niedziela, 8 września 2013

Rozdział Trzynasty.

SAKURA
Siedziałam w swoim nowym gabinecie. Lubiłam to pomieszczenia. Spędzałam w nim mnóstwo czasu. Duże dębowe biurko pod oknem zawalone było papierkami. Ciągle myślałam w co jeszcze musze zaopatrzyć swój mini szpital. Czasem nawet sypiałam na łóżku do badań. Nagle rozległo się pukanie.
-Wejść! – krzyknęłam naśladując swoją dawną mentorkę. Zza drzwi wyjrzał Deidara. – Co jest? – zapytałam.
-Nic. Przyszedłem tylko pogadać.
-O czymś konkretnym?
-Nie. – Tak spędziliśmy pare dobrych godzin na rozmowę. Nie mogłam jednak dłużej zostać. Czekał mnie trening z Itachim. Grzecznie wyprosiłam blondyna i zabrałam się za uporządkowanie papierów. Pein był tak dobry, ze zgodził się, abym sporządzała notatki z badań i leczenia. Nie powiem, nie obyło się bez awantury. Miałam wrażenie, ze lider powoli zaczynał mi ufać. Mogłabym to wykorzystać, ale nie chciałam tracić tego co zyskałam. Po jakiś dwudziestu minutach biurko było puste, a wszystkie papiery leżały w teczkach na podłodze. Wzięłam je na ręce i wyszłam z gabinetu. Z trudem przekręciłam kluczyk i wyciągnęłam go z zamka.
                Zapukałam do drzwi i bez usłyszenia zaproszenia weszłam do pomieszczenia. Jak zwykle w gabinecie Peina panowała grobowa atmosfera. Chyba byłam tu sama. Odłożyłam teczki na biurku, a kluczyk położyłam na górze sporego stosiku. Nagle usłyszałam coś zza wielkiego regału. Podeszłam jak najbliżej do niego i nasłuchiwałam.
-Konan, niepokoi mnie relacja Sakury z Itachim. Musisz się czegoś dowiedzieć.
-Czego? – odezwał się kobiecy głos. Z pewnością należał do niebieskowłosej.
-Wszystkiego co się da. Nie ufam tej dziewczynie. Tak samo martwi mnie ten cały jej pomysł z prywatnym szpitalem. – ostatnie dwa słowa Pein wypowiedział z kpiną. – Kartoteki członków, badania i to wszystko. Nie znam się na tym, więc nie mogę jej sprawdzić. Może i przystała na moje warunki, ale i tak nie mogę być niczego pewien. To nadal ktoś z Konohy, do tego nasz dawny wróg. Pamiętasz chyba jak prawie zabiła Sasoriego. –„ Aha… Więc tu go boli” pomyślałam. Prychnęłam cicho pod nosem i wyszłam trzaskając drzwiami.
                Weszłam do mojego pokoju. Od razu zaczęłam ściągać z siebie ciuchy. W samej bieliźnie podeszłam do szafy i wyciągnęłam strój treningowy. Cały był w zielono-brunatnych plamach. Gdzieniegdzie przebijał się krwisty brąz. Treningi z Itachim były ciężkie, ale opłacało się harować. Już teraz czułam się silniejsza. Dzisiaj jest mój pierwszy trening po utracie wzroku. Trochę się obawiałam, że kolejna manipulacja chakrą może przywrócić problemy. Jednak przy badaniach członków Akatsuki nic takiego nie nastąpiło.  Trochę uspokojona rzuciłam ubrania na łózko i weszłam do łazienki, aby trochę się odświeżyć. Wiedziałam, ze za chwile się spóźnię, ale Itachi powinien być już przyzwyczajony do tego, ze nigdy i nigdzie nie dotarłam na czas. Zaśmiałam się pod nosem. Pewnie nawet na własną egzekucje bym się spóźniła. Wyszłam z kabiny i wtuliłam się w puchaty ręcznik. Założyłam bieliznę i przetarłam lustro. Spojrzałam sobie w oczy. Ciągle zastanawiałam się nad tym co mówiła Tsunade. „Mogłaby szpiegować.” Czy byłabym do tego zdolna? Czy zaryzykowałabym życie dla wioski? Ponownie z resztą. Potarłam dłonią twarz.
-Dobra Sakura, koniec tych rozmyślań na dzisiaj – powiedziałam do siebie i wyszłam z łazienki. Zamyślona podeszłam od razu do łóżka. Stanęłam jak wryta kiedy zobaczyłam, ze ktoś na nim siedzi.
-Itachi?! Co ty tu do kurwy nędzy robisz?! – ten odwrócił się i popatrzył na mnie. Zarumienił się ledwo zauważalnie. Spojrzałam w dół. Nadal byłam w czarnej, koronkowej i bardzo seksownej bieliźnie. Postanowiłam trochę pośmiać się z Itachiego. Położyłam rękę na własnej talii i z wyzywającą pozą popatrzyłam mu w oczy. – Co się tak gapisz? Nigdy nie widziałeś półnagiej kobiety?  - wzięłam swoje ubrania z łóżka i zaczęłam się ubierać. Trochę zawstydziło mnie spojrzenie Uchihy, ale nie dawałam tego po sobie poznać. W samej bluzce i majtkach podeszłam do szafy, aby wyjąc bokserki. Nie obyło się bez uwodzących ruchów. W głowie pękałam ze śmiechu, ale na zewnątrz zachowałam powagę. Nagle Itachi poderwał się z łóżka.
-Czekam na zewnątrz. Bądź za pięć minut. – wyszedł jak strzała. Nawet nie zdążyłam się na niego spojrzeć kiedy mówił. Teraz pozwoliłam sobie na uśmiech zwycięstwa.  Szybko założyłam spodenki i wyszłam.
                Siedziałam na trawie słuchając Itachiego. Znowu coś pieprzył o tym kekkei genkai. Czasem miałam już dość. Ciągle mówił to samo. „trzeba to sprawdzić.” „Musze cię trenować pod tym kątem.” „Musimy to wypróbować” Potem i tak biegałam, robiłam brzuszki i pompki. Jakby całkowicie zapominał co mówił jakieś dziesięć minut wcześniej. Tak jak zwykle padła znajoma mi komenda – „biegnij”. Nawet nie pytałam już o dystans. Z każdym treningiem zmieniał się o sto lub dwieście metrów. Nie myślcie sobie, ze biegłam jakimś truchcikiem. To miał być sprint. Nawet dla Ninja to był wyczyn, przebiec pięć kilometrów takim tempem. Zmęczona opadłam na trawę. Ciężko dyszałam próbując złapać oddech. Od jakiegoś czasu nie paliłam, ale w takich momentach jak ten brakowało mi dymu w płucach. Kiedy chwile odsapnęłam usiadłam po turecku na trawie czekając na kolejne komendy. Z nudów zaczęłam bawić się chakrą. Skupiałam ją w dłoni i formowałam w różnych kierunkach. Jak zwykle kolor niebieski zaczął oplatać moją dłoń, aby potem znowu skupić się w mojej dłoni. Lubiłam to robić, przy okazji ćwicząc kontrolę mojej chakry. Tym razem podwyższyłam sobie poprzeczkę. Chciałam wyciągnąć chakre dalej niż pare centymetrów od mojego ciała. Zaczęłam formować ją w coś na kształt macki powoli ją wydłużając. Byłam mile zaskoczona kiedy odkryłam, ze mogę nią swobodnie poruszać od mojej dłoni, aż po koniec „chakrowej macki”. Niebieski strumień energii wił się jak wąż, ale mogłam nim sterować. Chakra zbliżała się do Itachiego. Dotknęłam go chakrą w policzek. Ten czując coś dziwnego odwrócił się w moją stronę. W jego oczach widziałam zdziwienie.
-Jak ty to zrobiłaś? – wzruszyłam ramionami.
-tak jakoś wyszło. Sama nie wiem.
-To jest mistrzostwo w manipulacji chakrą! Kobieto nigdy czegoś takiego nie widziałem. – lekko wkurwiona wchłonęłam chakre. Maca zaczęła się kurczyć, aż cała zniknęła pozostawiając tylko mrowienie na skórze dłoni.
-Po pierwsze mam imię, więc nie mów do mnie „kobieto”.  Dla przypomnienie moje imię brzmi Sakura. A dwa – nie wiem jak to zrobiłam. Mów co chcesz, ale to wyszło samo z siebie.
-To niemożliwe. Manipulacja na niższym poziomi kosztuje wiele energii i uwagi, a ty to zrobiłaś od tak? – pstryknął palcami dla zobrazowania łatwości o jakiej mówiłam.
-Tak –  mruknęłam nadal zdenerwowana. Spojrzałam na Uchihe. Wyglądał jak małe dziecko, które wymyśliło właśnie co by tu nabroić.
-Posłucha. Jeśli nadarz tej chakrze jakąś naturę może uda nam się zmieszać dwie natury. Wtedy udałoby nam się sprawdzić to twoje kekkei genkai.
-Jezu ty znowu o tym samym… - zaczęłam narzekać. Miałam kontynuować, ale przerwał mi brunet.
-Słuchaj Sakura, to może się udać.
-No dobra. – usiadłam pokonana. Powtórzyłam czynność. Chakra znowu uformowała się w mojej dłoni. Próbowałam nadać jej jakąś naturę. Wybrałam wodę.  Chakra powoli zaczęła przyjmować wodna konsystencję. Słyszałam charakterystyczny plusk na mojej dłoni.  
-Dobrze. – mruknął Itachi z zainteresowaniem. Zacząłem zastanawiać się co dalej. Jeśli teraz zacznę dodawać inną naturę to chakra się zmieni, ale nie połączy.
-Co dalej? – zapytałam znudzona.
-szczerze nie wiem. Może spróbuj zrobić to samo w drugiej dłoni. – Co szkodzi spróbować. Uformowałam Chakre i dodałam naturę tym razem wiatr. Kiedy ustabilizowałam obie kule chakry spojrzałam się na Itachiego. – Teraz zrób to samo co wtedy, ale na końcu próbuj połączyć te chakry. – zabrałam się do roboty. Tym razem nie było to już takie proste. Manipulacja zwykłą chakrą jest trudna, a co dopiero już z dodaną naturą. Dobra. Przygryzłam wargę w skupieniu. Udało mi się złączyć chakry, jednak nie przeniknęły się nawzajem. Dzieliła je jakby niewidzialna ściana. Pot zaczął napływać na moje czoło. Napierałam „mackami” na siebie. Ta ani drgnęły. Już miałam się poddać kiedy jedna z nich zaczęła powoli wnikać w drugą. Słyszałam szum wiatru, a plusk wody cichł. Rozszerzyłam oczy ze zdumienia. Macka powoli zamieniała się w lód. Nie była ona twarda i krucha. Mogłam nią nadal poruszać, ale kiedy tylko chciałam twardniała jak skała. Wchłonęłam chakre.
