sobota, 16 marca 2013

Rozdział Czwarty.


 SAKURA
               Siedziałam teraz wraz z Itachim w jego pokoju. Nadal przeciągał moje spotkanie z liderem Ja jednak byłam gotowa. Chciałam go w końcu poznać. Myślałam również nad moją obecną sytuacją. Znajduję się w organizacji przestępczej. Porwana przez Itachiego Uchihe. Nie stawiam oporu. Wręcz przeciwnie. Dałam się przekupić. I to czym? Mocą, potęgą i siłą. Co jak co, ale Akatsuki mogło mi to zagwarantować/ Tyle silnych ninja z różnymi naturami chakry. Siedziałam na łóżku i obserwowałam pokój. Panowała grobowa cisza. Itachi wpatrywał się w zdjęcie, które wzięłam ze sobą na misje. Trochę już mnie to nawet denerwowało. Postanowiłam to przerwać.
-Mogę już spotkać się z tym liderem? - na ostatnie słowo nałożyłam tyle kpiny ile tylko potrafiłam. Itachi odwrócił głowę w moją stronę. Przyglądał się mi przez chwilę. Nie wiedziałam co widział w tym ciekawego. Ja dawno usnęłabym z nudy. Może nawiedzają go ludzie, których zabił? Przyszło mi do głowy. Szybko jednak porzuciłam ten pomysł. Ktoś tak nieczuły raczej nie ma wyrzutów sumienia. Nadal mi się wpatrywał. To już było nienormalne. Spojrzałam w dół. Nic nie zauważyłam. Siedziałam po turecku. Włosy pewnie miałam w wielkim nieładzie, ale czego mogłam się spodziewać po walce. - Halo, słyszysz mnie? Mam dość siedzenia i nic nie robienia. - Itachi wstał i bez słowa podszedł do drzwi.
-Chodź. - powiedział tylko i wyszedł. Posłusznie podreptałam za nim. Znowu byłam na tym ciemnym korytarzu.
-Kurde moglibyście zainwestować w żarówki i oświetlenie. - zaczęłam narzekać
-Niedługo zmieniamy kryjówkę. Na bardziej cywilizowaną. Dzięki tobie szybciej to nastąpi. Nie możemy w końcu zostać bez drzwi. - uśmiechnęłam się pod nosem. -Nie zdziw się jak lider ci to wypomni.
-Spokojnie. Jakoś się wytłumaczę. Nawiasem ty też mi wisisz wyjaśnienia i to dużo wyjaśnień.
-Wszystko ci wyjaśnię spokojnie, a teraz...- otworzył jedne z wielu drzwi. - zapraszam do środka. Weszłam do pomieszczenia, które mi wskazał. Od razu w oczy rzucił mi się wielki regał z książkami stojący na samym końcu. Zaraz za biurkiem przy którym siedział pomarańczowowłosy mężczyzna. Podniósł głowę spoglądając na mnie.
-A więc to ty zrobiłaś nam drugie wyjście. - uśmiechnęłam się trochę zażenowana.-dziękuję. Teraz nie muszę odkładać decyzji o przenosinach. Więc... Wracając do sprawy. Nazywam się Pain i jestem liderem Akatsuki. Jesteś tutaj, bo Itachi do cię potrzebuje. To nawet lepiej dla organizacji. Doszły mnie słuchy, ze jesteś drugim, po Tsunade, najlepszym medykiem. To będzie twoja rola w Akatsuki. Treningi wspólne będą zastąpione tymi z Itachim. Czasami tylko porwę cię na moje treningi. To chyba tyle z zakresu spraw organizacyjnych. Pamiętaj to co słyszysz i widzisz tutaj zostaje tutaj. Jeśli dowiem się o tym, ze szpiegujesz, albo dostarczasz komukolwiek informacje, źle to się dla ciebie skończy. Oczywiście będziesz też chodzić na misje. Mamy teraz dziesięciu członków. Raczej ich niedługo poznasz. Z czego Zetsu i Tobi nie uczęszczają na misje. Ja raczej tez nie wychodzę. Przydzielam cię do Itachiego. Czasami też będą drobne zmiany, ale to nie jest takie ważne. Przenosimy się za cztery dni. W tym czasie aklimatyzuj się. Godziny twoich treningów to nie moja sprawa. Teraz wyjdź. - Odwróciłam się, aby wykonać polecenie. Coś jednak powstrzymywało mnie od dalszych ruchów. Całym ciałem przylegałam do starszego Uchihy. Stałam jak sparaliżowana. Wiedziałam, ze powinnam się cofnąć, odskoczyć, zrobić cokolwiek, aby zakończyć tą niezręczną sytuację jednak nie potrafiłam. Sparaliżował mnie jego zapach tak podobny do zapachu Sasuke. Ostatni raz czułam go w Konohańskim parku kiedy to błagałam Sasuke, aby pozostał w wiosce. Ten niewykonalny jak dla mnie ruch wykonał Uchiha. Zmieszany odsunął się do tyłu.
