sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział Dziewiąty.

W końcu. Po dwóch tygodniach szkoły i ciężkiej pracy złapałam wolną chwilę, aby to napisać. Rozdział jest wyjątkowo krótki, ale mam nadzieję, że tym razem nie karze wam tyle czekać na następny ;)
***

SAKURA
               Wybiegłam na ulicę i zaczęłam przedzierać się przez tłum. Pomimo wczesnej pory coraz więcej ludzi wychodziło ze swoich domów. Przystanęłam i zaczęłam zastanawiać się co będę robić cały dzień. Jedno było pewne dzisiejszego dnia zero Itachiego. Nie chciałam nawet o nim myśleć.
ITACHI
               Kiedy Sakura wyszła nawet nie pomyślałem o tym by za nią iść. Niech robi co chce. Położyłem się na łóżku próbując zignorować rozsadzający czaszkę ból. Po jakimś czasie zrezygnowałem ze starań. Użyłem techniki i wyszedłem.
               Jakiś czas szwendałem się po ulicach Kumo-gakure przeszukując moją głowę w poszukiwaniu utraconych wspomnień z wczorajszego dnia. Moje starania spełzły na nic. „Co ten alkohol robi z człowiekiem” pomyślałem i z frustracja kopnąłem kamyk pod moimi stopami. Podniosłem głowę i spojrzałem w błękitne niebo. Zamyśliłem się i stałem jak wryty. Kiedy się otrząsnąłem zauważyłem różowowłosą. Szła w moim kierunku. Odwróciłem się i oddaliłem od niej. Jakoś nie miałem ochoty na jej towarzystwo. Skręciłem w jakąś mała ciemną uliczkę. Postanowiłem chwilę tu przeczekać. Niespodziewanie coś na mnie skoczyło. Kocie pazury wbiły mi się w bark. Syknąłem cicho i złapałem delikwenta.
-Miau. – czarny kot spojrzał na mnie niewinnie. Chwilę trzymałem go w tej pozycji, a futrzak zaczął rzucać się ze złości. W końcu zlitowałem się nad moim oprawcą i wypuściłem go na wolność. Ten pognał szybko w głąb ciasnej uliczki. Szybko wyjrzałem na główną ulicę i oceniłem, że jestem już bezpieczny. Już miałem wychodzić kiedy usłyszałem za sobą czyjś głos.
-Itachi. – owy głos należała do mężczyzny i był przesiąknięty pewnością, że wie do kogo mówi. Szybko analizowałem sytuację. Technika nie była odwołana. Nie wyglądałem jak ja. Ten ktoś musiał znać moją chakrę. To było jedyne logiczne wyjaśnienie. Mógł jeszcze widzieć mnie w hotelu, ale to praktycznie nie możliwe. Nie było innej możliwości jak tylko odwrócić się i sprawdzić kim jest ten człowiek. Przed sobą zauważyłem wysokiego szatyna. Na oko w moim wieku. Postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę.
-Czego ode mnie chcesz? – warknąłem.
-Niczego Uchiha. – zastanawiała mnie jego pewność siebie. Postanowiłem jednak grać.
-Nie wiem o czym mówisz. Nie nazywam się Uchiha.
-Masz mnie za takiego idiotę Itachi. – Aż podskoczyłem na dźwięk mojego imienia. Bez wątpienia ten człowiek mnie znał.
-W porządku. Wiesz kim jestem, a teraz powiedz czego ode mnie chcesz. – wysyczałam poddenerwowany.
-Jeśli nie chcesz, abym wydał cię ANBU to przyjdź za godzinę na tą polane na obrzeżach wioski. Tą na której byłeś wczoraj. – bingo. Z tąd wiedział kim jestem. Musiała zapamiętać moją chakrę i teraz ją wyczuł. Cholera. Nie powiem jestem w niezłych tarapatach.
-W porządku. Przyjdę. Jeszcze jakieś specjale życzenia?
-tak. Masz być sam. Nikt nie może wiedzieć gdzie idziesz. – powiedział i zniknął. Musiałem szybko coś wymyślić, aby dać znać Sakurze o tym gdzie idę. Wyszedłem z powrotem na główna ulicę. Wszedłem do pierwszej lepszej kawiarni. Usiadłem przy barze i zacząłem myśleć. Nie miałem za dużo czasu. Na moje szczęście do tego samego lokalu weszła różowowłosa. Usiadła obok mnie. Spojrzała się na mnie wymownie. Szybko zamówiłem kawę, aby zmylić tamtego człowieka. Byłem pewien, ze mnie obserwuje. Tak jak się spodziewałem kelner dał mi również chusteczkę. Szybko nabazgrałem na nią wiadomość. „Ktoś wie kim jestem. Spotkanie z nim – za godzine. Rozpoznał chakrę. Polana. Nie przychodź tam. Jeśli nie wrócę po 20 minutach zacznij mnie szukać” Dopiłem swoją kawę i dyskretnie przekazałem chusteczkę Sakurze. Ta wyczuła, ze coś jest nie tak i udawała, ze mnie nie zna. Szybko tylko zwinęła chusteczkę z blatu i zamówiła sake.
SAKURA
Weszłam do kawiarni. Od razu uderzyła we mnie chakra Itachiego. Usiadłam obok niego i dałam mu znak, że wiem kim jest. Wyglądał na poddenerwowanego. Szybkie pisanie na chusteczce utwierdziło mnie w tym. Dopił swoja kawę dał mi zwitek papieru i wyszedł. Coś na pewno musiało się stać. Itachi nie denerwuje się z byle powodu. Odczekałam chwile i przeczytałam to co napisał. Byłam zszokowana. Wpakowaliśmy się w niezłe tarapaty. Wybiegłam z kawiarni i  weszłam do hotelu. Spakowałam wszystkie nasze rzeczy i używając mojej techniki ukryłam wszystko w zwoju. Nie było dużo czasu. Jedynym rozwiązaniem było szybkie opuszczenie wioski. Spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze pół godziny. Musiałam szybko znaleźć Itachiego i powstrzymać go przed spotkaniem z tamtym człowiekiem.
ITACHI
Szwendałem się po wiosce myśląc czy jest jeszcze jakieś inne rozwiązanie niż konfrontacja. Moglibyśmy szybko opuścić wioskę, ale ten człowiek mógłby nas śledzić. W Yuki też mógłby nas wydać, a jakoś nie miałem ochoty na ciągłą ucieczkę. Mam tylko nadzieję, że Sakura nie zrobi czegoś naprawdę głupiego.