-Udało mi się. – wstałam na nogi i uradowana skakałam wokół własnej osi.
-Tak. Udało ci się. – mruknął Itachi. – Koniec treningu. Masz- Rzucił coś w moją stronę. Zgrabnie to złapałam.
-Papierosy? – zdziwiona patrzyłam na paczkę. Nie powiem ciągnęło mnie do tego.
-Tak. Zapal sobie. – powiedział z kamienną twarzą i odszedł. Podniosłam jedną brew do góry. Nie wiedziałam o co mu chodzi. O tą akcje w moim pokoju? Na prawdę nie wiem. Wyciągnęłam papierosa i odpaliłam. Zamiast cieszyć się, ze udało mi się osiągnąć coś takiego jak połączenie natur chakry, ja denerwuje się na Itachiego. „Boże. Co za człowiek.” Ciągnęłam bucha za buchem o mało nie krztusząc się dymem. Wyrzuciłam niedopałek i poszłam w kierunku kryjówki. Niedaleko wejścia stal Uchiha.
-Itachi, pamiętaj, ze dzisiaj masz u mnie badania. – krzyknęłam tak, aby mnie usłyszał. Ten tylko spojrzał na mnie kontem oka i kiwnął głowa na znak zrozumienia po czym wszedł głębiej w las.
                Po odebraniu teczek od Peina znowu poszłam do swojego gabinetu. Nie miałam ochoty nikogo widzieć. Tym bardziej Itachiego. Nie rozumiem tego człowieka. Jednego dnia się całujemy, nie ważne czy z uczuć czy z niczego, a następnego w ogóle się do siebie nie odzywamy, albo ograniczmy rozmowę do minimum. Może nie powinnam go tak drażnić dzisiaj, w moim pokoju, ale to nie moja wina. Sam się o to prosił. Rozległo się pukanie.
-Proszę!- Kisame. Jezu czego ten skurwiel ode mnie chce.  
-Przyszedłem się zapytać kiedy ja mam badania.
-Nie wiem. – warknęłam udając zajętą wśród stosu papierów, które znowu wróciły na moje biurko.
-Oj Sakura. Na pewno wiesz. Tak zorganizowana osoba jak ty musi to mieć gdzieś rozpisane.
-Mówię. Ci. Że. Nie. Wiem. – znowu warknęłam oddzielając każde słowa, każdą sylabę. – Zaraz powinien tu być Itachi, więc jakbyś mógł wyjść.
-Słuchaj mała. Nie jesteś bóg wie kim, żeby tak się do mnie odzywać. – porwałam się z krzesła, które uderzyło hukiem o podłogę.
-Nie mów do mnie mała! – wrzasnęłam. Słychać mnie było chyba w całej kryjówce.
-Będę cię nazywać jak będę chciał. Tak w ogóle to niedługo idziemy na misje. Mała. – złapałam pierwsza lepszą książkę, która leżała w zasięgu ręki i rzuciłam nią w niebieskoskórego. Ten uniknął mojego ataku. Złapał książkę i podszedł do biurka. Odłożył ją na blacie.
-Możesz już wyjść? – warknęłam.
-Nie. Przyszedłem się bliżej poznać. W końcu spędzimy ze sobą co najmniej trzy dni. Wole wiedzieć z kim idę na misje.
-Poznamy się przez te trzy dni na tyle, ze będziesz miał mnie dość. Teraz spadaj.
-Słuchaj. To, ze tu jesteś i to, ze Pein dał ci fuchę medyka nie czyni cię lepszą ode mnie czy od kogokolwiek w tej organizacji., więc nie wywyższaj się tak. Podchodził coraz bliżej mnie. Zaczęłam się go bać, jednak nie okazywałam tego. Butnie podniosłam głowę.
-Coś jeszcze? – zapytałam kpiąco. Złapał mnie za nadgarstek.
- Już ci powiedziałem. Nie pozwalaj sobie na za wiele.- puścił mnie i wyszedł. Podniosłam krzesło i opadłam na nie. Pobyt w tej organizacji kiedyś mnie wykończy. Znowu pukanie.
-Proszę. – powiedziałam ciszej. Drzwi delikatnie się uchyliły.
-Mogę? – głos Itachiego, który rozpoznałabym wszędzie.
-Tak – mruknęłam zmęczona. Brunet wszedł i stanął przed biurkiem.
-Rozbierz się do bielizny i usiądź na łóżku.- powiedziałam wskazując na kozetkę. Z doświadczenia wiem, ze jest całkiem wygodna.
-Czy ty aby nie wykorzystujesz swojej pozycji?- spojrzałam na niego pytająco.- No wiesz codziennie oglądasz mięśnie połowy organizacji. – zaśmiałam się pod nosem. Teraz spojrzałam na bruneta i zaczęłam „wykorzystywać swoją pozycję” Wzrokiem przebiegłam od podbrzusza, aż po jego twarz i z powrotem. Uwielbiałam patrzeć na jego mięśnie za każdym razem kiedy miałam ku temu okazje. Jego postać hipnotyzowała mnie. Tym razem szybko odzyskałam przytomność:
-Nie. To standardowe badania – z uśmiechem na twarzy podeszłam do niego i rozpoczęłam swoje czynności. Wszystko było w porządku. Podeszłam do szafki i wyjęłam pare najpotrzebniejszych rzeczy. Spirytus, wacik i strzykawkę.
-Zastrzyk? Serio? – powiedział Itachi patrząc na igłę w moich dłoniach.
-A co obleciał cię cykor? – zadrwiłam z mężczyzny.
-Nie. – bąknął od nosem, co jeszcze bardziej mnie rozbawiło.
- To tylko pobranie krwi do badań. Wiesz, alergia na różne substancje lecznicze i tym podobne. – wyjaśniłam Itachiemu powód dla którego trzymałam „mordercze” narzędzie w dłoniach. Podeszłam do niego i przeczyściłam miejsce wkłucia. Szybko wbiłam igłę i zaczęłam zasysać krew do pojemniczka.
-Jezu ile ty tego pobierasz?! – Itachi spojrzał na pojemnik z krwią.
-Potrzebuje dużo krwi jeśli chce wykonać wszystkie niezbędne badania. – podirytowana znowu mu wszystko wyjaśniłam. – i już po bólu. – powiedziałam przesłodzonym głosem do jakiego zwykłam mówić w szpitalu.
-Boże nie poznaje cię. – zaśmiał się Itachi i usiadł na łóżku.
-Czemu? –wesoła zwróciłam twarz w jego kierunku.
-Zachowujesz się jak taka wesoła pielęgniareczka, a nie jak Sakura, którą poznałem.
-A poznałeś w ogóle jakąś? –zapytałam zalotnie. Ciekawa co odpowie usiadłam na brzegu biurka.
-Tak. Taka jedna roztrzepana i bezmyślna, a i ciągle mnie denerwuje.
-Wal się, Uchiha. – zaśmiałam się.
-o! i to jest Sakura, którą znam. – Po prostu nie mogłam przestać się śmiać. Zadziwia mnie nasza relacja. Raz mamy ochotę się zamordować, a kiedy indziej zachowujemy się jak najlepsi przyjaciele. W czasie kiedy ja opanowywałam śmiech Itachi zaczął się ubierać. Na ziemi pozostała już tylko koszulka. Nadal siedząc na biurku przypatrywałam się jak napina się każdy jego mięsień. Znowu zostałam zahipnotyzowana. Ruch jego ramion, napięcie mięśni na brzuchu kiedy się schylał. Przyznaje, on był po prostu cudowny. Kiedy ja zachwycałam się jak małolata, on podszedł do mnie. Stanął między moimi nogami. Teraz nasze twarze były naprzeciwko siebie. Spojrzałam mu w oczy. Znowu czułam to dziwne przyciąganie. Wpatrywałam się w czarne tęczówki, w których dostrzegałam cos nowego. Nie mogłam tego zidentyfikować, ale to chyba była pozytywna emocja. Zbliżaliśmy się do siebie, czułam jego oddech na mojej twarzy. Ten moment zawsze przyprawiał mnie o szaleństwo. Nie wiedziałam wtedy, czy brunet się nie wycofa. Pragnęłam jego ust jak oddechu. Nie miałam pojęcia skąd się to wzięło, ale w tej sytuacji nie miałam głowy się nad tym zastanawiać. Przybliżyłam się niemal dotykając jego ust własnymi. Teraz to on przejąć inicjatywę i wpił się w moje wargi niczym człowiek łaknący wody po tygodniu na Saharze. Może nie łączyły nas żadne uczucia, ale na pewno coś między nami było. Te pocałunki nie mogły przecież nic nie oznaczać. Miałam na sobie bluzkę, która odsłaniała cały brzuch i ramiona, a spodenki ledwo zasłaniały mi tyłek. . Itachi zaczął wodzić ręką po mojej talii, co mój struj idealnie ułatwiał. Jego dotyk przyprawiał mnie o dreszcze. Czułam go każdą komórką w moim ciele. Wplotłam palce w jego włosy. Były gładkie i miękkie. W tej chwili wszystko było po prostu idealne. Przerwało nam pukanie. Itachi odskoczył ode mnie.
-Proszę! – krzyknęłam zachrypniętym głosem. Do gabinetu weszła Konan. Spojrzała na mnie - siedzącą w rozkroku na biurku. Szybko jednak przerzuciła wzrok na Uchihe w głowie dorabiając sobie historie do tego obrazka. „Kurwa mać” pomyślałam. Już i tak Pein podejrzewa mnie o głębsze relacje z Uchihą, a ta sytuacja jeszcze potwierdzi jego wersje. Przeklinałam w myślach.
-Co jest, Konan? – spytałam uśmiechając się do niej grzecznie.
-Nic, Lider kazał mi coś ci przekazać. Skoro wyzdrowiałaś idziesz na tą misje z Kisame. – powiedziała i wyszła. Itachi spojrzał się na mnie.
-Dlaczego nic mi nie powiedziałaś o tej misji.
-Tak jakoś wyszło. – zeskoczyłam z biurka, a nastrój poprzedniej chwili uleciał bezpowrotnie.
-Ile będzie trwać ta misja?
-nie wiem. Do póki nie złapiemy bestii. – mruknęłam pod nosem. Sama nie byłam zadowolona z wizji dłuższego spędzania czasu z tym rybopodobnym człowiekiem.
Współczuje ci. Nigdy nie lubiłem misji z Hoshigakim
-Czy ty w ogóle lubisz kogoś w organizacji? – zaśmiałam się kpiąca.
-Tak. – spojrzał na mnie – Ciebie.
-Hahahahaha – wybuchnę łam śmiechem, a Itachi mi zawtórował.
-A na poważnie Deidara jest znośny. – uśmiechnęłam się na wspomnienie o blondynie.
-Dobra, ubieraj się i wypad. Musze jeszcze iść do Peina. – zażenowana wydałam polecenie.
-Po co?
-A co się tak tym interesujesz? – warknęłam. – Musze mu oddać te papiery. – wskazałam wrogo na biurko.
-Dziwne relacje nas łączą, co? – mruknął Itachi Patrząc na mnie z góry. Spojrzałam mu w oczy.