-Ja przepraszam. - powiedziałam nieskładnie jąkając się przy każdej sylabie.
-nic nie szkodzi – powiedział Itachi i otworzył drzwi. Już czułam jak na moich policzkach powoli pojawiają się rumieńce. Byłam wściekła sama na siebie za moją reakcję. Pognałam szybko do mojego-Itachiego pokoju. Chciałam jedynie wejść pod prysznic i zmyć z siebie wstyd. Kiedy weszłam do pokoju od razu podeszłam do torby i wyciągnęłam z niej wszystko czego potrzebowałam. Z całym asortymentem poszłam do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi. Wtedy właśnie usłyszałam trzaśnięcie zamykanych drzwi. Uff. Jak dobrze, ze zdążyłam przed nim.  Nie chciałam teraz a niego patrzeć nie po tej sytuacji w gabinecie Peina.  Byłam zażenowana własnym zachowaniem. Jednak szybko pożałowałam decyzji o kąpieli. Cała łazienka była wypełniona tym zapachem.
-Cholera...-mruknęłam pod nosem. Nie chciałam jednak wychodzić. Zdecydowanie potrzebowałam kąpieli. Zorientowałam się jednak, ze to co miałam na sobie to był ostatni komplet czystych, no teraz już brudnych, ubrań. - kurwa. - od razu pożałowałam tych słów kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.
-Sakura coś się stało?
-Nie nic. - wyszłam z pomieszczenia od razu podchodząc do torby. Starałam się nie patrzeć na Itachiego. Przekopywałam się przez stosy ubrań. Wszytko było brudne. - Cholera. -tak wiem, ostatnio nadużywałam tego słowa jednak wtedy idealnie opisywało to co czułam.
-Co brakuje ubrań?- spojrzałam na źródło dźwięku. Był to Uchiha z kpiącym wyrazem twarzy. Podszedł do szafy i wyciągnął z niej jakieś ciuchy. - Masz. Powinny pasować. Nie wiem skąd to się tu znalazło. - zaśmiał się. Brawo Sakura. Właśnie obserwujesz śmiejącego się mordercę i to nie nad zabitym właśnie człowiekiem. Wzięłam ubrania z jego rąk i bez słowa skierowałam się do łazienki. Znajomy zapach od razu uderzył w moje nozdrza. Tym razem starałam się nie zwracać na niego najmniejszej uwagi. Szybko rozebrałam się i wskoczyłam do kabiny. PO moim ciele popłynęła ciepła woda. Wręcz czułam jak moje mięśnie się odprężają.
