SAKURA
Siedziałam w
swoim nowym gabinecie. Lubiłam to pomieszczenia. Spędzałam w nim mnóstwo czasu.
Duże dębowe biurko pod oknem zawalone było papierkami. Ciągle myślałam w co
jeszcze musze zaopatrzyć swój mini szpital. Czasem nawet sypiałam na łóżku do
badań. Nagle rozległo się pukanie.
-Wejść! –
krzyknęłam naśladując swoją dawną mentorkę. Zza drzwi wyjrzał Deidara. – Co
jest? – zapytałam.
-Nic.
Przyszedłem tylko pogadać.
-O czymś
konkretnym?
-Nie. – Tak
spędziliśmy pare dobrych godzin na rozmowę. Nie mogłam jednak dłużej zostać.
Czekał mnie trening z Itachim. Grzecznie wyprosiłam blondyna i zabrałam się za
uporządkowanie papierów. Pein był tak dobry, ze zgodził się, abym sporządzała
notatki z badań i leczenia. Nie powiem, nie obyło się bez awantury. Miałam wrażenie,
ze lider powoli zaczynał mi ufać. Mogłabym to wykorzystać, ale nie chciałam
tracić tego co zyskałam. Po jakiś dwudziestu minutach biurko było puste, a
wszystkie papiery leżały w teczkach na podłodze. Wzięłam je na ręce i wyszłam z
gabinetu. Z trudem przekręciłam kluczyk i wyciągnęłam go z zamka.
Zapukałam do drzwi i bez
usłyszenia zaproszenia weszłam do pomieszczenia. Jak zwykle w gabinecie Peina
panowała grobowa atmosfera. Chyba byłam tu sama. Odłożyłam teczki na biurku, a
kluczyk położyłam na górze sporego stosiku. Nagle usłyszałam coś zza wielkiego
regału. Podeszłam jak najbliżej do niego i nasłuchiwałam.
-Konan,
niepokoi mnie relacja Sakury z Itachim. Musisz się czegoś dowiedzieć.
-Czego? –
odezwał się kobiecy głos. Z pewnością należał do niebieskowłosej.
-Wszystkiego
co się da. Nie ufam tej dziewczynie. Tak samo martwi mnie ten cały jej pomysł z
prywatnym szpitalem. – ostatnie dwa słowa Pein wypowiedział z kpiną. –
Kartoteki członków, badania i to wszystko. Nie znam się na tym, więc nie mogę
jej sprawdzić. Może i przystała na moje warunki, ale i tak nie mogę być niczego
pewien. To nadal ktoś z Konohy, do tego nasz dawny wróg. Pamiętasz chyba jak
prawie zabiła Sasoriego. –„ Aha… Więc tu go boli” pomyślałam. Prychnęłam cicho
pod nosem i wyszłam trzaskając drzwiami.
Weszłam do mojego pokoju. Od
razu zaczęłam ściągać z siebie ciuchy. W samej bieliźnie podeszłam do szafy i
wyciągnęłam strój treningowy. Cały był w zielono-brunatnych plamach.
Gdzieniegdzie przebijał się krwisty brąz. Treningi z Itachim były ciężkie, ale
opłacało się harować. Już teraz czułam się silniejsza. Dzisiaj jest mój
pierwszy trening po utracie wzroku. Trochę się obawiałam, że kolejna
manipulacja chakrą może przywrócić problemy. Jednak przy badaniach członków
Akatsuki nic takiego nie nastąpiło. Trochę
uspokojona rzuciłam ubrania na łózko i weszłam do łazienki, aby trochę się
odświeżyć. Wiedziałam, ze za chwile się spóźnię, ale Itachi powinien być już
przyzwyczajony do tego, ze nigdy i nigdzie nie dotarłam na czas. Zaśmiałam się
pod nosem. Pewnie nawet na własną egzekucje bym się spóźniła. Wyszłam z kabiny
i wtuliłam się w puchaty ręcznik. Założyłam bieliznę i przetarłam lustro.