-Ta. – odburknęłam. Czyli nie tylko ja zdaje sobie z tego sprawę. Odwróciłam się do okna czekając na ciąg dalszy dyskusji. Jedyne co usłyszałam to dźwięk zamykanych drzwi. Położyłam głowę na zimnej szybie. Czemu tak bardzo zasmuciło mnie jego wyjście? Dlaczego nie odpowiedziałam mu jak normalny człowiek? Może Pein miał racje, a ta znajomość się w coś przeradza? Ta myśl wywołała dreszcze na moim ciele. Co najgorsze, moje serce znacznie przyspieszyło swój bieg. 

piątek, 26 lipca 2013

Rozdział Dwunasty.

Rozdział trochę przegadany, wiem, że dialogi prze trzy czwarte rozdział€ to nie jest przepis na dobre opowiadanie, ale nie potrafiłam tego inaczej napisać... Teraz zapraszam do czytania :D
*****
Do hotelu biegłam ile sił w nogach. Nie wiem czemu uciekałam, ale chciałam znaleźć się tam jak najszybciej. Prześladowca. Czy o tej właśnie osobie mówił Pein?  Kim on mógł być? Przecież nikomu nigdy nie zrobiłam krzywdy. No dobra, może kogoś uderzyłam raz czy dwa, ale gdyby chodziło o to, to połowa wioski by mnie ścigała. Z mętlikiem w głowie biegłam przed siebie, nie zważając na ludzi parłam do przodu. Byle znaleźć się w hotelu i wyruszyć do kryjówki. Właśnie, Akatsuki i Kisame. Przez całe to zamieszanie prawie zapomniałam o swoim prawdziwym celu. Zabicie Hoshigakiego. Teraz już moje myśli wirowały wokół wszystkiego. Prześladowcy, Kisame, Itachiego i Konohy. Miałam ochotę się poddać. Przegrać walkę z życiem, z własnymi pragnieniami i wrócić do dawnego życia. Nagle poczułam, ze na kogoś wpadłam. Podniosłam głowę do góry.
-Przepra… - odskoczyłam od mężczyzny. - Sasuke?!  Co ty tu robisz?
-Stoję, wpadam na ludzi i tak dalej, a ty? – sarkazm, znowu. Jak bardzo mnie to irytowało.
-Można powiedzieć, ze to samo, a teraz wybacz, muszę już iść. – minęłam go jednak nie dane było mi odejść. Poczułam mocny uścisk na nadgarstku.
-Wiesz, że gdyby nie to, ze mnie wtedy zaskoczyłaś nie udałoby ci się mnie obezwładnić?-doskonale to wiedziałam.
-Pokonałabym cie nawet z zamkniętymi oczami, a teraz puszczaj mnie. – wyrwałam dłoń z uścisku i pobiegłam w swoją stronę.  Na szczęście ni zatrzymał mnie.
                Wbiegłam do hotelowego pokoju. Na szczęście nie było Itachiego. Od razu zacząłby zadawać pytania, których nie miałam ochoty słuchać. Położyłam się na plecach i spoglądałam na sufit. Miliony pytań napływały mi do głowy. Kim jest ten prześladowca? O co chodziło Peinowi? Wstałam i chodziłam w kółko.
-Co ty tak krążysz? – podskoczyłam na dźwięk głosu Itachiego.
-Zastanawiam się. – powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Nad czym?
-nad wczorajszym wydarzeniem. Wiesz tym napisem na lustrze.
-I co? Doszłaś do jakichkolwiek wniosków? – pokręciłam głową. Naprawdę nie miałam zielonego pojęci kto mógłby chcieć mnie zastraszać. Trudno się mówi. Teraz musimy wrócić do kryjówki. Ładnie poprosiłam o to, zebyśmy wracali. Nie spotkałam się z odmową. Zgrabnie wczołgałam się na środek łózka i usiadłam po turecku. Jak nic nie rozumiejące dziecko obserwowałam Uchihe. Coraz bardziej lubiłam to robić. Widziałam zarys każdego mięśnia. Rejestrowałam najmniejszy jego ruch. Byłam jak zahipnotyzowana. Mój trans przerwał jego głos.
-Co mi się tak przyglądasz?
-A tak jakoś. – przyznałam. Sama nie znałam przyczyn mojego zafascynowania. Odrobinę zmieszana tym, ze on to zauważył zmieniłam temat. – Właściwie to pokaż mi ten amulet. Jeszcze go nie widziałam. – sięgnął do kieszeni i rzucił coś w moim kierunku. Złapałam to zwinnie i zaczęłam oglądać. Tak jak się spodziewałam była to czarna połówka yin-yang.
-Serio? Mogli wymyślić coś bardziej kreatywnego. – odrzuciłam amulet w stronę Uchihy.
                Już od paru godzin podróżowaliśmy. Słońce chyliło się ku zachodowi. Moje mięsnie wyraźnie dawały mi znać, ze potrzebują odpoczynku. Nie dawałam jednak za wygraną. Ciągle próbowałam dorównać Itachiemu. Ten bez problemu i ani jednej kropelki potu biegł obok mnie.  Byłam wniebowzięta kiedy zaproponował postój. Usiadłam pod byle drzewem, a Uchiha przysiadł się do mnie. Rozważaliśmy dalsza podróż, chociaż najchętniej bym tu przenocowała. To był minus bycia w Akatsuki. Nie można spać gdzie popadnie. Ciągle trzeba znajdować kryjówki. Uciekać i się ukrywać. Powoli miałam tego dość. Wstałam, aby się przejść. Po przejściu paru kroków zakręciło mi się w głowie, a obraz zasnuły czarne kropki. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa i upadłam. Słyszałam jak Itachi wstaje i do mnie podbiega jednak nic nie widziałam. Nie straciłam przytomności. Straciłam wzrok! Próbowałam wstać jednak to nic nie dało. Poruszałam nogami i je czułam, ale ona mnie nie słuchały. Robiły co chciały. Byłam przerażona.
-Sakura! Co się stało? – skierowałam głowę w kierunku głosu.
-Nie wiem. Nic nie widzę. Nie mogę ruszać nogami. Itachi, co się ze mną dzieje?!
-Nie mam pojęcia. – powiedział i wziął mnie na ręce. Jeszcze raz próbowałam poruszyć nogami. Tym razem już na nic nie reagowały.
                Obudziłam się. Otworzyłam oczy. Nadal ciemność. Na całe szczęście mogłam się już sama poruszać. Nie miałam pojęcia gdzie jestem, jednak wyczułam pod sobą miękka powierzchnię. To chyba było łózko. Nie wiem tez ile spałam.
-Itachi – szepnęłam. Bez odzewu. – Itachi – powtórzyłam trochę głośniej. Nadal nic. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
-Sakura? Jak się czujesz. – to była Konan. Zdecydowanie byłam już w kryjówce.
-Dobrze. Tylko nic nie wiedzę. – powiedziałam smutno.- Jaka jest pora dnia?
-Dzień. Spałaś dwie doby. Możesz już ruszać nogami?
-Tak.
-To dobrze. – Konan usiadła obok mnie. Powoli oprowadziła mnie po pokoju. Pokazała mi gdzie jest łazienka, szafa, lóżko i drzwi. Poinformowała mnie również, ze do póki nie odzyskam wzroku będę dzielić pokój z Itachim. Jakoś mi to już nie przeszkadzało.
              Po wyjściu Konan położyłam się na łóżku. No bo co innego mogłam robić. Książki nie poczytam. Wyjść tez nie wyjdę. Na prawdę do wszystkich moich problemów brakowało jeszcze tylko ślepoty. Do moich uszu doszło pukanie do drzwi.
-Proszę! – usłyszałam otwierane drzwi i miarowe kroki. – Kto to?
-To ja, Deidara. – podniosłam się na łokciach.
-Czego ode mnie chcesz? – warknęłam. Ten odpowiedział, ze przyszedł porozmawiać. Nudy, ale i tak nie miałam nic do roboty. Opowiedział mi wszystko o „przeprowadzce” i o tym jak Tobi omal nie wyleciał w powietrze ze starą kryjówką. Przyznaje się bez bicia, ze ta historia mnie rozśmieszyła. Niestety Deidara musiał w końcu iść. Udało mi się go jednak zatrzymać.
-Dei, zaprowadzisz mnie do lidera?
-A sama nie możesz i… A racja – uderzyłam dłonią w czoło i zaśmiałam się cicho. On mnie czasem naprawdę irytował i żenował. –chodź – podszedł do mnie i podał mi rękę.
                Gabinet Peina. Może i nie wiedziałam, ale potrafiłam sobie go wyobrazić. Tone książek na starych regałach. Wielkie biurko z drzewa wiśniowego i ogromne skórzane krzesło. Już w powietrzu czuło się atmosferę tego miejsca – napięcie i opanowanie. Usłyszałam trzask drzwi – znak, ze mogę zacząć rozmowę z Peinem:
-Liderze, musze o czymś z tobą porozmawiać.
-Mów
-Chodzi o moją rolę w Akatsuki. Mam również być medykiem, dlatego doszłam do wniosku, ze należałoby wyznaczyć jeden pokój na mój gabinet. Wiesz o co mi chodzi. Trzymałabym w nim leki, zioła i byłoby pare łóżek dla chorych. Również założyłabym kartoteki. Zapisywałabym wyniki badań i inne lekarskie bzdety.
-Nie ma sprawy, ale zapomnij o zapisywaniu czegokolwiek, Haruno. Nadal ci nie ufam To wszystko?
-Nie. Mówiłeś o misji na którą miałam iść z Kisame. Ze względu na mój stan, nie mogę wykonać tej misji. Nie wiem też czy wzrok powróci.
-To może zaczekać do twojego powrotu do zdrowia.
-Ale ja nie wiem, czy on wróci. Najlepiej byłoby gdybym udała się do lekarza. Sama bez wzroku się nie zdiagnozuję, nie wykonam badań, z resztą nie mam potrzebnego sprzętu, który nawiasem mówiąc trzeba by było zakupić.
-O tym porozmawiasz z Kakuzu. A co do lekarza Konan może pomóc ci ze wstępnymi badaniami. Teraz się wynoś. – Po omacku trafiłam do drzwi. Tam już czekał Deidara, aby odprowadzić mnie do pokoju.