SAKURA
Wybiegłam z hotelu. Zmysłami poszukiwałam Itachiego. Nigdzie jednak nie mogłam go znaleźć. Usiadłam na ławce i skupiłam się na wyczuciu go. Mijały kolejne sekundy, a ja nadal nie czułam nic.
-Cholera- przeklęłam cicho. Jeszcze raz uspokoiłam się. Jest. Wyczułam jego chakrę. Szybko przebijałam się przez tłum w jego kierunku. Był już niedaleko tamtej polany. Cholera, cholera, cholera. Nawet nie wiemy kim jest ten człowiek, a tak komplikuje nam ten dzień. Rozumiałam Itachiego. Nie chciałabym mieć grupy ANBU na karku. Szczególnie jeśli Tsunade zdecydowała się mnie poszukiwać. Wszystko by się bardzo skomplikowało. Spojrzałam przed siebie. Zamurowało mnie.
ITACHI
Byłem już na polanie oczekując tamtego mężczyzny. Nie musiałem długo czekać.
-Sadziłem, ze nie przyjdziesz.- powiedziała kpiąco. Odwołałem swoją technikę.
-Nigdy nie tchórzę. – powiedziałem wrogo. – A teraz bez ociągania. Czego do cholery ode mnie chcesz.
-Masz znaleźć Naruto Uzumakiego i powiedzieć mu, ze jego najlepsza przyjaciółka dołączyła do Akatsuki. Nie będzie to trudne. Jest w Kumo.
-No chyba cię pojebało. Nie mam ochoty na bycie ściganym przez Konohe. – męzczyzna uśmiechnął się kpiąco.
-W porządku. No to idę do Raikage.
-Dobrze zrobię to. Tylko kiedy?
-Natychmiast. I najlepiej by było, żeby ona była wtedy z tobą.
-Mogę ci zadać pytanie? – pokiwał głową. – Jaki ty masz w tym cel?
-Powiedzmy, że mam niedokończone porachunki z Haruno. – powiedział i zniknął tak jak ostatnim razem. Już miałem iśc z powrotem do wioski kiedy zatrzymał mnie znajomy głos.
-Kto to był? – odwróciłem się i tak jak się spodziewałem zauważyłem Peina.
-Sam nie wiem.
-Czego chciał?
-Chce, zebym zniszczył komuś życie – westchnąłem.
-No dobra. Nie ważne. Lepiej powiedz mi co się z tobą do cholery dzieje. Miałeś szybko zakończyć tą misję, a nie upijać się z tą różowowłosą.
-Po prostu mieliśmy trochę wolnego czasu. Za szybko przybyliśmy do Kumo.
-Itachi, trochę cię już znam. Raczej nie marnotrawisz czasu. Wolisz być gdzieś wcześniej niż siedzieć i nic nie robić. Więc co się dzieje? – ponowił pytanie. Szybko poszukiwałem sposobu, aby go zbyć.
-Nic. – włożyłem w to słowo największą możliwą dawkę złości i ignorancji. – Mówiłeś ostatnio o jakiejś misji. Co tym razem mam zrobić.
-To co zwykle schwytać czteroogoniastego.
-W porządku, a teraz mam coś do załatwienia. – powiedziałem i minąłem go.
-Uważaj na nią. Nie pozwól namieszać sobie w głowie. – powiedział na odchodne i zniknął. Nie rozumiem tego człowieka.
SAKURA
Stałam jak wryta. Właśnie widzie Naruto wesoło rozmawiającego z Hinatą. Nawet nie myślałam o tym, żeby się ukryć, albo zrobić cokolwiek, aby pozostać niezauważona. Po prostu patrzyłam na nich chłonąc ten widok. Uśmiechnięty Uzumaki obejmujący przyjacielsko Hyuge. Boże tak za nimi tęskniłam. Nic nie jest w stanie opisać tego co wtedy czułam. Żal, tęsknotę, smutek i radość. Tak mieszanka tych emocji była tak obezwładniająca. Nie wiem nawet ile tak stałam. Nagle jednak Hinata spojrzała na mnie a ja obudziłam się z letargu. Brunetka owróciła się do Naruto, a ja szybko uskoczyłam do bocznej uliczki. Usłyszałam tylko jej głos.
-Naruto, tam była Sakura. Widziałam ją. – mówiła rozsczarowana.
-Hinata. Wiem, ze za nia tęsknisz i chcesz ją zobaczyć, ale nie ma tu jej. – łzy napierały mi do oczu jednak powstrzymałam potok.
-Naruto ja naprawdę ją widziałam!
-Przewidziało ci się. Chodź. – wsłuchiwałam się w ich słowa. Nagle poczułam jak ich chakra oddala się. Byłam bezpieczna. W sumie sama nie wiem dlaczego po prostu do nich nie podeszłam. Ah tak. „Misja”. Mój cel i największe pragnienie. Nagle poczułam czyjąś bliską obecność. Podskoczyłam ze strachu. Na całe szczęście to był Itachi.
-Sakura, mamy problem.
-To, to i ja wiem. Właśnie widziałam Naruto. Musimy natychmiast wyruszyć. Już nas wymeldowałam i sapako…
-Posłuchaj mnie! -  spojrzałam się na niego. Byłam głupia myślałąc, że spędzę jeden dzień bez żadnych problemów, bez Itachiego.-Pamiętasz ten liścik? – kiwnęłam głową. – Więc, spotkałem się z tym człowiekiem. Zażądał czegos ode mnie. – spuścił wzrok i zamilknął. Zdenerwowanie wzrosło we mnie osiągając szczytową formę. Chwyciłam go za ubrania i potrzasnęłam mocno.
-Gadaj co od ciebie chciał?! –wrzasnęłam.
-Mam powiedzieć Uzumakiemu, że z własnej woli jesteś w Akatsuki. – Zamarałam. NIE mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Szybko się opamiętałam.
-Że co?! Nie możesz. Znaczy nie możemy. To mój przyjaciel?!
-Posłuchaj. Jeśli mu to powiemy on w pewien sposób to zaakceptuje. Przynajmniej powinien. Inaczej będziemy scigani przez ANBU. – słuchałam go nie rozumiejąc nic. Moją głowę ogarnęła panika. Wiedziałam, że musimy to zrobić. W innym wypadku będziemy śledzeni.