ITACHI
               Siedziałem na łóżku rozmyślając nad dzisiejszą sytuacją. Pein na pewno to zauważył i wypomni mi to jak tylko będzie miał do tego okazję. Wtedy w gabinecie, nie miałem pojęcia co się stało, po prostu mnie zamurowało. Jeszcze doszedł do tego ten wiśniowy zapach, który kojarzył mi się tylko z jedną osoba, Moją dawną narzeczoną, która ja sam zabiłem. To było nie do ogarnięcia. Jednak bardziej od mojej ciekawiła mnie jej reakcja. Dlaczego ona nie zrobiła nic tylko stała osłupiała. Nie wiem ile tak siedziałem jednak słyszałem jak Haruno zakręca wodę i wychodzi z kabiny. Itachi czas się ogarnąć choćby na pozór. Powiedziałem sam do siebie. Zamurowało mnie kiedy zobaczyłem ją w moich starych ubraniach. Takie same pewnie nosił Sasuke.  Szybko spuściłem wzrok i utrzymywałem gardę. Przecież nie mogłem pokazać jej, ze tak szybko mięknę.
-Mówiłem, że będą pasować. Sakura musimy omówić sprawy treningów. Codziennie o ósmej przed kryjówką. Najpierw musimy popracować nad twoją szybkością i taijutsu. Widziałem, ze to idzie ci najgorzej. Ninjutsu. Hmmm jest dobrze. Nie mogę narzekać. Genjutsu będzie trzeba jeszcze sprawdzić.
-Nie jestem dobra w tworzeniu Genjutsu. Za to bardzo dobra w ich dezaktywowaniu. - wyjaśniła mi różowowłosa.
-No więc będziemy musieli poćwiczyć nad ich tworzeniem. Przypuszczam, ze kontrola chakry u ciebie jest całkiem niez...- nie dane mi było dokończyć. Przerwała mi Sakura.
-A możesz najpierw wyjaśnić mi wszystko dotyczące twojego celu. - ah tak, zapomniałem o tym trudnym do przebrnięcia temacie.
-Więc... od czego by tu zacząć. Miałaś już pewnie bardzo dziwny, ciągle powtarzający się sen. Zakładam, że był w nim Sasuke prawda? - spojrzałem na nią. Jej zszokowany wyraz twarzy mówił mi, że miałem rację.- Więc wszystko zaczyna się bardzo dawno temu kiedy to klany nie miały jeszcze takiego znaczenia. Jak pewnie dobrze wiesz dwa nie stosowały się do tej reguły. Byli to Uchiha i Senju. Jednak to nie o tym ta opowieść. Klan Uchiha zawarł sojusz z klanem Hozoku. W ich posiadaniu był bardzo potężny przedmiot. Pozwalał on kontrolować ogoniaste bestie bez użycia Sharingana, który i tak nie gwarantował pełnej kontroli, i wielką moc. Było to coś na kształt Yin-Yang. Dobrze wiesz jak ono wygląda. Klan Hozoku chciał podarować Uchihom połówkę amuletu. Ci jednak chcieli mieć go w całości. Dopięli swego. Bitwa, przeprowadzona z pomocą amuletu była jedną z większych bitew w historii shinobi. Była masakrą klanu Senju. Nieliczni jednak przetrwali co zaowocowało narodzinami Hashiramy, sojuszem Uchiha z Senju i założeniem Konohy. Wracając do historii. Klan Hozoku przeraził się mocą amuletu. Postanowili go rozdzielić. Jedną połowę zachowali dla siebie, a drugą przekazali Uchihom, dokładnie jednemu. Temu, który miał już dość panującej wtedy sytuacji. Nikt jednak nie wie jak on się nazywał. No ale ukrył swoją połówkę w taki sposób, ze odzyskać mógł go tylko jakiś Uchiha, jednak nie mógł być sam. Musiał być z kimś z klanu Hozoku. Ci postanowili pójść w ślady mojego przodka. Również ukryli amulet tak, ze odzyskać mógł go ktoś z ich klanu z pomocą Uchiha.
-No ale po co ci ja jeśli to dotyczy klanu Hozoku. - powiedziała różowowłosa. Pokręciłem głową.