                Nuuuudze się. Tak potwornie się nudzę. Już drugi dzień leżę bez celu i nic nie robię. Zaczęłam przeklinać to co mi się przytrafiło. Jedyną rzeczą nad którą dłużej się zastanawiałam było to, gdzie podział się Itachi. Nie „widziałam” go od kiedy trafiłam do nowej kryjówki. Nie znałam również powodu jego nieobecności. Przez te dni próbowałam z Konan zdiagnozować moje oczy, jednak jej nieznajomość technik medycznych wszystko utrudniała. Może i kogoś wyleczy, ale nic poza tym. Bardzo mnie to denerwowało. Najbardziej ta niewiedza, co do mojego stanu. Tak bardzo chciałam, żeby Itachi wrócił. Przynajmniej miałabym z kim rozmawiać całymi dniami, nawet o takich głupotach jak książki. Właśnie ta jego nieobecność uświadomiła mi jak bardzo się do niego przywiązałam. Nagle rozległ się trzask drzwi. Nikt się nie odezwał. Usiadłam próbując wyczuć, kto mógł mnie odwiedzić. Kolejny trzask. Chyba drzwi od łazienki. Wstałam chwiejnie, nadal nie byłam pewna otoczenia. Powoli doszłam do łazienki. Przystawiłam ucho do drzwi. Tam faktycznie ktoś był. Drzwi się otworzyły, a ja upadłam z hukiem na podłogę. Przy okazji strąciłam coś. Rozległ się trzask tłuczonego szkła.
-Cholera – mruknęłam pod nosem.
-Sakura? Nic ci się nie stało? – Jak wielka była moja radość kiedy usłyszałam głos Uchihy. Rzuciłam się mu na szyję. Na szczęście był na tyle blisko, ze ta akrobacja nie skończyła się następną demolką. Przyciągnął mnie do siebie, a ja napawałam się jego cudownym zapachem.
-Spoufalasz się z wrogiem? – zapytał ze śmiechem w głosie.
-Cicho, Uchiha. – mruknęłam mocniej go przytulając. Ten delikatnie mnie od siebie odepchnął. Chyba na mnie spojrzał, ale nie byłam tego pewna.
-Nadal nie widzisz, prawda? – pokręciłam głową, a cały mój dobry nastrój prysnął jak bańka mydlana. Niespodziewanie podniósł mnie z podłogi i doniósł do łóżka delikatnie na nim kładąc. Usiadł w moich nogach.
-Posłuchaj. Dowiedziałem się czegoś.
-Dlatego cię nie było?
-Tak, ale słuchaj. Kiedy wzięliśmy amulet… - Dotknęłam swojej szyi. Nadal tam był. Długi srebrny łańcuszek z połówka amuletu na końcu. – twoje geny się przebudziły. Pamiętasz jak mówiłem o kekkei genkai? – kiwnęłam głowa. – to może zaczne od początku. Kekkei genkai to umiejętność łączenia dwóch natur chakry. Jest przekazywane z pokolenia na…
-Wiem co to jest! Do rzeczy. – warknęłam zirytowana.
-To tak. Mówiłem, ze potrafisz opanować każdą naturę. Sam widziałem jak używasz co najmniej czterech z nich.
-Tak umiem używać wszystkich. To prawda.
-Ponoć w twoim klanie nie występowało kekkei genkai. To coś przekracza nawet kekkei tota – łączenie trzech natur. Ty potrafisz połączyć które tylko chcesz, bez względu na ich ilość.
-Itachi. Nie potrafię czegos takiego. Fakt. Nauczyłam się używać wszystkich natur chakry, ale nie potrafię ich połączyć.
-Słuchaj do końca! – wrzasnął, a ja skuliłam się, zmieniając się w słuch. – Właśnie ta umiejętność obudziłaś, kiedy znaleźliśmy amulet. Twoja chakra, ta tylko twoja, zareagowała na technikę broniącą amuletu. Możliwe, ze dlatego oślepłaś, ze to tylko przejściowe. Możliwe też, ze ta nowo przebudzona chakra cię zabija. Próbuje zlikwidować obcą chakre, która jest w twoim ciele.
-Czyli co? – wiedziałam o czym on mówił. Jednak nie mogłam przyjąć tego do siebie.
-Słuchaj, jest jeszcze jedna możliwość. Druga umiejętność twojego klanu  to dojutsu, jednak o tym wiem bardzo mało. Praktycznie było to tylko wspomniane.
-Poczekaj, po kolei. Oślepłam, bo: opcja a – budzi się moje kekkei genkai, czy jak to by tam nazwać; opcja b- moja przebudzona chakra niszczy tą obcą; opcja c – budzi się we mnie dojutsu.
-Tak. Jeśli to opcja a lub c  to jest to chwilowe. Jeśli opcja b to…
-umrę – zamarłam. Momentalnie do moich oczu napłynęły łzy. Poczułam rękę na moim kolanie.
-Będzie dobrze. Zobaczysz.
-Nie pierdol. Nie masz pewności czy będzie dobrze. – wtuliłam się w jego pierś. Jednak ślepota na coś mi się przydała. Mogłam bezkarnie jeździć palcami po jego mięśniach. Nie poprawiło mi to jednak humoru. Nagle do mojej głowy wpadł idealny pomysł. –Słuchaj, jeśli moją chakra niszczy tą obcą to jest sposób, aby to sprawdzić. Spróbuje wyciągnąć z ciebie odrobinkę chakry i zmieszać ją z własną, wiesz tą moją moją. Jeśli zabarwi się na czerwono to.. znaczy, że..
-wiem. – powiedział pochmurnym głosem
-Co? Martwisz się, że umre? – zaśmiałam się, aby rozładować atmosferę.
-Wiesz, bez ciebie nie zdobędę drugiej części amuletu.
-Tylko dlatego? – mruknęłam cicho wtulając się mocniej w Itachiego.
-Tak.
-Phi – odsunęłam się od niego prawie spadając z łózka.
-Uważaj. – złapał mnie za rękę, co uchroniło mnie przed niechybnym upadkiem. Był blisko mnie. czułam jego oddech na swojej twarzy. Przybliżyłam się do niego, a on zmniejszył dystans między nami do zera. Złapałam go za szyje mocniej do siebie przyciągając. A drugą rękę wplotłam w jego włosy. Całował niesamowicie. Napierał na mnie, a ja położyłam się na łóżku. Pocałunki stawały się coraz namiętniejsze. Ile bym dała, żebym mogła teraz otworzyć oczy i zobaczyć jak wygląda. Zdjęłam gumkę, którą wiązał włosy i je rozpuściłam. Delikatnie łaskotały mnie w szyje, kiedy Itachi pochylał się nade mną. Wsunęłam rękę pod jego bluzkę i sunęłam palcami po jego torsie. Na szybko zdjęłam ja z niego. Ile bym dała, żeby móc to zobaczyć. Itachi zszedł z pocałunkami na moją szyje. Było mi tak przyjemnie. Chciałam, żeby to trwało wiecznie. Niestety ktoś musiał z hukiem wejść do naszego pokoju
-Itachi! Lider cię wo… woła. – Hidan. Naprawdę, nie było lepszej osoby do przerwania nam. –Co wy odpierdalacie?!- zrzuciłam z siebie Itachiego, który wylądował na drugiej połowie dużego łózka.
-Nic, o czym mógłbyś komukolwiek powiedzieć. – syknęłam.
-Dobra, dobra. Już zapominam co tu się wydarzyło. Itachi, Lider..
-słyszałem. Teraz się wynoś. – wstał i wykopał białowłosego za drzwi.
-Kurwa, ten to zawsze musi coś spieprzyć. – mruknął pod nosem. Chyba miałam tego nie usłyszeć.
-Itachi. Zróbmy to.
-Eeee… Co niby mamy zrobić? – Wow. Zmieszani i zakłopotanie u Itachiego. Zero jeden dla Sakury Haruno.
-No te… nazwę to badaniami.
-a no tak.
-Daj mi swoją rękę. – ten spełnił moją prośbę, a ja zabrałam się do roboty. Z trudem nie wchłonęłam chakry Itachiego, utworzyłam coś na rodzaj rasengana. Zmieszałam chakre Itachiego z moją.
-Jaki ona ma kolor.
-Niebieski. – utrzymywałam chakre w dłoni. – zabarwia się na zielono.
-Uff. – wchłonęłam chakre i opadłam na łóżko. – czyli nie umrę. Ała. – wrzasnęłam z bólu. W brzuchu przeszył mnie lodowaty ból. Powoli rozchodził się po całym ciele. Czułam się jakby milion igiełek lodu płynęło w moich żyłach. – Kurwa mać. – klęłam w niebogłosy. Itachi dopytywał się zmartwionym głosem, jednak nie byłam w stanie mu odpowiedzieć. Ból powoli łagodniał przechodząc w delikatne mrowienie. Otworzyłam oczy.
-Itachi! JA widzę! – wrzasnęłam ze szczęścia. Przymrużyłam oczy. Światło strasznie mnie raziło. - Możesz zgasić światło? – mruknęłam zasłaniając oczy. Usłyszałam pstryknięcie kontaktu i otworzyłam znowu oczy.
-Itachi ja widzę.
-mówiłaś – powiedział wesołym głosem. Rzuciłam się na niego. Ten złapał mnie w pasie i przytulił do siebie.
-Ja widzę. Ja widzę. Ja widzę. Ja widzę.
-Wiem. – śmiał się. Postawił mnie na nogach i rozczochrał mi włosy. Nadal trzymał mnie w swoim uścisku. Czułam się przy nim taka mała. W końcu mogłam ujrzeć ten jego cudowny uśmiech. wspięłam się na palce i pocałowałam go. Nie wiem czy cokolwiek do niego czuję, ale przyznajmy to, mam słabość do Uchihów. Itachi objął mnie mocniej w pasie i pogłębił pocałunek. To zdecydowanie będzie moje ulubione zajęcie na nudne popołudnie. Odkleiłam się od niego.
-Itachi, Pein cię wzywał. – brunet mruknął niezadowolony.
-Już idę. – puścił mnie, a ja wskoczyłam na łóżko. Nagle mój brzuch odezwał się z głośnym burczeniem. – Lepiej ty idź coś zjeść.
                W kuchni jak zwykle był harmider. Nie udałoby mi się tu dotrzeć gdyby nie Hidan, który oczywiście nie mógł się powstrzymać od komentarzy.
-Sakura?! Co ty tu robisz? – zdziwiona Konan patrzyła się na mnie.
-Nic. Chce coś zjeść.
-Ale jak ty tu dotarłaś.