-Nie! – krzyknęłam mu w twarz i uciekłam. Biegłam na oślep. Obijałam się o ludzi i brnęłam do przodu. Nie ważne gdzie, byle z dala od problemów. Nagle coś mnie zatrzymało, a raczej ktoś niż coś. Wpadłam na mojego przyjaciela.
-Sakura?! To naprawdę ty ?! – zostałam zgnieciona w niedźwiedzim uścisku. –Boże, jak mi cię brakowało. Rozumiem, ze jeszcze nie wracasz? – zapytał smutno puszczając mnie.
-Ymm… Naruto, to bardziej skomplikowane niż ci się wydaje.
-Jesteś sama? – znowu zapytał rozglądając się na boki.
-Nie. Jest ze mną. – odwróciłam się zaskoczona.
-Sakura, kim on jest? – Zdezorientowany Uzumaki przyglądał się nowej osobie.
-Emm to jest Yuji. Pochodzi z Suny i jest ze mną na misji.
-Sakura. Jakiej misji? – Napięłam się jak struna. – Naruto, pozwól, że coś ci powiem. – Itachi odwołała technikę. Widziałam szok na twarzy blondyna.  – Jak pewnie wiesz jestem Itachi Uchiha. Z resztą spotkaliśmy się już parę razy. Nie wiem co ci powiedzieli, ale Sakura nie jest na żadnej misji. Z własnej woli dołączyła do Akatsuki. – odsunęłam się od Uzumakiego i podeszłam do Uchihy.
-Sakura. Czy to prawda? – nie odpowiedziałam. Podniosłam tylko dłoń i z głośnym plaskiem uderzyłam Itachiego w twarz. Zaskoczony złapał się za policzek. Złapał mnie za ramię i potrząsnął mną mocno.
-Nigdy. Więcej. Tego. Nie. Rób. – wysyczał akcentując każde słowo. Wyszarpnęłam rękę z jego uścisku i zwróciłam się w stronę mojego przyjaciela.
-Tak Naruto. To prawda. Dołączyłam do Akatsuki, ale wszy…
-Nic już nie mów! – krzyknął. Widziałam jak do jego oczu cisną się łzy. – Zdradziłaś mnie. Zdradziłaś naszych przyjaciół! Zdradziłaś wioskę! Jesteś taka sama jak oni. Jak Sasuke! Taka sama jak on! – wskazał ręka na Itachiego. – Jak dla mnie ty i Sasuke możecie już nigdy więcej nie wracać!
-Naruto. Wszystko ci wytłumacze. – powiedziałam podchodząc do niego.
-Nie. Nie chce cię już znać. – pochlipywał cicho wykrztuszając z siebie słowa. – Własnie teraz uświadomiłem sobie kim z Sasuke jesteście. – podniósł głowę do góry i spojrzał mi w oczy. – Zdrajcami! – osłupiałam. Moje serce właśnie łamało się na kawałki. Naruto minął mnie celowo uderzając swoim ramieniem o moje. Nie wywołało to u mnie żadnej reakcji. Ja tylko stałam i wpatrywałam się w pustkę. Jedna łza powoli spłynęła po moim policzku. Ten bodziec otrząsnął mnie. Odwróciłam się w kierunku w którym odszedł mój przyjaciel. Jedyne co zobaczyłam to tulącą się do niego Hinate. Ta spojrzała na mnie ze smutkiem w oczach. Podeszłam do Uchihy.
-Wyruszamy.- powiedziałam cicho, ale stanowczo. Minęłam Itachiego i szłam przed siebie. Żadna z moich emocji nie dawały znaku życia.
-Musimy jeszcze wziąć rzeczy z hotelu.
-Już to zrobiłam.- syknęłam – I chciałabym cię o coś prosić.
-Słucham
-Nigdy więcej się do mnie nie odzywaj. Mogliśmy to zrobić inaczej. – powiedziałam i odwróciłam od niego wzrok.
-Sakura…
-Nie! Czy ty nie rozumiesz co ja do ciebie mówię. NIE. ODZYWAJ. SIĘ. DO. MNIE.
               W ciszy udaliśmy się do portu. Nadal nie czułam nic oprócz pustki, wielkiej dziury w moim połamanym sercu. Podroż nad brzeg minęła bardzo szybko. Znaleźliśmy odpowiedni statek i weszliśmy na niego. Po opłaceniu rejsu dostaliśmy numer kajuty. Nie zważając na Uchihe szybko odnalazłam to pomieszczenie. Weszłam do środka i rzuciłam się na łóżko. Nadal nie wierzyłam w to co się wydarzyło. Mój najlpeszy przyjaciel odrzucił mnie i obawiam się, ze na zawsze. Nawet nie dał mi wszystkiego wytłumaczyć. Teraz żaluję, że nie powiedziałam mu prawdy o śmierci moich rodziców, o planowanej ucieczce. Łzy powoli spływały po moich policzkach. Odwróciłam się ku ścianie tak, aby Itachi nic nie zauważył wchodząc do kajuty. Dzięki bogu były tu dwa łóżka. Rozmyślałam nad wszystkim. Nad moimi przyjaciółmi, teraz to raczej ich brakiem, nad Itachim i nad moja zemstą. Naruto miał rację. Jestem taka sama jak Sasuke. Opuściłam go dla zemsty. Okłamałam go i to chyba było najgorsze. Nie miałam już na nic siły jednak zebrałam się w sobie i wstałam. Wyszłam z tej ciasnej klitki. Nawet nie zorientowałam się kiedy wypłynęliśmy z portu. Powoli zachodziło słońce. Nie wiek kiedy ten dzień minął jednak na pewno zapisał się jako jeden z najgorszych. Oparłam się o reling i patrzyłam na malowniczy zachód. Niespodziewanie podszedł do mnie jakiś mężczyzna.
-Przepraszam, ale czy ty jesteś z klanu Hozoku? – zapytał trochę skrępowany.
-Nie wiem. – powiedziałam zgodnie z prawdą – Ponoć tak. Dlaczego pytasz?
-Bez powodu. Ktoś z tego klanu wisi mi pieniądze.
-To oni istnieją?! Znaczy, że ktoś nadal żyje? – mężczyzna tylko kiwnął głową. Rzuciłam się mu na szyje dziękując nie wiadomo za co. Dał mi nadzieję. Nadzieję na to, ze jednak mam jakąś rodzinę, że nie straciłam wszystkich.

***
Chciałam podziękować wszystkim za wytrwałość i liczyć, że nie zlinczujecie mnie za ten nieudany i krótki rozdział. Opinie piszcie w komentarzach ;) 

czwartek, 4 kwietnia 2013

Rozdział Ósmy.