Spojrzałam sobie w oczy. Ciągle zastanawiałam się nad tym co mówiła Tsunade.
„Mogłaby szpiegować.” Czy byłabym do tego zdolna? Czy zaryzykowałabym życie dla
wioski? Ponownie z resztą. Potarłam dłonią twarz.
-Dobra
Sakura, koniec tych rozmyślań na dzisiaj – powiedziałam do siebie i wyszłam z
łazienki. Zamyślona podeszłam od razu do łóżka. Stanęłam jak wryta kiedy
zobaczyłam, ze ktoś na nim siedzi.
-Itachi?! Co
ty tu do kurwy nędzy robisz?! – ten odwrócił się i popatrzył na mnie.
Zarumienił się ledwo zauważalnie. Spojrzałam w dół. Nadal byłam w czarnej,
koronkowej i bardzo seksownej bieliźnie. Postanowiłam trochę pośmiać się z
Itachiego. Położyłam rękę na własnej talii i z wyzywającą pozą popatrzyłam mu w
oczy. – Co się tak gapisz? Nigdy nie widziałeś półnagiej kobiety? - wzięłam swoje ubrania z łóżka i zaczęłam
się ubierać. Trochę zawstydziło mnie spojrzenie Uchihy, ale nie dawałam tego po
sobie poznać. W samej bluzce i majtkach podeszłam do szafy, aby wyjąc bokserki.
Nie obyło się bez uwodzących ruchów. W głowie pękałam ze śmiechu, ale na
zewnątrz zachowałam powagę. Nagle Itachi poderwał się z łóżka.
-Czekam na
zewnątrz. Bądź za pięć minut. – wyszedł jak strzała. Nawet nie zdążyłam się na
niego spojrzeć kiedy mówił. Teraz pozwoliłam sobie na uśmiech zwycięstwa. Szybko założyłam spodenki i wyszłam.
Siedziałam na trawie słuchając
Itachiego. Znowu coś pieprzył o tym kekkei genkai. Czasem miałam już dość.
Ciągle mówił to samo. „trzeba to sprawdzić.” „Musze cię trenować pod tym
kątem.” „Musimy to wypróbować” Potem i tak biegałam, robiłam brzuszki i pompki.
Jakby całkowicie zapominał co mówił jakieś dziesięć minut wcześniej. Tak jak
zwykle padła znajoma mi komenda – „biegnij”. Nawet nie pytałam już o dystans. Z
każdym treningiem zmieniał się o sto lub dwieście metrów. Nie myślcie sobie, ze
biegłam jakimś truchcikiem. To miał być sprint. Nawet dla Ninja to był wyczyn,
przebiec pięć kilometrów takim tempem. Zmęczona opadłam na trawę. Ciężko
dyszałam próbując złapać oddech. Od jakiegoś czasu nie paliłam, ale w takich
momentach jak ten brakowało mi dymu w płucach. Kiedy chwile odsapnęłam usiadłam
po turecku na trawie czekając na kolejne komendy. Z nudów zaczęłam bawić się
chakrą. Skupiałam ją w dłoni i formowałam w różnych kierunkach. Jak zwykle
kolor niebieski zaczął oplatać moją dłoń, aby potem znowu skupić się w mojej
dłoni. Lubiłam to robić, przy okazji ćwicząc kontrolę mojej chakry. Tym razem
podwyższyłam sobie poprzeczkę. Chciałam wyciągnąć chakre dalej niż pare
centymetrów od mojego ciała. Zaczęłam formować ją w coś na kształt macki powoli
ją wydłużając. Byłam mile zaskoczona kiedy odkryłam, ze mogę nią swobodnie poruszać
od mojej dłoni, aż po koniec „chakrowej macki”. Niebieski strumień energii wił
się jak wąż, ale mogłam nim sterować. Chakra zbliżała się do Itachiego.