-Przyszłam na nogach. I tak. Znowu widzę. – to samo o z Itachim. Radość piszczenie i inne kobiece bzdety. Szybko wzięłam się za robienie sobie posiłku. Nie obyło się bez zamówień innych członków organizacji. Usiadłam przy stole i rozkoszowałam się rozmowami i żartami z organizacją. Naprawdę zaczynam lubić tych ludzi, a Itachiego w szczególności. Jedynym wyjątkiem był Kisame. Bacznie go obserwowałam i knułam swój plan, jakby go tu zabić.

********

Przepraszam waz za kolejną długą nieobecność. Tym razem to nie moja wina (no może troszeczkę) ciągle mnie brali na jakieś wyjazdy (ile można) no, ale rozdział bardzo krótki, ale według mnie jeden z lepszych. Jakoś dzisiaj napadła mnie wena i wyszło mi spod palców, rzucających iskry, takie cudo. Mam nadzieję, ze wam się podoba. Komentujcie :D

poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozdział Jedenasty.

Na wstępie chciałabym wszystkich przeprosić za brak rozdziału przez dłuuuuugi czas. Na wasze szczęście nigdzie na razie nie wyjeżdżam więc mam czas na pisanie :D tak, tez się z tego cieszę. W roku szkolnym pod koniec szczególnie nie miałam zbytnio czasu nawet pomyśleć o pisaniu, a co dopiero do tego usiąść. Teraz jak już wszystko mam pięknie zaliczone moge się temu oddać w całości. :D z góry przepraszam za błędy... pisałam to koło 1 w nocy xD tak więc prosze o przymknięcie na to oka xD