ITACHI
Po tym jak Sakura usnęła jeszcze długo siedziałem i rozmyślałem. Przez tą dziewczynę coraz częściej wracałem do przeszłości. W jakiś sposób ona to powodowała. Czułem też, ze mogę jej powiedzieć wszystko. Nie ważne czym by to było. Chciałem być przy niej, pomóc ze wszystkimi jej problemami, wysłuchać tego co ma do powiedzenia. Zacząłem się zastanawiać dlaczego tak jest. Pierwsze co wpadło mi do głowy to jej podobieństwo do Sasuke. Faktycznie może chciałem tylko odegrać rolę starszego brata. Tą samą, która utraciłem piętnaście lat temu. Przypominała również moją dawną narzeczoną. Była taka ciepła, delikatna i niewinna. Haruno jest taka sama. Jeśli oczywiście wyzbędzie się tego chłodu i sarkazmu. Wiedziałem, że była taka na pokaz. Pomyśleć, że przez dwa dni zdążyłem już tak dobrze ją poznać. Przeczuwałem, że czeka mnie jeszcze wiele niespodzianek. Największą będzie moje zachowanie, które powoli wymyka mi się spod kontroli. Kiedy ja pozwoliłem komuś zasnąć w moich ramionach. Nikomu. Przynajmniej nie osobie, której nie zamierzałem zabić. Spojrzałem na dziewczynę. Przynajmniej teraz siedziała cicho. Uśmiechała się delikatnie i przekręciła się w moich ramionach. Jeszcze bardziej przylgnęła do mnie kładąc rękę na mój tors. Odgarnąłem jej włosy z twarzy i zatrzymałem na niej wzrok. Zacząłem bawić się jej różowymi i miękkimi kosmykami. Starałem się zając czymkolwiek byle nie usnąć. Byłem czujny nawet we śnie, ale wyczerpanie mogło zrobić swoje. Nie mogę narazić nas na niebezpieczeństwo. Powoli przegrywałem ta walkę. Otrzeźwił mnie dopiero niespokojny ruch Haruno.
SAKURA
                Byłam w jakimś dziwnym miejscu. Przechadzałam się korytarzami. Wszędzie widniał wachlarz klanu Uchiha. Nie zwracałam na nic uwagi poza droga, którą szłam. Korytarze i ciemne zakręty wiły się w nieskończoność. Zaczęłam się nawet zastanawiać czy nie wylądowałam w jakimś labiryncie. Szłam tam gdzie podpowiadała mi intuicja, gdybym miała wrócić ta samą drogą na pewno bym się zgubiła. Przypominało mi to trochę kryjówkę Orochimaru. Tak samo pokręcona i ciemna. Różnicą były brak drzwi i znaki Uchiha na każdym krok. Nagle poczułam na sobie podmuch wiatru. Szybko pobiegłam w tamtą stronę. Wyszłam na zewnątrz. Jedyną rzeczą jaką zobaczyłam był umierający Itachi. Zamrugałam kilka raz zszokowana. Obraz zniknął. Była noc. Zimny wiatr przeszedł po mojej skórze. Na środku zauważyłam podziemne wejście. Od razu skierowałam się do niego. Tym razem zamiast znaków klanu Uchiha zauważyłam swój symbol. Korytarz nie miał żadnych odnóg. Szłam do przodu. Na końcu były drzwi. Otworzyłam je szybko czując rosnący niepokój. To co zobaczyłam przerosło moje wszelkie oczekiwania. Itachi stał przy ścianie. Przez jego brzuch przeszyty był miecz. Podeszłam szybko do niego. Ten tylko złapał moją dłoń uśmiechając się do mnie.
-Zdobyłem to. – powiedział i puścił moją dłoń. Spojrzałam na swoją. Trzymałam amulet, ten, który miałam znaleźć z Uchihą. Przynajmniej tak go sobie wyobrażałam. Połówka Yin-Yang. Itachi zaczął zamykać oczy.
-Nie! Nie odchodź! – zaczęłam leczyć jego rany w panice. Ten położył dłoń na mojej twarzy. Próbował coś powiedzieć, ale z jego ust wypłynęła tylko krew. Wyjęłam miecz z rany i zaczęłam walkę o jego życie.
-Itachi nie odchodź, proszę cię! Słyszysz mnie?! Nie zostawiaj mnie! – płakałam. Jego ręka osunęła się z mojej twarzy. Traciłam go. Walczyłam z całych sił. To nadal było za mało.
-Sa...-zakasłał i wypluł krew. –Sakura. Nic już nie zrobisz. Odpuść.- powiedział z trudem. Nie! Nie zamierzałam odpuścić. Czułam jednak jak jego serce zwalnia swój rytm i powoli przestaje bić. To nie mogło się tak skończyć. –Chroń.... Sasuke... Wytłumacz mu wszystko.... – powiedział i opadł bezwładnie na posadzkę komnaty.
                Obudziłam się. Nadal leżałam na piersiach Itachiego. Odetchnęłam z ulga. To był tylko sen. Spojrzałam na Itachiego. Patrzył przed siebie. Chyba się zamyślił. Nie zamierzałam mu przeszkadzać. Leżałam tak i myślałam nad tym koszmarem. Wydawał się bardzo realistyczny. Tak samo jak wcześniejszy. Miałam złe przeczucia. Zauważyłam jak Itachi powoli zasypiał. Zaśmiałam się w duchu. Jednak przegrał walkę ze zmęczeniem i odpłynął. Kiedy byłam już pewna, że usnął powoli wstałam. Nie chciałam go obudzić. Trochę snu mu się należy. Usiadłam przed wejściem do jaskini i spojrzałam w niebo. Było bezchmurne można było zauważyć każdą gwiazdę. Czas wszystko przeanalizować. Pierwszy sen, który miałam prawie się spełnił. Znaczy szłam tamtym korytarzem w rzeczywistości, ale wydarzenia ze snu nie przeszły do rzeczywistości. Teraz śniłam o zdobyciu amuletu. Itachi umierał, a ja nie mogłam go uratować. Bałam się, ze tym razem nie tylko miejsce będzie identyczne. Słońce powoli wschodziło rozświetlając niebo na fioletowo i czerwono. Nagle poczułam źródło chakry. Spięłam się i szybko spróbowałam wybadać chakrę Itachiego. Na całe szczęście nie wyczułam jej. Sama ukryłam własna. Ostatnie czego teraz chcę to walczyć. Ukryłam się w cieniu nadal obserwując wszystko dookoła. Chcąc czy nie musiałam szybko obudzić Itachiego. Podeszłam do niego i  potrzęsłam nim za ramie. Ten od razu spojrzał na mnie.