Dotknęłam go chakrą w policzek. Ten czując coś dziwnego odwrócił się w moją
stronę. W jego oczach widziałam zdziwienie.
-Jak ty to
zrobiłaś? – wzruszyłam ramionami.
-tak jakoś
wyszło. Sama nie wiem.
-To jest
mistrzostwo w manipulacji chakrą! Kobieto nigdy czegoś takiego nie widziałem. –
lekko wkurwiona wchłonęłam chakre. Maca zaczęła się kurczyć, aż cała zniknęła
pozostawiając tylko mrowienie na skórze dłoni.
-Po pierwsze
mam imię, więc nie mów do mnie „kobieto”.
Dla przypomnienie moje imię brzmi Sakura. A dwa – nie wiem jak to
zrobiłam. Mów co chcesz, ale to wyszło samo z siebie.
-To
niemożliwe. Manipulacja na niższym poziomi kosztuje wiele energii i uwagi, a ty
to zrobiłaś od tak? – pstryknął palcami dla zobrazowania łatwości o jakiej
mówiłam.
-Tak – mruknęłam nadal zdenerwowana. Spojrzałam na
Uchihe. Wyglądał jak małe dziecko, które wymyśliło właśnie co by tu nabroić.
-Posłucha.
Jeśli nadarz tej chakrze jakąś naturę może uda nam się zmieszać dwie natury.
Wtedy udałoby nam się sprawdzić to twoje kekkei genkai.
-Jezu ty
znowu o tym samym… - zaczęłam narzekać. Miałam kontynuować, ale przerwał mi
brunet.
-Słuchaj
Sakura, to może się udać.
-No dobra. –
usiadłam pokonana. Powtórzyłam czynność. Chakra znowu uformowała się w mojej
dłoni. Próbowałam nadać jej jakąś naturę. Wybrałam wodę. Chakra powoli zaczęła przyjmować wodna
konsystencję. Słyszałam charakterystyczny plusk na mojej dłoni.
-Dobrze. –
mruknął Itachi z zainteresowaniem. Zacząłem zastanawiać się co dalej. Jeśli
teraz zacznę dodawać inną naturę to chakra się zmieni, ale nie połączy.
-Co dalej? –
zapytałam znudzona.
-szczerze
nie wiem. Może spróbuj zrobić to samo w drugiej dłoni. – Co szkodzi spróbować.
Uformowałam Chakre i dodałam naturę tym razem wiatr. Kiedy ustabilizowałam obie
kule chakry spojrzałam się na Itachiego. – Teraz zrób to samo co wtedy, ale na
końcu próbuj połączyć te chakry. – zabrałam się do roboty. Tym razem nie było
to już takie proste. Manipulacja zwykłą chakrą jest trudna, a co dopiero już z
dodaną naturą. Dobra. Przygryzłam wargę w skupieniu. Udało mi się złączyć
chakry, jednak nie przeniknęły się nawzajem. Dzieliła je jakby niewidzialna
ściana. Pot zaczął napływać na moje czoło. Napierałam „mackami” na siebie. Ta
ani drgnęły. Już miałam się poddać kiedy jedna z nich zaczęła powoli wnikać w
drugą. Słyszałam szum wiatru, a plusk wody cichł. Rozszerzyłam oczy ze
zdumienia. Macka powoli zamieniała się w lód. Nie była ona twarda i krucha.
Mogłam nią nadal poruszać, ale kiedy tylko chciałam twardniała jak skała.
Wchłonęłam chakre.
-Udało mi
się. – wstałam na nogi i uradowana skakałam wokół własnej osi.
-Tak. Udało
ci się. – mruknął Itachi. – Koniec treningu. Masz- Rzucił coś w moją stronę.
Zgrabnie to złapałam.
-Papierosy?
– zdziwiona patrzyłam na paczkę. Nie powiem ciągnęło mnie do tego.
-Tak. Zapal
sobie. – powiedział z kamienną twarzą i odszedł. Podniosłam jedną brew do góry.