***********

SAKURA
Ślimak zniknął, a my siedzieliśmy w ciszy. Żadne z nas pewnie nie wiedziało, co powiedzieć, jak skomentować to, co usłyszeliśmy. Wstałam bez słowa i zaczęłam chodzić w kółko analizując uzyskane informacje. Po pierwsze Tsunade wie, ze jestem w Akatsuki. Po drugie chce to wykorzystać. "Pieprzona Konoha" przeszło mi przez myśl. "Czy oni nie rozumieją, ze za szpiegowanie mogę zginąć" warczałam w myślach. Szybko jednak powróciłam do dalszych rozważań. Danzo chciał powiedzieć coś o klanie Uchiha i to o czasach, kiedy zarówno Sasuke jak i Itachi już żyli. Mój towarzysz musiał wiedzieć, o co chodziło skoro nie odzywał się od dobrych dwóch minut. Jak wielkie było moje zdziwienie, kiedy Itachi przeciągnął się i ziewnął.
-Jezu ten stary pryk pierdoli jak potłuczony – powiedział w przerwie od wyciągania swoich mięśni. Nawiasem jak kobieta muszę stwierdzić, ze mięśnie to on miał cudowne.
-Stary czy nie stary, ale, o czym on mówił? - Spojrzałam wymownie na Itachiego.
-Nie wiem. Mówię, ze pierdolił głupoty.
-Taaa... Yhym. Nie chcesz, nie mów. Prędzej czy później i tak się dowiem. - Zagroziłam i poszłam w swoją stronę. Myślałam nad pomysłem Tsunade. Miałabym zostać szpiegiem. Codziennie ryzykować życie dla wioski. W sumie mogłabym się na to zgodzić, ale było to niemożliwe. Itachi już o wszystkim słyszał. Teraz zapewne nie będzie odstępował mnie na krok. Jak na zawołanie usłyszałam jego głos.
-Nie myśl, że pozwolę ci szpiegować. - Prychnęłam głośno i szłam dalej. Szybko moja droga została zagrodzona.-Słyszałaś, co mówiłem?
-Tak, tak. - Starałam się go zbyć i ominąć. Wszystko jednak na nic się zdało. Poczułam jak ściska mnie za nadgarstek.- Boże, ogarnij się. Nie będę szpiegować! – uścisk ustąpił. Jednak twarz Uchihy nie zeszła mi z oczu. Staliśmy przed sobą jakieś parę sekund. Oczekiwanie, aż jedno z nas się odezwie było nieznośne. Postanowiłam, że zgrabnie go wyminę. Ten odezwał się już po pierwszym drgnięciu mego ciała,
-Dzisiaj wpłyniemy do portu w Yuki. Spakuj swoje rzeczy. – odszedł. Naprawdę czasem go nie rozumiem. Najpierw jest natrętny jak mucha i nie daje się odpędzić, a za chwilę zwiewa nie wiadomo dlaczego. Nigdy nie miałam daru zrozumienia Uchihów. Prychnęłam pod nosem i skierowałam się do kajuty. Niestety jak tylko zostałam sama wspomnienie tamtych mężczyzn i wstręt do mnie wróciły. Próbowałam wyrzucić to z głowy, myśleć o czymkolwiek innym jednak nie udało mi się to. Nie powinnam rozpaczać w końcu do niczego nie doszło, ale to wydarzenie zaszyło się w mojej psychice. Nie zorientowałam się kiedy już byłam pod drzwiami kajuty. Weszłam tam i zastałam niezły burdel. Sterty ciuchów i rozrzuconej pościeli zajmowały cały pokój. „Ja to zrobiłam?” zdziwiłam się i zabrałam się za sprzątanie. Jak tylko skończyłam zaczęłam się pakować. Zastanawiałam się gdzie jest Itachi. W tym właśnie momencie wszedł do pomieszczenia. Mijając mnie bez słowa zaczął naśladować mnie i zbierać swoje rzeczy. Cisza, aż bolała. Nie wiedziałam jak miałam ja przerwać. Z nurtującym milczeniem kontynuowałam pakowanie. Jak na złe przed oczami stanął mi Naruto. Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Był jedyną osoba na której mi zależało. Teraz straciłam i jego. Nie miałam już nikogo. Został jedynie ból i koszmarna przeszłość. Szybko zasunęłam torbę i zapieczętowałam ją w zwoju. Nagle do moich uszu doszło pukanie. Itachi szybko schował się w łazience.
-Proszę!- krzyknęłam, a drzwi otworzyły się z hukiem.
-Poszukujemy zbiegłego Ninja, Sasuke Uchihy. Widziała go pani? – mężczyzna mówił wchodząc coraz głębiej.
-Nie. Nikogo nie widziałam. Nawet nie wiem jak wygląda ten cały Uchiha.
-Jest tu pani sama?
-Nie. Mój przyjaciel jest w łazience. – powiedziałam zgodnie z prawdą. Od razu usłyszałam szum spuszczanej wody, a z łazienki wyszedł Itachi. Znowu zmienił się w niskiego blondyna.
-A może Pan widział kogoś podejrzanego?
-Nie. – odpowiedział lakonicznie i usiadł na łóżku..
-NO dobrze. Przepraszam za najście. Życzę miłej podróży. – drzwi zatrzasnęły się, a na moją twarz wszedł pół uśmiech. Nawet nie wiedzą, ze szukają kogoś kogo tu naprawdę nie ma. Trochę im współczułam. To jak pogoń za tym koszmarnym kotem z Konohy.
-Co tobie tak wesoło? – mój nastrój prysł jak bańka mydlana.
-Nie twój interes. – mruknęłam i wdrapałam się na swoje łózko. Położyłam się na plecach i gapiłam się w sufit. NIE wiem ile leżałam, ale w tym czasie Itachi zdążył ogarnąć cały pokój i spakować się. Po paru minutach stanął przede mną w swojej prawdziwej postaci. Nasze twarze były na tej samej wysokości jednak nawet na niego nie spojrzałam. Zakasłał, żeby zwrócić na siebie uwagę.
-Mogłabyś zapieczętować moją torbę w zwoju.
-Nie. Radź sobie sam. – odwróciłam się do niego plecami.
-Zachowujesz się jak małe dziecko. – mruknął z wyrzutem.
-Może, ale to nie twój interes i nie masz prawa zwracać mi uwagi. – na tym skończyła się nasza dyskusja.
            Parę godzin później statek wpłynął do portu, a my wyszliśmy na suchy i zimny ląd. Założyłam szybko ciepły płaszcz nie chcąc umrzeć z zimna. Miałam mieszane uczucia co do miejsca ukrycia amuletu. Mój towarzysz nie odzywał się do mnie od czasu dyskusji w kajucie i dobrze. Nie miałam ochoty na niego patrzeć, a co dopiero z nim rozmawiać. Szłam tylko za nim i szczękałam zębami z zimna. Nawet płaszcz nie pomagał. Już widzę jak Itachi mi dogryza mówiąc „a nie mówiłem”.
            Wieczorem znaleźliśmy jakiś hotel, a ja od godziny okupowałam łazienkę. Ciepła woda w wannie dobrze na mnie działała. Rozluźniała każdy mięsień, a przede wszystkim rozgrzewała. Powoli zaczęłam opadać z sił poddając się błogiemu rozleniwieniu. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się tą chwilą. Zapachem róż i ciepłem, które otaczało całe moje ciało. Po jakimś czasie doszło mnie donośne pukanie.
-Sakura! Wyłaź  stamtąd!
-Wal się! – wrzasnęłam. Niech Itachi sam sobie radzi. Ja nie zamierzam stąd wychodzić jeszcze przez jakiś czas.
-Wyłaź, albo ja tam wejdę.
-Tak. Już to widzę. – zakpiłam i głębiej zatopiłam się w wodzie.
-Sam tego chciałaś – drzwi wleciały do łazienki, a w ich dawnym miejscu stanął Uchiha. Natychmiast usiadłam zasłaniając większość swojego ciała.
-Pojebało cię do reszty?! – krzyknęłam oburzona.
-Ostrzegałem cię. Teraz wyłaź. Tez chce się wykąpać. – nie mając innego wyjścia wzięłam ręcznik i szybko się nim owinęłam. Spojrzałam na resztki drzwi lezące na podłodze.
-Ciekawa jestem jak się z tego wytłumaczysz. –powiedziałam i wskazałam na kawałek drewna. Z podniesioną głową wyszłam. Natychmiast rzuciłam się na łóżko. Zaczęłam myśleć nad jutrzejszym dniem. Jak będzie wyglądać miejsce, w  którym ukryty jest amulet. I czy mój sen się spełni. Może uważam Itachiego za mordercę, ale polubiłam go. Nie ma już nawet żalu o tą sytuację z Naruto. Musiał to zrobić. NA jego miejscu postąpiłabym tak samo. Czas wyciągnąć rękę na zgodę.
-Itachi! – krzyknęłam tak, aby mnie usłyszał.
-Co jest? – mruknął
-Co jutro robimy.
-Nie wiem. Dopiero wieczorem wyjdziemy po amulet. Tobie radze kupić coś ciepłego. Wiedziałem jak marzłaś. Mówiłem, żebyś w Kumo kupiła coś ciepłego. – wiedziałam, ze mi to wypomni.
-Wiesz dokładnie gdzie to jest i jak tam dojść?
-Nie. Jutro się tam przejdę.- i dyskusja się urwała. Przebrałam się i  wróciłam na łóżko. Ułożyłam się wygodnie i przykryłam puszysta kołdrą. Nawet nie wiem kiedy usnęłam.
            Następny dzień minął dość szybko. Kupiłam sobie ciepłe ubrania, a jak wróciłam drzwi od łazienki były już na swoim starym miejscu. Byłam sama. Itachi jakieś parę godzin temu poszedł zorientować się gdzie dokładnie jest miejsce, w którym ukryty jest amulet. Wieczór zbliżał się coraz szybciej, a ja zanudzałam się na śmierć. Zastanawiałam się nad swoim ostatnim snem. Coraz bardziej się bałam. Moje rozmyślania przerwał Itachi.
-Sakura. Ubieraj się. Idziemy.
            Szliśmy od godziny. Śnieżyca coraz bardziej uprzykrzała nam życie. Kiedy już miałam strzelić focha i zorganizować strajk doszliśmy na miejsce. Przed moimi oczami była mała jaskinia. Wejście było mniej więcej mojej wysokości i szerokości jednego metra. Itachi musiał się nieźle schylić, aby tu wejść. Jedyne co mogło wskazywać, ze to jest właśnie to miejsce był mały rysunek na ścianie. Wachlarz Uchiha, w białym okręgu. Znaki mojego i Itachiego klanów. Spodziewałam się czegoś większego, bardziej majestatycznego. Weszłam do środka nie musząc obawiać się o uderzenie głową o sufit. W takich sytuacjach dziękowałam Bogu za mój wzrost. Korytarz rozszerzał się i zwiększał swoją wysokość. Niedługo i Itachi mógł się wyprostować. Szliśmy powoli jakieś pięć minut. Przed nami pojawiło się rozwidlenie. Byliśmy w kropce. Podeszłam do jednego z tuneli szukając jakiś poszlak.
-Cholera. – mruknął Itachi. – Gdzie mamy iść...- zastanawiał się na głos. A natomiast nadal lustrowałam ścianę lewego tunelu. Nagle natrafiłam na żłobienie. Odsunęłam się od ściany i zauważyłam duży okrąg.
-Itachi. Chodź tu na chwilę. – podszedł do mnie zdenerwowany.
-Co jest? – dłonią wskazałam to co zobaczyłam. Ten spojrzał na to. Nic nie mówiąc poszedł do drugiego tunelu. Tym razem to on przywołała mnie. Szybko do niego dotarłam. Był daleko w prawym tunelu.
-Spójrz. Znak mojego klanu. Skoro jest w tym tunelu, a twój w drugim… Sakura, chyba musimy się rozdzielić. – nie podobał mi się ten pomysł, ale przystałam na jego pomysł. Wróciłam się do rozwidlenia. Biegłam przez tunel. Coraz bardziej denerwowała mnie ta sytuacja. Byłam sama nie wiedząc co się dzieje z Itachim. Moje serce przyspieszyło swoją pracę synchronizując się z rytmem biegu. Wraz z pokonanym dystansem tunel zaczynał nabierać kształtu przeobrażając się w korytarz. Był prosty. Bez rozwidleń. Na ścianach były namalowane białe koła. „Nie. Nie. Nie.” Powtarzałam w myślach. Znowu powtarzała się sytuacja z mojego snu.