-Szybko się obudziłeś. – szepnęłam i uśmiechnęłam się delikatnie.
-Co się dzieje? – zapytał zachrypniętym głosem.
-Nie wiem. Wyczułam czyjąś chakrę. Lepiej się pakujmy, aby szybko uciec jak będzie trzeba. – powiedziałam i zaczęłam zbierać nasze rzeczy. Itach szybko wstał i zaczął gasić ognisko. – Stój. Weź wodę z wodospadu. Jeśli użyjesz techniki wyczują nas. Masz. – rzuciłam mu butelkę z woda. – Później znajdziemy nową. – wyjaśniłam i zaczęłam składać śpiwory. Ciągle jednak monitorowałam sytuacje na zewnątrz. Dwóch ninja z dużymi pokładami chakry. Niedobrze. Jeśli dojdzie do walki może być nieprzyjemnie. Szybko starałam się wybadać natury chakry przeciwników. Jeden z nich specjalizował się w wodzie, drugi w błyskawicy. Nie mogłam odczytać drugiej natury.
-Używają błyskawicy i wody. – Itachi spojrzał na mnie zdziwiony.
-Skąd to wiesz? Nie możliwe, żebyś tak po prostu to wiedziała. – szeptał pospiesznie.
-Kiedyś mi się nudziło. Pracowałam nad specjalizacją sensora. Jeśli wystarczająco się skupię mogę dowiedzieć się jakiego typu natury używa przeciwnik. Podczas walki nigdy jeszcze mi się nie udało, ale w sytuacjach takich jak te spokojnie wyczuwam przynajmniej jeden typ. Wracając do tematu. Mamy problem. Ty używasz natury ognia i wody. Czyli twoje techniki natury chakry się nie przydadzą. Ja manipuluje wodą, ziemią, błyskawicą i wiatrem. Woda i błyskawica przyda się jedynie do obrony. Mogę zaatakować wiatrem o ile żaden z nich nie używa ognia. Uwolnienie ziemi ma sens tylko jak będę walczyła z użytkownikiem wody. Dobra teraz strategia. Jeśli dojdzie do walki to pod żadnym pozorem nie rozdzielamy się. – spojrzałam na Itachiego. Ten tylko przytaknął głowa. – Ty przejmujesz użytkownika błyskawicy. Masz większe szanse. Ja biorę kolesia od wody. To tyle. A. Może się zdarzyć, że przeciwnik użyje błyskawicy. To prawie pewne. Użyj wtedy wodnej techniki i nakieruj ją na drugiego mężczyznę. Chakry połączą się i uderzą ze zdwojoną siła.  Walczymy tylko jeśli nas wyczują. Nie wiem czy nie są sensorami. Wtedy mamy duży problem. Jeśli nimi są to już pewnie wiedzą, że tu jesteśmy.
-Jak to? Przecież mamy ukrytą chakrę?
-Sensorzy potrafią ją wyczuć bez względu na to czy ja ukryłeś. – spojrzałam na niego spokojnie. Nagle coś zaświtało mi w głowie. Wyprostowałam się. – Pamiętam to miejsce. Teraz sobie przypomniałam. Jeśli pójdzie się w głąb jaskini jest drugie wyjście. – powiedziałam i pociągnęłam go za rękę. – są w miarę daleko. Zaryzykuje. – powiedziałam i szybko rozłożyłam przed sobą zwój. W pospiechu wykonałam technikę pieczętującą. Wszystkie nasze rzeczy zniknęły w białym dymie. – Idziemy! – szybkim marszem szłam w coraz większą ciemność. – Cholera. – mruknęłam pod nosem kiedy potknęłam się o coś. Nawet nie wiedziałam co to było. Podniosłam się szybko. Z tyłu zobaczyłam lekką poświatę. Podeszłam do zakrętu i schowałam się tak, aby mnie nie zauważono. Nagle wyłonił się Itachi idąc z zapalonym kawałkiem drewna. Przyłożyłam rękę do serca i odetchnęłam z ulgą.  – Wystraszyłeś mnie idioto. – syknęłam. Ten tylko się uśmiechnął i poszedł dalej. Szybko poszłam w jego ślady. Wolałam nie zostawać sama w tych ciemnościach. Po półgodzinnym spacerze zaczęło się rozjaśniać. Zbliżaliśmy się do wyjścia. Przyspieszyłam. Już po chwili znalazłam się na zewnątrz. Zeskoczyłam na ziemię. To samo zrobił Uchiha.
-To co? Idziemy dalej? – przytaknęłam tylko głową i ruszyłam w dalsza drogę. – Wyczuwasz ich jeszcze? – pokręciłam głową. Powoli słońce wschodziło coraz wyżej rażąc nas swoimi promieniami. Przymknęłam oczy, aby zobaczyć cokolwiek. Ledwo ominęłam drzewo, które nagle się przede mną wyłoniło. Nic jednak nie powstrzyma mnie przed jak najszybszym dotarciem do Yuki.
                Następne dwa dni minęły spokojnie. Nie zatrzymywaliśmy się na dłużej niż godzinę lub dwie. Podróżowaliśmy po nocy jak i za dnia. Oboje odczuwaliśmy zmęczenie, ale otuchy oddawała świadomość, ze zbliżamy się do jakiejś wioski. Na całe szczęście tą wioską okazało się Kumogakure. Jedyna taka osada z którą Konoha ma na pieńku. Każdy pamięta próbę wykradzenia nam Byakugana. Postanowiliśmy przenocować w hotelu. Razem z Itachim szybko wykonaliśmy technikę Henge no Jutsu. Teraz byłam piękną długonoga blondynką, a Itachi niskim szatynem z intensywnie niebieskimi oczami. Byliśmy równego wzrostu, przynajmniej teraz. Szybko podeszliśmy do bramy i skierowaliśmy się do budki strażników. Okazało się, że śpią. Jeden z nich nawet pochrapywał cicho. Zaśmiałam się pod nosem i weszłam  w głąb osady. Od razu zostałam otoczona przez tłum. Itachi szybko podążył za mną, aby nie stracić mnie z oczu. Po paru minutach znaleźliśmy się pod pierwszym lepszym hotelem. Wyjęłam z kieszeni fałszywą legitymację i weszłam do środka. Podeszłam do recepcji. Za ladą stała wysoka szatynka. Uśmiechnęła się do nas sztucznie.