Nie wiedziałam o co mu chodzi. O tą akcje w moim pokoju? Na prawdę nie wiem.
Wyciągnęłam papierosa i odpaliłam. Zamiast cieszyć się, ze udało mi się
osiągnąć coś takiego jak połączenie natur chakry, ja denerwuje się na
Itachiego. „Boże. Co za człowiek.” Ciągnęłam bucha za buchem o mało nie
krztusząc się dymem. Wyrzuciłam niedopałek i poszłam w kierunku kryjówki. Niedaleko
wejścia stal Uchiha.
-Itachi,
pamiętaj, ze dzisiaj masz u mnie badania. – krzyknęłam tak, aby mnie usłyszał. Ten
tylko spojrzał na mnie kontem oka i kiwnął głowa na znak zrozumienia po czym
wszedł głębiej w las.
Po odebraniu teczek od Peina
znowu poszłam do swojego gabinetu. Nie miałam ochoty nikogo widzieć. Tym
bardziej Itachiego. Nie rozumiem tego człowieka. Jednego dnia się całujemy, nie
ważne czy z uczuć czy z niczego, a następnego w ogóle się do siebie nie
odzywamy, albo ograniczmy rozmowę do minimum. Może nie powinnam go tak drażnić
dzisiaj, w moim pokoju, ale to nie moja wina. Sam się o to prosił. Rozległo się
pukanie.
-Proszę!-
Kisame. Jezu czego ten skurwiel ode mnie chce.
-Przyszedłem
się zapytać kiedy ja mam badania.
-Nie wiem. –
warknęłam udając zajętą wśród stosu papierów, które znowu wróciły na moje
biurko.
-Oj Sakura.
Na pewno wiesz. Tak zorganizowana osoba jak ty musi to mieć gdzieś rozpisane.
-Mówię. Ci.
Że. Nie. Wiem. – znowu warknęłam oddzielając każde słowa, każdą sylabę. – Zaraz
powinien tu być Itachi, więc jakbyś mógł wyjść.
-Słuchaj
mała. Nie jesteś bóg wie kim, żeby tak się do mnie odzywać. – porwałam się z
krzesła, które uderzyło hukiem o podłogę.
-Nie mów do
mnie mała! – wrzasnęłam. Słychać mnie było chyba w całej kryjówce.
-Będę cię
nazywać jak będę chciał. Tak w ogóle to niedługo idziemy na misje. Mała. –
złapałam pierwsza lepszą książkę, która leżała w zasięgu ręki i rzuciłam nią w
niebieskoskórego. Ten uniknął mojego ataku. Złapał książkę i podszedł do
biurka. Odłożył ją na blacie.
-Możesz już
wyjść? – warknęłam.
-Nie.
Przyszedłem się bliżej poznać. W końcu spędzimy ze sobą co najmniej trzy dni.
Wole wiedzieć z kim idę na misje.
-Poznamy się
przez te trzy dni na tyle, ze będziesz miał mnie dość. Teraz spadaj.
-Słuchaj.
To, ze tu jesteś i to, ze Pein dał ci fuchę medyka nie czyni cię lepszą ode
mnie czy od kogokolwiek w tej organizacji., więc nie wywyższaj się tak.
Podchodził coraz bliżej mnie. Zaczęłam się go bać, jednak nie okazywałam tego.
Butnie podniosłam głowę.
-Coś
jeszcze? – zapytałam kpiąco. Złapał mnie za nadgarstek.
- Już ci
powiedziałem. Nie pozwalaj sobie na za wiele.- puścił mnie i wyszedł. Podniosłam
krzesło i opadłam na nie. Pobyt w tej organizacji kiedyś mnie wykończy. Znowu
pukanie.
-Proszę. –
powiedziałam ciszej. Drzwi delikatnie się uchyliły.
-Mogę? –
głos Itachiego, który rozpoznałabym wszędzie.
-Tak –
mruknęłam zmęczona. Brunet wszedł i stanął przed biurkiem.