-Klan Hozoku nie przewidział jednak konsekwencji. Techniki użyte do ukrycia dwóch połówek amuletu połączyły dwa klany. W klanie Uchiha w większości rodzili się chłopcy, a w klanie Hozoku dziewczynki. Dlatego właśnie nie znajdziesz teraz już nikogo pod tym nazwiskiem. Jedynym charakterystycznym elementem są różowe włosy. Choć i tak nie pojawiają się u wszystkich. - Sakura dotknęła swoich włosów, które mokre oblepiały jej twarz i ramiona. - Znakiem tego klanu była biała obręcz. Tak właśnie ta, którą nosisz na ubraniu. Dziwie się, ze rodzice, a raczej matka o niczym ci nie powiedziała. Wracając do tematu. Znam lokalizacje obu kawałków jednak bez ciebie nie mogę ich pozyskać.
-Ale po co chcesz je pozyskać. Sam powiedziałeś, ze chcesz to zrobić, aby kogoś chronić.
-Tak chce obronić Sasuke. Ten amulet, połączony, w rękach tylko jednego z klanów, zamiast harmonii wprowadza chaos. Nie, nie w otoczeniu tylko w duszy posiadacza. Wszystko z powodu ogromu mocy jaką posiądzie ta osoba. Sasuke już jest zepsuty przez zemstę. Nie chce, aby to doprowadziło go do ruiny.
SAKURA
-Dobra, miło się słuchało, ale to nie trzyma się kupy. To w ogóle nie ma sensu. Żadnego.- zaczęłam się cofać. Nie rozumiałam nic z tej historii, którą opowiedział mi Itachi. Ten właśnie podniósł się i stanął ze mną twarzą w twarz.
-Naprawdę nigdy nie zauważyłaś, ze ty i Sasuke jesteście całkowicie inni? Nigdy choć raz nie przeszło ci to przez myśl. Musiałaś to zauważyć. Jak i to, ze go lubiłaś. Nie wiedziałaś dlaczego, ale tak było. - moja głowa miała już dosyć. Pokazywała mi to poprzez piękny ból głowy.
-Dobra, dobra pomogę ci. Tylko teraz powiedz mi gdzie mogę się wyspać.
-Tutaj. -wskazał na łózko. No chyba sonie kpi.
-No chyba sobie kpisz. - powtórzyłam własne myśli. - A ty gdzie będziesz spał.
-No tu. - wskazał na to samo miejsce z niezrozumieniem wypisanym na twarzy.
-No chyba nie. My niby mamy spać w jednym łóżku? - powiedziałam lekko oburzona. Pomasowałam skronie, które coraz bardziej dawały o sobie znać. - Dobra. Dzisiaj przeżyje. Jutro chce własny pokój. Powiedziałam i położyłam się. Co jak co, ale łóżko było niesamowicie wygodne. - Możesz zgasić świece, chce spać. - Itachi tylko westchnął z politowaniem. I położył się plecami do mnie. Znowu mogłam chłonąć ten zapach, który tak bardzo kojarzył mi się z dzieciństwem.
               Obudziłam się z samego rana. Ból głowy przeszedł na dobre tylko coś uciskało mi mój brzuch. Spojrzałam na to miejsce. Była to czyjaś ręka. Ale nie byle kogo. Samego Itachiego Uchihy. Cholera. Znowu dopadł mnie ten cudowny zapach. Włączył mi się jednak tryb natychmiastowej ucieczki. Odwróciłam się, aby ocenić powagę sytuacji. Itachi spał. Jednak całą powierzchnią ciała przylegał do mnie, a jednym ramieniem mnie obejmował. Cholera nie lubiłam takich sytuacji. JA wiem, ze podczas snu robi się niezrozumiałe rzeczy, ale bez przesady. Zaczęłam powoli i delikatnie podnosić jego rękę. W końcu udało mi się wyrwać z uścisku. Odłożyłam jego rękę na łóżko, a sama wyszłam z pomieszczenie. Na całe szczęście spotkałam Deidare.
-Hej powiesz mi może gdzie jest kuchnia? - blondyn spojrzał na mnie z uśmiechem na twarzy.
-Chodź za mną właśnie tam idę. Faje ubranie – zaśmiał się pod nosem. Dopiero teraz spojrzałam na swoje odzienie. Nadal miałam na sobie ubrania Itachiego. Te same, które nosił kiedyś Sasuke.
-No co wszystkie moje ciuchu są brudne. - powiedziałam i założyłam ręce pod piersiami.
