak jak ja położył się na trawie. Prawi usypiałam kiedy on podniósł się i podał mi rękę.
-Chodźmy już. Musisz się wyspać przed podróżą. – tym razem skorzystałam z jego pomocy. Razem ramię w ramie weszliśmy do kryjówki. Nie lubiłam tego miejsca. Jak dobrze, że po misji zamieszkamy w innym miejscu. Weszliśmy do pokoju. Oboje położyliśmy się na łóżku.
-Dziękuję Itachi. – powiedziałam spokojnie.
-Za co? Za to, że się na ciebie wściekłem?
-Nie. Za to, ze mnie przeprosiłeś pomimo, że ta cała sytuacja to była moja wina. – uśmiechnęłam się dyskretnie.
-Nie ma za co. – wypowiedział formułkę grzecznościową. Odwróciłam się na bok i powoli zaczęłam zasypiać. Jednak nie dane mi jeszcze było spotkać Morfeusza.
-Powiedz mi jak zginęła twoja rodzina? Jak nie chcesz to nie mów.
-Wszystko to zaczęło się kiedy byłam mała. Dostali misję. Zlikwidować rodzinę, która zagrażała wiosce. Misja przebiegł spokojnie. Bez komplikacji. Potem wiele lat później. Dokładnie rok temu okazało się, ze pominęli jedną osobę. Nastolatka. Nie zauważyli go, ani nie wyczuli. Ten zemścił się. Przyszedł do naszego domu w Konoha i  zamordował ich na moich oczach. Na szczęście schowałam się i nie zauważył mnie. Popełnił ten sam błąd co moi rodzice. Teraz spotka go ten sam los co ich. Śmierć. – płakałam. Na szczęście było ciemno. Itachi nie był w stanie tego zauważyć.
-Spokojnie. Nie płacz. Czasu nie cofniesz. – skąd on. Odwróciłam się w jego kierunku i od razu zauważyłam Sharingana.
-Niby nie cofnę, ale żal i smutek zawsze pozostanie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, ze to wszystko wina Konohy. To ona wysłała ich na tą misję. Dlatego uciekłam. Nie mogłam tego wytrzymać. Po prostu sama musze się z tym wszystkim ogarnąć.
-Wiesz Sasuke przez osiem lat nie doszedł do siebie. Masz jeszcze czas. Utrata bliskich to najgorsze co spotyka nas shinobi. Zaczynamy wątpić we wszystko. Podważać słuszność całego systemu. Wiedz jeszcze jedno. To nie wina wioski. Twoi rodzice mieli wybór.
-Dziękuję ci Itachi. Za całą tą rozmowę. Powiedziałam i przytuliłam mężczyznę w podzięce. Czułam, ze drzwi do więzienia, w którym osadziłam dawną uczuciową Sakurę zostały naruszone.

***
Mam nadzieje, ze się podobało. Teraz komentujcie. Mówcie co wam się podoba, a co nie. Wytykajcie błędy. Nie obrażę się ;) Chciałam jeszcze powiedzieć, abyście informowali mnie o nowych rozdziałach na waszych blogach w zakładce "Powiadomienia o nowych blogach i rozdziałach."