-W czym mogę państwu pomóc? – jej uśmiech jeszcze bardziej się rozszerzył.
-Chciałabym wynająć dwuosobowy pokój na jedną noc. –wyjaśniłam szybko po czym odwzajemniłam uśmiech. Kobieta otworzyła wielka książkę i przeglądała ją pospiesznie.
-Jak będzie z łózkami? Jedno czy dwa – zapytała nadal wertując strony książki.
-Dwa.
-Niestety jest tylko jedno łózko. Inne pokoje są zajęte. – westchnęłam rozpaczliwie. Popatrzyłam się na recepcjonistkę.
-Na prawdę nie da się nic zrobić? – kobieta pokręciła tylko głową. Znowu westchnęłam – niech będzie. – powiedziałam zbolałym głosem i odebrałam klucz.
 -Proszę jeszcze zostawić jakieś swoje dokumenty. – podałam jej legitymację shinobi.-Pokój 408. Czwarte piętro. – od razu skierowałam się we wskazanym kierunku. Minęłam windę. Wyjątkowo miałam ochotę na spacer. Szybko jednak znalazłam dany pokój. Otworzyłam drzwi i rzuciłam się na wielkie dwuosobowe łózko. Chwilę później usłyszałam trzask drzwi i zobaczyłam sylwetkę Uchihy.
-To co robimy przez resztę dnia? – zapytałam cicho podnosząc się na łokciach.
-Nie wiem rób co chcesz. – powiedział i usiadł na kanapie naprzeciwko łóżka.
-Myślałam, że ciągle musisz za mną łazić i sprawdzać czy nie rozpowiadam informacji o organizacji. – zaśmiałam się naśladując głos Peina.  
-Wcale nie musze-odrzekł lakonicznie.
-Dobra. To idę do baru. – powiedziałam i odwołałam technikę. – To ja wychodzę. Przy okazji wstąpię do jakiegoś sklepu.- szybko wyszłam z pokoju nie czekając na jakakolwiek reakcję Itachiego. Gdy doszłam do holu widziałam zdziwiony wzrok recepcjonistki. Zaśmiałam się w duchu i wybiegłam na ulicę. Po chwili podeszłam do pierwszego baru, który zauważyłam. Weszłam do niego i przebiegłam wzrokiem po ubogim menu.
-Poproszę butelke sake. – powiedziałam uśmiechając się do kelnera za ladą. Blondyn odwzajemnił mój uśmiech i odwrócił się, aby zrealizować zamówienie. Po chwili podał mi butelkę i kieliszek.
-Jest pani sama?- zapytał patrząc mi w oczy.
-Zależy w jakim sensie. – uśmiechnęłam się uwodzicielsko i otworzyłam butelke. Chłopak odrobinę się zawstydził.
-Czy jest pani sama w Kumogakure? O to mi chodziło. – wyjaśnił znowu promiennie się uśmiechając.
-Nie. – odpowiedziałam chłodno i odeszłam od baru rzucając pieniądze za zamówienie. Zajęłam pierwszy lepszy stolik. Zaczęłam popijać sake. Wtedy do pomieszczenia wparował Uchiha. Gorączkowo rozejrzał się po pomieszczeniu. Dziwiło mnie, że nie odwołał techniki. Chociaż w Kumo kręci się dużo ANBA, wiec rozsądniej było się ukrywać. Tym razem był wysokim blondynem z czarnymi jak smoła oczami. Kiedy tylko mnie zauważył podszedł szybko do stolika.
-Co ty sobie wyobrażasz?- szepnął zdenerwowany.
-No co nie zamierzam siedzieć resztę dnia w pokoju. – powiedziałam i upiłam łyk z trzymanego kieliszka.
-Nie mam nic przeciwko, abyś wyszła, ale nie możesz wyglądać jak ty. Mogą cię zauważyć. Sama powiedziałaś, że Hokage pewnie poruszyła już niebo i ziemię.
-Słuchaj. Kumogakure to wioska, z która Konoha ma napięte relacje. Nie wiem czy byłeś jeszcze w wiosce kiedy próbowali uprowadzić Hinatę Hyuge dla pozyskania Byakugana. Z tego powodu Liść nie ma zbyt dobrych stosunków z tą wioska. Określiłabym je mianem wrogich. Nawet jeśli Tsunade skontaktowałaby się z nimi co do mojego zniknięcia nie sądzę, aby byli skorzy do pomocy. – wyjaśniłam szybko i nalałam kolejna dawkę alkoholu do kieliszka.
-Ale nie możesz być tego pewna. – powiedział biorąc ode mnie kieliszek i wypijając całą jego zawartośc. Naburmuszyłam się delikatnie i szybko odebrałam mu moją własność.
-Zamów sobie własne sake. –syknęłam przybliżając butelkę do siebie.
-Ty niby wypijesz całą butelkę? – zaśmiał się głosno. – Już widze jak próbujesz wejść po hotelowych schodach. – jego smiech stał się jeszcze głośniejszy.
-Uchiha. Jeszcze jedno słowa, a obiecuje, że cię zabiję. –syknęłam cicho tak, aby nikt nie usłyszał mojej wypowiedzi oprócz Itachiego.
-Oj spokojnie. Ja chce ci tylko oszczędzić koszmarnego bólu głowy jutrzejszego poranka. – po tych słowach szybko odebrał mi butelke i pociągnął jeden wielki łyk.
-Ej jesteśmy w miejscu publicznym, więc zachowuj się jak człowiek. Idź po kieliszek. – strofowałam bruneta.
-Dobra. Zaraz wracam. Nie upij się do tego czasu.-prychnęłam zbywając go. Ten wstał i szybko wziął to czego chciał od kelnera z którym można powiedzieć flirtowałam parę minut temu. Itachi szybko wrócił do stolika przy, którym siedziałam. -No to teraz możemy  pić jak ludzie. – powiedział tylko i nalał sake do mojego i swojego kieliszka. Oboje wypiliśmy całą zawartość i westchnęliśmy głośno. Cisza panowała przez kilka następnych kolejek. To było bardzo denerwujące. W końcu postanowiłam ją przerwać.
-O której jutro wyruszamy?
-Hmmm… - zamyślił się i złapał za brodę. – Może koło południa. Zakładam, że nie wstaniemy wcześnie rano. – uśmiechnął się patrząc na butelkę z alkoholem. Moje usta również wykrzywiły się w tym grymasie.