-Cholera!- wrzasnęłam. Przyspieszyłam bieg. Tak jak się spodziewałam na końcu korytarza zobaczyłam wielkie drzwi. Z bijącym sercem podeszłam do nich i nacisnęłam klamkę. Znalazłam się w wielkiej sali. Ni była taka jak w moim snie jednak mój niepokój nie zmalał. Nigdzie nie widziałam Itachiego. Weszłam do pomieszczenia. Była to ogromna sala. Nagie ściany wykute z kamienia, aż przyprawiały o dreszcze. Nigdzie nie widziałam miejsca do którego mogłabym się dalej udać. Jedyne co tu się znajdowało były drugie drzwi. Najprawdopodobniej prowadziły do tunelu Itachiego. Przeszłam się wzdłuż ścian pomieszczenia. Nadal nic. Żadnych wskazówek, ukrytych schowków czy przejść uruchamianych naciśnięciem na jakiś kamień. Wróciłam na środek komnaty oczekując Itachiego. Usiadłam na zimnym kamieniu. Nie musiałam długo czekać. Dźwięk otwieranych drzwi uraczył moje uszy.
-Sakura? – podszedł do mnie. – Gdzie jesteśmy? – zapytał
-Nie wiem. Ty mnie tu ściągnąłeś. Przypuszczam, ze jesteśmy jakieś dziesięć do dwudziestu metrów pod ziemią.
-Dobra. To co teraz.
-Obeszłam całe pomieszczenie nie ma tu nic szczegół…-moją wypowiedź przerwał dziwny dźwięk. Nie mogłam go określić żadną nazwą. Nagle przed naszymi oczami pojawił się kolejny korytarz. Szybko skierowaliśmy się w jego kierunku. Nieoczekiwanie nie mogłam przedostać się do środka. Coś mnie blokowało jakby niewidzialna ścian.
-Serio? – mruknęłam zażenowana.
-Dobra. NIE wiem co tu się dzieje, ale mam tego dość. – powiedział Itachi. –Chyba musisz tutaj zostać. Ja pójdę. Jakby co to krzycz. – szybko zniknął mi z oczu. Nie pozostało mi nic jak tylko czkać. Znowu usiadłam na zimnym gruncie. Założę się, ze będę miała przez to chore nerki. Siedziałam tak z jakieś piętnaście minut kiedy usłyszałam odgłosy walki. Zaniepokoiło mnie to.
-Itachi?! – krzyknęłam zdenerwowana.
-Co jest?1 – doszedł mnie stłumiony głos bruneta.
-Walczysz?!
-nie!- okej. Oficjalnie ogłaszam strajk. To miejsce jest bardzo dziwne. Najpierw te pojawiające się z znikąd korytarze, teraz odgłosy walki, której nie ma. Wymiękam.
„Sakura” – usłyszałam czyjś szept. Odwróciłam się zdenerwowana. Nikogo tu nie było.
-Itachi! Wołałeś mnie?!
-Nie! – ciarki przeszły mnie po plecach „Sakura” znowu ten sam szept. „Sakura” – ktoś ciągle powtarzał moje imię. Miałam wrażenie, ze ktoś szepcze mi prosto do ucha. Nikogo jednak ze mną nie było. „Co się tutaj dziej” pomyślałam. Szepty były coraz częstsze. Cały czas „Sakura, Sakura, Sakura” Zaczęłam krzyczeć. Te szepty wbiły mi się do głowy. NIE mogłam ich uciszyć. Jeden jedyny głos wyróżniał się od innych „Itachi cię potrzebuje”
-Sakura! – wzdrygnęłam się na dźwięk mojego imienia. Tym razem rozpoznałam głos Itachiego. – wszystko w porządku?! – nie odpowiedziałam. Szepty były coraz natrętniejsze. Nie do wytrzymania. Jeden jedyny głos wyróżniał się od innych „Itachi cię potrzebuje”. Porwałam się szybko i wbiegłam do tunelu, tym razem nic mnie nie powstrzymywało.  Musiałam tylko sprawdzić co się dzieje z Uchihą. Biegłam ile sił w nogach. Biegłam do Itachiego, a zarazem uciekałam od natrętnych szeptów. Byłam coraz bliżej czułam to. Od razu zobaczyłam sylwetkę Uchihy. Stał na środku trzymając coś w ręce. Podeszłam do niego i nic nie mówiąc przytuliłam się. Szepty ustały. Poczułam się wolna
-Zdobyłem to. – szepnął mi do ucha. Jego głos zdawał się wysnuty z jakichkolwiek emocji. Jedyne co wyczuwałam to ulga. Tą niemalże sielankową sytuację przerwał straszny hałas. Tunel zaczął się zapadać. „Cholera” pomyślałam. Złapałam Itachiego za rękę i pociągnęłam go za sobą. Rzuciliśmy się w szaleńczy bieg. Szybko udało nam się wydostać do głównej sali. Z sufitu sypał się gruz, a ja poczułam jak tracę grunt pod nogami. Niespodziewanie wszystko osnuła ciemność.
            Obudziłam się w ramionach Itachiego. Niemalże czułam to emanujące od niego ciepło. Było mi tak błogo. Ciekawość jednak wygrała. Zaczęłam rozglądać się po otoczeniu. Byliśmy już na zewnątrz. Śnieżyca ustała, a noc powoli ustępowała miejsce dniu. Itachi zorientował się, że się obudziłam i spojrzał na mnie. Stanął w miejscu i powoli postawił mnie na nogi. Po tradycyjnych pytaniach o moje samopoczucie zaczęliśmy wędrówkę do hotelu. Mijała szybciej niż podróż w druga stronę. Miałam watę zamiast nóg. Chwiałam się na prawo i lewo, ale nie okazywałam słabości. Widziałam, ze Itachi również jest zmęczony. Coś musiało się wydarzyć. Coś o czym nie chce mi powiedzieć. Ja jak to ja, ze zwykłą dla mnie nietaktownością musiałam zapytać.
-Co tam się stało?
-Nic.
-No powiedz mi. Widzę, ze coś cię męczy.
-Powiedzmy, że nie było tam kolorowo.
-Ale co dokładnie się wydarzyło.
-Widziałem śmierć swoich rodziców! Pasuje?! – od razu pożałowałam rozpoczęcia tej dyskusji. Musiałam jednak jakoś wybrnąć.
-Nie wiem, co tam się działo, ale mam wrażenie, ze coś wyraźnie chciało sobie z nas zaigrać. Z naszej psychiki. Uderzyło w najsłabsze punkty. U ciebie śmierć najbliższych, a u mnie obawa przed tym czego nie znam.
-Co ci się tam działo? Słyszałem jak krzyczałaś.
-Coś ciągle powtarzało moje imię. Taki szepczący głos. Cały czas. To było straszne. Nikogo nie widziałam. Byłam tam sama, a to coś ciągle powtarzało „Sakura”. Nadal słyszę ten głos w swojej głowie.
-Wszystko będzie dobrze. Grunt, ze to przetrwaliśmy. Damy radę. Mamy już połowę amuletu. – znowu się do niego przytuliłam. Nie wiem skąd się to wzięło, ale w jego ramionach czułam się bezpieczna. Jakby on osłaniał mnie przed złem całego świata. Wtuliłam się jeszcze mocniej. Pozwoliłam wszystkim uczuciom wypłynąć na zewnątrz. Po moich policzkach popłynęły łzy, a ja zaniosłam się szlochem.
-Już spokojnie. Jestem tu. Nikt cię nie skrzywdzi. – uspokajał mnie głaszcząc mnie po głowie. Kiedy już jego działanie poskutkowały ruszyliśmy w dalszą drogę. Nie puściłam jednak jego dłoni.
            Jak tylko wróciliśmy do hotelowego pokoju weszłam do łazienki. Z zamiarem przemycia twarzy podeszłam do umywalki. Odkręciłam wodę i oblałam twarz. Spojrzałam w lustro i przeżyłam szok. Na szkle widniał wielki napis „ Co posiadasz?”. Nie była to żadna groźba, ale fakt, ze to było napisane krwią przyprawiał o dreszcze. Natychmiast wybiegłam z łazienki i spłoszona usiadłam na łóżku. Nie wie czy dobór słów był celowy, ale miałam wrażenie, ze osoba, która za tym stoi doskonale zna moją sytuację. W końcu ja już nic nie posiadam. Ostatnią cenną rzecz utraciłam kilka dni temu. Rozpłakałam się. Zdezorientowany Itachi spojrzał na mnie. Doszedł do wniosku, ze ode mnie nie otrzyma żadnych wyjaśnień wszedł do łazienki. Wyszedł z niej tak szybko jak ja. Usiadł obok mnie i objął ramieniem.
-Spokojnie. To jakiś głupi żart. Nic się nie dzieje.
-Aaale to… to jest napisane… krwią… czyjąś krwią… Kto to mógł zrobić? – jąkałam się z emocji. Tego było za wiele.
-Nie wiem. Może to ta sama osoba, którą spotkaliśmy w Kumo. A teraz uspokój się i chodź. – wziął mnie za rękę i powoli zaprowadził do łazienki. Posadził mnie na toalecie i namoczył gąbkę wodą. Zaczął mnie obmywać, a ja zdrętwiała patrzyłam na krwawy napis.
-Itachi… Możesz to najpierw zetrzeć? Nie mogę na to patrzeć. – brunet spełnił moją prośbę. Litery znikały jak śnieg na wiosnę. W końcu lustro znowu było czyste. Po chwili ogarnęłam się i powoli podeszłam do umywalki. Wyprosiłam Itachiego i wzięłam szybki prysznic. Wyszłam wyczerpana, a Itachi powtórzył moje czynności. Leżałam zmęczona na łóżku i otępiała myślałam o niczym. Nawet nie zorientowałam się kiedy Itachi wyszedł z łazienki. Otrzeźwiałam dopiero kiedy objął mnie ramieniem i położył się obok mnie. Ja jednak wstałam, a ten nierozumnym spojrzeniem obserwował moje ruchy. Podeszłam do barku i wyjęłam butelkę sake. Wzięłam kilka bardzo dużych łyków i położyłam się z powrotem. Zmęczenie dało o sobie znać i usnęłam wtulona w Uchihe. To co między nami jest coraz bardziej mnie niepokoiło. Byliśmy stanowczo za blisko. Jednak coraz bardziej mi się to podobało.
            Wstaliśmy z samego rana. Panował ponury nastrój. Wiedzieliśmy, ze musimy wyruszać do nowej kryjówki Akatsuki, ale ani ja ani on nie mieliśmy na to ochoty. Nie mówiąc nic wyszłam. Musiałam przemyśleć całą relację z Uchihą.
            Chodząc po zaśnieżonych ulicach nie zrobiłam nic ze swoich postanowień. Nie myślałam ani o straconych przyjaciołach, ani o Itachim. Szczerze to włóczyłam się bez sensu. Nie chciałam jednak wracać do hotelu. Nagle na mojej drodze stanął Pein.
-Witam Sakura. Musimy porozmawiać. – jego głos był zimniejszy od temperatury powietrza. Zadrżałam. Nic nie mówiąc poszłam za nim. Doszliśmy na skraj wioski. Nurtowało mnie co takiego chce mi powiedzieć skoro zjawia się tu osobiście.
-Słuchaj nie będę owijał w bawełnę. Niepokoi mnie twoja relacja z Itachim. Nie ufam ci i dobrze o tym wiesz. Podejrzewam cię, że szpiegujesz dla Konohy. Może się mylę, ale przezorny zawsze ubezpieczony.
-Szefie. Spokojnie. Nikogo nie szpieguję, a już na pewno nie donosiłabym wiosce, którą gardzę. Wracając do moich relacji z Uchihą. Żadnych relacji nie ma. On ma swój cel, a ja swój. On mnie trenuje i tyle. – Pein spojrzał na mnie podejrzliwie, a ja niemal ugięłam się pod ciężarem jego spojrzenia.
-Haruno wesz, ze wystarczy jeden zły krok i jesteś martwa, prawda?
-Tak wiem.