-Oj nie denerwuj się Sakura. - powiedział blondyn. Nagle ciszę przerwało burczenie w moim brzuchu. -lepiej chodźmy już do tej kuchni. Posłusznie poszłam z Deidarą. Weszliśmy do  większego pomieszczenia. Tym razem napotkałam się ze sztucznym światłem. Brawo jednak mieli elektryczność. Jako druga rzuciła mi się w oczy obecność paru członków organizacji w tym jednej kobiety, która siłowała się z garnkami. Podeszłam do niej.
-Może ci pomóc? - zaoferowałam. Niebieskowłosa odwróciła głowę w moim kierunku. Uśmiechnęła się serdecznie
-Oczywiście. Niezbyt dobrze radze sobie z gotowaniem – zaśmiała się dziewczyna – Tak właściwie jestem Konan. - podała mi rękę.
-Miło mi, Sakura. - odwzajemniłam gest. - A więc co gotujesz? - popatrzyłam na patelnie. Nie, nie potrafiłam domyślić się co ma wyjść z te brązowej brei.
-Jajecznice. - zakrztusiłam się własną śliną. - tak wiem jestem kiepską kucharką, ale lepsze to niż widzieć ich przy kuchni. - wskazała za siebie gdzie siedziała cześć organizacji. Dołączył do nich Itachi. Cholera. On mógł już rano nie spać. Nie, niemożliwe. Odgoniłam tą myśl od siebie. Przyglądałam u się przez chwilę. Spojrzał mi w oczy. Szybko odwróciłam głowę reflektując się za swoje zachowanie. Konan zaśmiała się pod nosem. - Co, dziwnie ci w tej sytuacji prawda? - pokiwałam głową.
-Więc jajecznica tak? W porządku dla ilu osób?-
-Dla poczekaj chwilę – dziewczyna odwróciła się i policzyła mężczyzn przesiadujących w kuchni. - Dla pięciu osób dla mnie i dla ciebie czyli dla siedmiu.
-W porządku siedem razy trzy to dwadzieścia jedne. Macie tyle jajek? Konan spojrzała do lodówki.
-Nie jest tylko dwadzieścia.
-Też dobrze. Wyjmij je i daj mi jakąś dużą miskę. - Konan wypełniła moje polecenia. Zabrałam się za rozbijanie jajek. Kiedy wszystkie były już w misce zaczęłam je ubijać, Konan przyglądała się mi bacznie.
-Ładne ubranie – zaśmiała się pod nosem. Uśmiechnęłam się.
-Czy wszyscy muszą zwracać na to uwagę?- zaśmiałam się
-Wybacz, to ty nosisz ubrania klanu Uchiha. A tak między nami dobrze w nich wyglądasz. - powiedziała trochę ciszej tak, ab y te słowa pozostały tylko pomiędzy naszą dwójką. Zarumieniłam się. Już kończyłam przygotowywać jajecznicę, kiedy obok mnie stanął Itachi.
-Konan gdzie jest kawa? Zawsze ktoś ją przekłada. - spojrzał na mnie. Starałam się skupiać tylko nad potrawą, którą przygotowywałam. Coraz gorzej mi to szło. Jak zawsze moje rozkojarzenie działało na moją niekorzyść. - Uważaj zaraz to przypalisz. - spojrzałam na patelnię.
-Cholera. Dobra wszyscy dawajcie talerze. - wszyscy podeszli posłusznie, a ja wydzielałam posiłek. Rozłożyłam też porcję dla siebie i Konan.
-Zostało cos jeszcze? - uśmiechnął się delikatnie Itachi. Spojrzałam na patelnie. Została akurat jedna porcja. Zastanawiałam się jakim cudem. Przecież i tak było za mało jajek. No, ale dobra. Nałożyłam jedzenie na talerz Itachiego i odeszłam od kuchni.
-JA nie zmywam. - powiedziałam na tyle głośno, aby każdy mnie usłyszał.  Konan uśmiechnęła się do mnie.