-Kto by pomyślał, że kiedykolwiek będę pić sake z Itachim Uchihą. – zaśmiałam się cicho.
-Życie sprawia nam wiele niespodzianek. Najczęściej tych złych. – zaśmiał się. Poczułam coś dziwnego i nie było to spowodowane alkoholem. Spojrzałam na Itachiego i uśmiech jeszcze bardziej mi się rozszerzył. Nagle wstałam i wzięłam butelkę do ręki.
-Chodź. – powiedziałam tylko i zwinęłam kieliszki ze stołu. Podeszłam do kelnera i odłożyłam szkło na ladę. Itachi podążył za mną, a ja wyszłam z baru. Brunet szybko mnie dogonił.
-Co ty robisz? – zapytał zdziwiony.
-Bawię się. – powiedziałam szybko i upiłam łyk z butelki. Kiedy zorientowałam się, że mężczyzna nie szedł za mną odwróciłam głowę i spojrzałam za siebie. Itachi stał na środku ulicy i wpatrywał się we mnie.
-Zwariowałaś.- powiedział cicho i nadal się na mnie patrzył. Podeszłam do niego i złapałam go za nadgarstek ciągnąc przed siebie.
-Nie, nie zwariowałam. Po prostu idziemy gdzieś gdzie nie musimy się ukrywać. – wyjaśniłam pospiesznie i szłam dalej. Po paru minutach doszliśmy do niewielkiej polany. Znajdowała się tam również plaża. Szybko podbiegłam do brzegu i usiadłam niedaleko wody. Itachi szybko do mnie dołączył. Podsunęłam mu butelkę pod twarz. Nawet nie musiałam nic mówić, a upił wielkiego łyka. Wzięłam od niego sake i zrobiłam to samo. Żadne z nas nic nie mówiło. Siedzieliśmy tylko i piliśmy. Nagle usłyszałam jak Itachi odwołuje swoją technikę. Moim oczom ukazała się jego prawdziwa twarz. Sięgnęłam do kieszeni szukając paczki papierosów. Nie zastałam jej tam. Przeszukałam drugą kieszeń. Tak samo zrobiłam z kaburą.
-Tego szukasz. – dobiegł do mnie głos Uchihy. W dłoni trzymał to czego szukałam.
-Tak. – Sięgnęłam ręką po paczkę. Itachi jednak odsunął rękę i jedyne czego dotknęłam było powietrzem. -Daj mi to. – powiedziałam lekko zdenerwowana.
-To mi to zabierz. –Wstał i odszedł ode mnie parę kroków. Szybko stanęłam na równe nogi i podbiegłam do niego. Próbowałam złapać go za nadgarstek jednak był ode mnie szybszy. Podniósł rękę nad głowę, aby uniemożliwić mi złapanie paczki. Nie poddawałam się. Skakałam i skakałam na darmo. Itachi był za wysoki. W takich chwilach przeklinałam swój wzrost. Rzuciłam się znowu na Uchihe. Jak szalona próbowałam dopaść moją własność. W uszach dźwięczał mi śmiech Itachiego, który nabijał się z moich żałosnych prób.
-Nie dasz rady. – naśmiewał się, co jeszcze bardziej mnie denerwowało. Skoczyłam na niego i zamiast złapać papierosów przewróciłam go. Leżeliśmy teraz na ziemi śmiejąc się w niebogłosy. Z uśmiechem zwycięstwa zabrałam mu paczkę z ręki i wstałam.
-Wygrałam – powiedziałam i znowu się roześmiałam. Szybko wróciłam na poprzednie miejsce. Ciągle się śmiejąc wyjęłam papierosa i przypaliłam go. Itachi znowu usiadł obok mnie z uśmiechem na twarzy.
-Chciałbym tylko dodać, że ledwo wygrałaś. Gdybyś mnie nie zaskoczyła nie udałoby ci się. – jego uśmiech jeszcze bardziej się powiększył.
-Nawet gdybym była ostro pijana to by mi się udało. – syknęłam. Wzięłam sake do ręki i napiłam się. Wyciągnęłam butelkę w kierunku Itachiego. – A teraz nie pierdol tylko pij. W końcu choć raz bawmy się jak ludzie. – powiedziałam, a Uchiha wziął ode mnie sake.
                Minęła dobra godzina zanim skończył nam się alkohol. Oboje byliśmy pijani. W mojej głowie zaświtał dość głupi pomysł. Ni stąd ni zowąd zerwałam się i wbiegłam wprost do morza. Śmiejąc się taplałam się w wodzie. Zauważyłam zdziwionego Itachiego. Wyszłam prędko na brzeg i pociągnęłam go w kierunku wody. Kiedy oboje znajdowaliśmy się w wodzie zaczęłam go ochlapywać. Zabawa nie miała końca. Śmialiśmy się głośno. Wiem, że to tylko wpływ sake, ale naprawdę wspaniale się z nim bawiłam. Nagle zanurkowałam. Postanowiłam zrobić dowcip Itachiemu i z wielkim trudem nie wynurzałam się.
-Sakura? – słyszałam gorączkowy głos Uchihy. Poczułam jego ręce oplatające mnie w tali. Ciągnął mnie ku górze. – żyjesz? – Nie mogłam już wytrzymać i roześmiałam się.-Idiotka. – mruknął pod nosem. Stanęłam na jakimś kamieniu dzięki czemu byłam z nim równa.
-A co martwiłeś się? – szepnęłam. Teraz alkohol zaczął mącić mi w mózgu całkowicie przejmując nade mną kontrolę.
-Może. – powiedział i odwrócił głowę. Położyłam dłoń na jego policzku i zmusiłam do spojrzenia na mnie.
-Powiedz prawdę.
-Trochę.
-Dlaczego? – znowu szeptałam.
-Bo bez ciebie nie mógłbym wypełnić swojego celu. – oparłam swoje czoło o jego spoglądając w jego oczy.
-Tylko dlatego? – Coraz bardziej się do niego przybliżałam.
-Tak. – szepnął. Czułam jego oddech na swojej twarzy.
-Jesteś pewien? – Teraz dzieliły nas już tylko milimetry.