-Rozbierz
się do bielizny i usiądź na łóżku.- powiedziałam wskazując na kozetkę. Z
doświadczenia wiem, ze jest całkiem wygodna.
-Czy ty aby
nie wykorzystujesz swojej pozycji?- spojrzałam na niego pytająco.- No wiesz
codziennie oglądasz mięśnie połowy organizacji. – zaśmiałam się pod nosem.
Teraz spojrzałam na bruneta i zaczęłam „wykorzystywać swoją pozycję” Wzrokiem
przebiegłam od podbrzusza, aż po jego twarz i z powrotem. Uwielbiałam patrzeć
na jego mięśnie za każdym razem kiedy miałam ku temu okazje. Jego postać
hipnotyzowała mnie. Tym razem szybko odzyskałam przytomność:
-Nie. To
standardowe badania – z uśmiechem na twarzy podeszłam do niego i rozpoczęłam
swoje czynności. Wszystko było w porządku. Podeszłam do szafki i wyjęłam pare
najpotrzebniejszych rzeczy. Spirytus, wacik i strzykawkę.
-Zastrzyk?
Serio? – powiedział Itachi patrząc na igłę w moich dłoniach.
-A co
obleciał cię cykor? – zadrwiłam z mężczyzny.
-Nie. –
bąknął od nosem, co jeszcze bardziej mnie rozbawiło.
- To tylko
pobranie krwi do badań. Wiesz, alergia na różne substancje lecznicze i tym
podobne. – wyjaśniłam Itachiemu powód dla którego trzymałam „mordercze”
narzędzie w dłoniach. Podeszłam do niego i przeczyściłam miejsce wkłucia.
Szybko wbiłam igłę i zaczęłam zasysać krew do pojemniczka.
-Jezu ile ty
tego pobierasz?! – Itachi spojrzał na pojemnik z krwią.
-Potrzebuje
dużo krwi jeśli chce wykonać wszystkie niezbędne badania. – podirytowana znowu
mu wszystko wyjaśniłam. – i już po bólu. – powiedziałam przesłodzonym głosem do
jakiego zwykłam mówić w szpitalu.
-Boże nie
poznaje cię. – zaśmiał się Itachi i usiadł na łóżku.
-Czemu?
–wesoła zwróciłam twarz w jego kierunku.
-Zachowujesz
się jak taka wesoła pielęgniareczka, a nie jak Sakura, którą poznałem.
-A poznałeś
w ogóle jakąś? –zapytałam zalotnie. Ciekawa co odpowie usiadłam na brzegu
biurka.
-Tak. Taka
jedna roztrzepana i bezmyślna, a i ciągle mnie denerwuje.
-Wal się,
Uchiha. – zaśmiałam się.
-o! i to
jest Sakura, którą znam. – Po prostu nie mogłam przestać się śmiać. Zadziwia
mnie nasza relacja. Raz mamy ochotę się zamordować, a kiedy indziej zachowujemy
się jak najlepsi przyjaciele. W czasie kiedy ja opanowywałam śmiech Itachi zaczął
się ubierać. Na ziemi pozostała już tylko koszulka. Nadal siedząc na biurku
przypatrywałam się jak napina się każdy jego mięsień. Znowu zostałam
zahipnotyzowana. Ruch jego ramion, napięcie mięśni na brzuchu kiedy się
schylał. Przyznaje, on był po prostu cudowny. Kiedy ja zachwycałam się jak
małolata, on podszedł do mnie. Stanął między moimi nogami. Teraz nasze twarze
były naprzeciwko siebie. Spojrzałam mu w oczy. Znowu czułam to dziwne
przyciąganie. Wpatrywałam się w czarne tęczówki, w których dostrzegałam cos
nowego. Nie mogłam tego zidentyfikować, ale to chyba była pozytywna emocja.