-Spokojnie ja pozmywam. - Itachi powoli dopijał swoją kawę stojąc przy mnie, a ja pałaszowałam moje śniadanie.
-Sakura już ósma czas na trening. - powiedział Uchiha odkładając kubek z napojem
-Serio? Tak od razu od dzisiaj... - zaczęłam narzekać.
-Tak od dzisiaj. Za pięć minut przy wyjściu. - powiedział i wyszedł z kuchni. Usiadłam przy stole. Skonsumowałam swoją jajecznicę i podkradłam trochę kawy Deidarze. Nie powinien się obrazić. Pożegnałam się z Konan i poszłam do swojego pokoju. Od razu rzuciłam się do mojej torby. Gdzieś powinno to być. Jest. Znalazłam to czego aktualnie potrzebowałam i wyszłam z kryjówki. Od razu zapaliłam papierosa, którego moje płuca domagały się już od paru godzin. Byłam w niebie. Niemal czułam jak nikotyna wędruje po moich żyłach. Moją ekstazę przerwał czyjś głos.
-Ty naprawdę palisz to świństwo? – Zwróciłam głowę w kierunku głosu. Był nim zdegustowany Itachi.
-Tak. To odpręża.- powiedziałam i spojrzałam na papierosa w moich dłoniach.
-brawo. Ktoś z oddziału ANBU, zapewne również medyk pali. Nie wiesz jakie to szkodliwe? – Itachi zaczął prawić mi morały. Nie zamierzałam go słuchać. Za to skończyłam palić i zdeptałam niedopałek. Podeszłam bliżej niego. Stanęłam i oparłam dłonie o biodra.
-To co mam robić? – oczekiwałam na jakikolwiek znak życia ze strony starszego Uchihy.
-Biegasz. Widzisz tamto drzewo na końcu polany? – kiwnęłam głową na znak zrozumienia. Szybko oszacowałam odległość. jakieś dwieście metrów. – Zrób szybko 5 serii tam i z powrotem.
-Ale to będą dwa kilometry!  Nie dam rady nawet połowy !– wrzasnęłam załamana.
-Trzeba było nie palić, a teraz biegiem. – poddałam się. Obserwowałam tylko jak Itachi spokojnie siada pod drzewem i obserwuje to jak zaczynam się rozciągać. W końcu byłam gotowa. Puściłam się biegiem. – To ma być bieg, a nie marsz! – usłyszałam wołanie starszego Uchihy. Przysięgam, że jak tylko odzyskam oddech to uderzę go w tą jego ładną buźkę. – Wiedze, że konohańskie ANBU schodzi na psy! – o nie. Tego już mu nie daruję. Przyspieszyłam. Biegłam ile sił w nogach. Jakby od tego zależało moje życie. Już kończyłam. Byłam w połowie ostatniego odcinka drogi. Jeszcze tylko trochę, a skończy się moja męka. Niestety musiałam potknąć o własne nogi. Szybko jednak zareagowałam i odbiłam się rękoma od ziemi, aby nie zaliczyć przykrego upadku. Za skutkowało to imponującym pokazem akrobacji. Dobiegłam już do mety. Zadyszana usiadłam na ziemi. –No brawo dałaś radę – powiedział Itachi.
-Tak dałam. A teraz pozwól, ze wyrzygam płuca.
-Mówiłem, żebyś nie paliła. – wyjęłam z kieszeni przedmiot naszej rozmowy. Poszukiwałam zapalniczki. _ tego szukasz. – spojrzałam na Itachiego.
-Oddawaj mi to.
-Nie. Zapalisz po treningu, a teraz dwieście brzuszków. – wmurowało mnie. Normalnie pięćdziesięciu nie wyrabiam, a co dopiero dwieście. Dopiero teraz dotarło do mnie w jak kiepskiej formie znajduje się mój organizm.