-Nie. – szepnął i  pokonał dzielącą nas odległość łącząc nasze usta w pocałunku. Byłam zszokowana jednak sake krążące w moich żyłach zdecydowało za mnie. Zarzuciłam mu ręce na szyję i oddałam pocałunek.  Itachi coraz bardziej go pogłębiał, a ja nie sprzeciwiałam się. Było mi nieziemsko przyjemnie.  Wplotłam ręce w jego włosy i przyległam do niego jeszcze bardziej. Sama już nie wiem czy to skutek alkoholu czy to ze mną coś jest nie tak, ale cieszyłam się z takiego obrotu spraw. Błagałam, aby ta chwila się nie kończyła. Jednak podmuch wiatru zniwelował moje plany. Wzdrygnęłam się z zimna co odczuł brunet. Odsunął się ode mnie patrząc mi w oczy. Przez chwilę nic nie mówiliśmy tylko spoglądaliśmy na siebie. Cisze postanowił przerwać Itachi.
-Chodźmy już, bo się przeziębisz.
-Znowu się martwisz. – powiedziałam idąc przed siebie. Zaśmiałam się pod nosem.
-A żebyś wiedziała. – mruknął cicho, ale i tak dobiegło to do moich uszu. Powstrzymałam się jednak od skomentowania. Niespodziewanie na swoich ramionach poczułam jakiś materiał. Spojrzałam tam. Miałam na sobie płaszcz Itachiego. Miło z jego strony, ale raczej nie mogę w nim paradować po wiosce.
-Dzięki, ale raczej się nie przyda. Raczej nie chce, aby ANBU zadawało mi mnóstwo pytań skąd go mam. – zdjęłam płaszcz i oddałam go brunetowi. Ten zaśmiał się głośno.
- no tak zapomniałem. -  spojrzałam na niego jak na idiotę i bez słowa poszłam w kierunku wioski. Itachi szybko wykonał technikę i z powrotem przybrał formę blondyna. Poszliśmy do hotelu, gdzie z szerokim uśmiechem przywitała nas recepcjonistka. Całkowicie ją olewając poszliśmy do swojego pokoju. Rzuciliśmy się na łózko i od razu zasnęliśmy.
                Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Spojrzałam na zegarek. Trzecia rano. No pięknie pomyślałam i wstałam. Omal nie upadłam kiedy dopadły mnie zawroty głowy. Po chwili ustały a ja udałam się do łazienki. Napuściłam wodę do wanny i zrzuciłam ubranie.  Zanurzyłam się w gorącej cieczy i próbowałam zignorować narastający ból w mojej czaszce. Nagle poczułam mdłości. Szybko wyskoczyłam z wanny i klęknęłam przy toalecie.  Pożałowałam wczorajszego picia. Jak tylko mój organizm wyzbył się całej treści żołądka postanowiłam wrócić do wanny. Na nieszczęście poślizgnęłam się na posadzce i boleśnie wylądowałam na pupie.
-Kurwa mać! – wrzasnęłam spontanicznie. Szybko jednak przypomniałam sobie, która jest godzina i zaczęłam się modlić, aby mój wrzask nie obudził Itachiego. Niestety modlitwa pozostała tylko modlitwą. Usłyszałam skrzypienie łóżka. Zaraz po tym doszedł mnie zachrypnięty głos Uchihy.
-Sakura? Wszystko w porządku?
-Tak. Tylko się poślizgnęłam. – dopiero teraz zorientowałam się, że mój głos również nie jest normalny. -Idź dalej spać. Ja sobie dam radę. – tak jak powiedziałam tak zrobiłam. Szybko wykapałam się i przebrałam w świeże ubrania. Wyszłam z łazienki i w pokoju zastałam Itachiego siedzącego na łóżku.
-Łap. To powinno ci pomóc. – rzucił mi coś małego. Złapałam to i przyjrzałam się dokładnie.
-Aspiryna? No dobra. Gorzej i tak być nie może. – powiedziałam i połknęłam tabletkę. – Itachi pamiętasz może jak wróciliśmy do hotelu? – zapytałam grzebiąc w odmętach swojej pamięci.
-Niewiele. Pamiętam jak byliśmy na tamtej polanie. Potem już tylko przebłyski, a ty?
-Ja prawie nic nie pamiętam. Tylko jak wychodziliśmy z baru. –powiedziałam zgodnie z prawdą.– A co dokładnie pamiętasz?
-Hmm… - zamyślił się. – Pamiętam, że chyba pływaliśmy, ale nie jestem pewien.
-Ahh ale mam słabą głowę skoro nie pamiętam połowy wieczoru. – mruknęłam rzucając się na łóżko, a ból głowy powoli mijał.
-Z grzeczności nie zaprzeczę. – zaśmiał się Itachi. Rzuciłam w niego poduszką.
-wcale nie jesteś lepszy, a przypomnę, że wypiłeś mniej ode mnie. Zapomniałam spytać ile dni nam zostało, aby dotrzeć do Yuki?
-Podróżujemy od trzech dni. To jest czwarty dzień. Czyli nie licząc dzisiejszego zostało nam trzy dni. Promem dopłyniemy w jeden, więc jak chcesz dzisiaj możemy jeszcze tutaj zostać. -Uśmiechnęłam się szeroko.
-Czytasz mi w myślach. – przewróciłam się na brzuch i przeciągnęłam się. – Ale na tą chwile chce jeszcze trochę pospać. – ułożyłam twarz na poduszce i owinęłam się puchatą kołdrą. Obok mnie położył się Itachi. Spoglądał na mnie nieodgadnionym wzrokiem. – Co tak się gapisz? – wyszeptałam.
-Nic. – nadal nie odwracał wzroku. – Po prostu mnie intrygujesz.
-Dlaczego?
-Nie mam pojęcia. – powiedział i odwrócił się do mnie plecami. Ochota na sen jakoś mi odeszła. Wstałam szybko. –Wychodzę. – powiedziałam na do widzenia i pomimo wczesnej pory opuściłam pokój.

***
Standardowo mam nadzieje, że się podobało. Chciałabym się tez odnieść do komentarza pod siódmym rozdziałem tu pozwolę sobie zacytować wypowiedź Red "Itachi się śmieje, uśmiecha i przytula?! To ostatnie, to jeszcze jestem w stanie znieść - w końcu to opowiadanie mające na celu przedstawienie losów jego i Sakury. Jednak... odrobinę trudno mi się do tego przyzwyczaić.(...)"
Red rozumiem, że jest to dla ciebie trudne. Sama długo zastanawiałam się jak wykreować postać Itachiego i jak go rozwijać. W końcu stwierdziłam, ze przedstawię go tak jak wyobrażam sobie Itachiego w mandze. Oczywiście bez maską chłodu i obojętności. To by było na tyle :)
Oceniajcie i komentujcie :) Sayonara.