Zbliżaliśmy się do siebie, czułam jego oddech na mojej twarzy. Ten moment
zawsze przyprawiał mnie o szaleństwo. Nie wiedziałam wtedy, czy brunet się nie
wycofa. Pragnęłam jego ust jak oddechu. Nie miałam pojęcia skąd się to wzięło,
ale w tej sytuacji nie miałam głowy się nad tym zastanawiać. Przybliżyłam się
niemal dotykając jego ust własnymi. Teraz to on przejąć inicjatywę i wpił się w
moje wargi niczym człowiek łaknący wody po tygodniu na Saharze. Może nie
łączyły nas żadne uczucia, ale na pewno coś między nami było. Te pocałunki nie
mogły przecież nic nie oznaczać. Miałam na sobie bluzkę, która odsłaniała cały
brzuch i ramiona, a spodenki ledwo zasłaniały mi tyłek. . Itachi zaczął wodzić
ręką po mojej talii, co mój struj idealnie ułatwiał. Jego dotyk przyprawiał
mnie o dreszcze. Czułam go każdą komórką w moim ciele. Wplotłam palce w jego
włosy. Były gładkie i miękkie. W tej chwili wszystko było po prostu idealne.
Przerwało nam pukanie. Itachi odskoczył ode mnie.
-Proszę! –
krzyknęłam zachrypniętym głosem. Do gabinetu weszła Konan. Spojrzała na mnie -
siedzącą w rozkroku na biurku. Szybko jednak przerzuciła wzrok na Uchihe w
głowie dorabiając sobie historie do tego obrazka. „Kurwa mać” pomyślałam. Już i
tak Pein podejrzewa mnie o głębsze relacje z Uchihą, a ta sytuacja jeszcze
potwierdzi jego wersje. Przeklinałam w myślach.
-Co jest,
Konan? – spytałam uśmiechając się do niej grzecznie.
-Nic, Lider
kazał mi coś ci przekazać. Skoro wyzdrowiałaś idziesz na tą misje z Kisame. –
powiedziała i wyszła. Itachi spojrzał się na mnie.
-Dlaczego
nic mi nie powiedziałaś o tej misji.
-Tak jakoś
wyszło. – zeskoczyłam z biurka, a nastrój poprzedniej chwili uleciał
bezpowrotnie.
-Ile będzie
trwać ta misja?
-nie wiem.
Do póki nie złapiemy bestii. – mruknęłam pod nosem. Sama nie byłam zadowolona z
wizji dłuższego spędzania czasu z tym rybopodobnym człowiekiem.
Współczuje
ci. Nigdy nie lubiłem misji z Hoshigakim
-Czy ty w
ogóle lubisz kogoś w organizacji? – zaśmiałam się kpiąca.
-Tak. –
spojrzał na mnie – Ciebie.
-Hahahahaha
– wybuchnę łam śmiechem, a Itachi mi zawtórował.
-A na
poważnie Deidara jest znośny. – uśmiechnęłam się na wspomnienie o blondynie.
-Dobra,
ubieraj się i wypad. Musze jeszcze iść do Peina. – zażenowana wydałam
polecenie.
-Po co?
-A co się
tak tym interesujesz? – warknęłam. – Musze mu oddać te papiery. – wskazałam
wrogo na biurko.
-Dziwne
relacje nas łączą, co? – mruknął Itachi Patrząc na mnie z góry. Spojrzałam mu w
oczy.
-Ta. –
odburknęłam. Czyli nie tylko ja zdaje sobie z tego sprawę. Odwróciłam się do
okna czekając na ciąg dalszy dyskusji. Jedyne co usłyszałam to dźwięk
zamykanych drzwi. Położyłam głowę na zimnej szybie. Czemu tak bardzo zasmuciło
mnie jego wyjście? Dlaczego nie odpowiedziałam mu jak normalny człowiek? Może Pein
miał racje, a ta znajomość się w coś przeradza? Ta myśl wywołała dreszcze na
moim ciele. Co najgorsze, moje serce znacznie przyspieszyło swój bieg.