-Okej. Tylko ktoś musi mi potrzymać nogi. – Itach westchnął i podszedł do mnie. JA położyłam się na trawie, a on usiadł na moich nogach. Zaczęłam ćwiczyć. Uchiha liczył każde powtórzenie. Dziesięć, pięćdziesiąt sześć, sto. Połowa zrobiona. Ledwo dawałam radę jednak musiałam mu pokazać na co mnie stać. Skupiłam chakrę w brzuchu. Od razu mi ulżyło. W końcu dobiłam dwustu. Itachi zszedł ze mnie i rzucił mi zapalniczkę. Alleluja.
-Dobrze więc teraz codziennie dystans ten sam  brzuszki ta sama ilość. I nie ma palenia przed treningiem. – powiedział znowu spoglądając na mnie Tym razem na dłużej zatrzymał wzrok na papierosie.
-Chcesz spróbować? – powiedziałam kierując w jego stronę przedmiot rozmowy. Mężczyzna niechętnie sięgnął po papierosa. – tylko pamiętaj. Jak skończysz ciągnąć dym od razu musisz wziąć oddech.- poinstruowałam Itachiego. Ten posłusznie zrobił to co mówiłam. Od razu zaniósł się kaszlem. Zaśmiałam się głośno. Zawsze mnie to rozbawiało.
-Jak można to robić.? I jakim cudem się nie krztusisz?
-Mam przyzwyczajone płuca – wykrztusiłam w przerwie od salw śmiechu.
-Bardzo śmieszne. – Itachi założył ręce na piersi i teatralnie okazał mi swoje oburzenie. Jednak skusił się na kolejnego „bucha”. Tym razem się nie zakrztusił. Pociągnął kolejnego i następnego i tak do końca papierosa.
-Uważaj. Zakręci ci się w głowie. – Nie posłuchał mnie jednak i wstał. Zachwiał się i oparł o drzewo. – a nie mówiłam. -  zaśmiałam się i poszłam do kryjówki.
-Sakura! Poczekaj! Musze ci coś powiedzieć. Pamiętasz o czym wczoraj rozmawialiśmy? – pokiwałam głowa na tak. –Właśnie zapomniałem Ci powiedzieć, ze część należąca do klanu Uchiha można wydobyć tylko wtedy kiedy księżyc jest czerwony. – Dobra. Teraz to brzmiało jak bajka. – To wypada za tydzień.
-W porządku. Ile zajmie nam dotarcie do tamtego miejsca? – zapytałam bez jakiegokolwiek zainteresowania
-Pięć dni. Wyruszamy jutro. – Cholera. Nie lubiłam takiego napiętego grafiku.
***
Tak więc jest kolejny rozdział. Plan był taki, ze będę je dodawać co tydzień. Coś mi nie wychodzi xD Ostatnio mam też problemy z weną, ale spokojnie mam jeszcze jeden rozdział w zapasie ;) Mam nadzieję, ze się podobało i że historia nie wyszła tandetna. Cały ten cel Itachiego wymyśliłam kiedy miałam 10 lat. Miało to posłużyć do innego opowiadania, ale wykorzystałam go tutaj. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak prosić was o komentarze i opinie :) Sayonara.

3 komentarze:

  1. Świetny ! Konan i jej jajecznica :D Kto by pomyślał że Sakura jest z klanu Hozoku
    Nie mogę się doczekać następnej !

    OdpowiedzUsuń
  2. Super opowiadanie świetnie że piszesz długie notki. Spoko z weną ona zawsze się pojawia nie jak się zaczyna pisać notkę ale w jej środku dlatego nie zniechęcaj się jak na 10-latkę wymyślić takie opowiadanie o kamieniu masz ty wyobraźnię czekam na następną notkę pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawie, ciekawie... ^_^
    Wybacz, że tylko tyle piszę, ale na dzień dzisiejszy mam pustkę w głowie (niestety jestem chora =_= ). Niemniej jednak, przy następnej notce postaram się o dłuższy komentarz.
    Ogółem rzecz ujmując, akcja powoli się rozwija (ale spostrzegawczość =_=).
    No nic, czekam na newsa.
    Pozdrawiam!
    Blacky

    PS Mogłabyś następnym razem info o newsie umieścić w zakładce SPAM?

    OdpowiedzUsuń