-To dobrze. Mam cię na oku. I lepiej będzie dla ciebie jeśli nic nie spieprzysz i nie będziesz zbytnio zbliżać się do Itachiego. Nawiasem mówiąc. Masz ciekawego prześladowcę. – zniknął zostawiając mnie z milionem pytań. Jaki prześladowca? O czym on mówił? Jakie relacje z Itachim? No dobra tu coś było na rzeczy, ale sama jeszcze tego nie rozgryzłam. Powoli wracałam do hotelu. Miałam mętlik w głowie i byłam koszmarnie zmęczona. Nagle zobaczyłam na śniegu ten sam napis co wczoraj. Znowu krew i to pytanie „Co posiadasz?”

sobota, 18 maja 2013

Rozdział Dziesiąty.



SAKURA
Całą noc przesiedziałam nie mogąc zmrużyć oka. Nawet nie wiedziałam kiedy wszedł Itachi, ale nie interesowało mnie to. Najchętniej wykopałabym go stąd. Był ostatnią osobą, którą chciałam widzieć. Straciłam najlepszego przyjaciela, a przecież nie musiało się tak stać, Mogłam sama mu o wszystkim powiedzieć. Tak, żeby wszystko zrozumiał. Znam Naruto i wiem, ze gdybym wyjaśniła mu dlaczego jestem w Akatsuki nie miałby nic przeciwko. Oczami wyobraźni widziałam jak wraca do wioski, idzie do Hokage i mówi jej o spotkaniu ze mną. Na pewno zarzuci jej kłamstwo. Ona wybroni się tym, że to ja kazałam go okłamać. Pokaże mu list. On się zdenerwuje i wyjdzie. Teraz żałowałam decyzji o odejściu. Chciałabym cofnąć czas.
Rano wstałam zmęczona i otępiała. Wyszłam z kajuty i skierowałam się na stołówkę. Szybko wzięłam parę kromek chleba posmarowałam je masłem i weszłam na rufę. Usiadłam na krześle i jadłam. Pogoda była moim całkowitym przeciwieństwem. Niebo było wyjątkowo błękitne, a słońce parzyło delikatnie moją skórę. Nagle ktoś się do mnie dosiadła. Był to ten sam mężczyzna co wczoraj. Miałam do niego milion pytań.
-Gdzie spotkałeś tego człowieka?
-Hmm? O kim mówisz?
-No tego z klanu Hozoku, który pożyczył od ciebie pieniądze.
-Ostatnio chyba jakieś pół roku temu. –powiedział zamyślonym głosem. Od razu wyprostowałam się pragnąc więcej szczegółów. Nie pozostało mi nic jak zaspokoić moją ciekawość. Od razu otrzymałam odpowiedzi na moje pytania. Ktoś z klanu, do którego ponoć należę, imieniem Yosuke mieszkał w Kumo. Tam poznał tego człowieka. Byli razem w drużynie. Yosuke jednak zarzekał się, ze w każdej z wiosek mieszka ktoś z jego klanu. Ostatni raz widziano go w Konoha. Kiedy zapytałam o Kekkei Genkai nie wiedział nic. Wspomniał tylko, ze mój „krewny” władał wszystkimi naturami chakry. To było wszystko co wiedział „Szkoda” pomyślałam i pożegnałam się grzecznie. Nie pozostało mi nic jak zabawić się w detektywa. Nie zamierzałam zostawić tej sprawy. Musiałam dowiedzieć się więcej o swoim pochodzeniu. Mój zapał zgasł kiedy uświadomiłam sobie, ze na ta chwile jedynym dostępnym źródłem informacji jest Itachi. Nie uśmiechało mi się z nim teraz rozmawiać. „O wilku mowa” pomyślałam. Pech chciał, że przede mną stał właśnie starszy Uchiha. Obróciłam się na pięcie i poszłam w drugim kierunku. Nie miałam ochoty nawet go widzieć. Najchętniej wyrzuciłabym go za burtę i pomachał na „do widzenia”.
-Sakura!- Moich uszu dobiegł wrzask Itachiego. Miałam to gdzieś i dziarskim krokiem szłam przed siebie. - Sakura, poczekaj! - chyba zaczął biec. Przynajmniej jego kroki znacznie zwiększyły częstotliwość. Nagle przede mną wyskoczył jakiś marynarz. Spojrzał na mnie, a potem na Uchihe.
-Proszę pana, próbuję kogoś unikać. Mógłby mi pan pomóc? - Stanęłam przed nim i szybko streściłam mu sytuację w jakiej się znajduję. Ten tylko wskazał mi pomieszczenie z którego wyszedł. Na drzwiach było napisane „wstęp tylko da pracowników” spojrzałam za siebie. Na moje szczęście Itachi akurat nie patrzył w moją stronę. Wielki susem zniknęłam za drzwiami.
ITACHI
Od rana próbowałem ja znaleźć. Musiałem z nią porozmawiać chociaż wiedziałem, że nie będzie to łatwe. Przede wszystkim musiałem ją zapytać czy wie kto może chcieć zrujnować jej życie. „Powiedzmy, że mam niedokończone porachunki z Haruno.” słowa nieznajomego błądziły mi po głowie niczym echo, którego nie można przerwać. Przeszedłem chyba cały prom dwa razy, ale nigdzie nie nie zauważyłem Sakury. Kiedy tylko ją zobaczyłem ta wrzasnęła na mnie i uciekła. Zacząłem ja gonić jednak po chwili zniknęła mi z oczu. „Nie mogła rozpłynąć się w powietrzu” pomyślałem i rozejrzałem się za jakimiś kryjówkami, w których mogłaby się ukryć. Jedyne co zauważyłem to drzwi. No cóż trzeba spróbować. Wszedłem do korytarza i skierowałem się na dół.
SAKURA
Biegłam ile sił w nogach. Mało co nie zabiłam się na tych schodach. Do tego jeszcze coraz wyraźniej wyczuwałam chakre Itachiego.
-Cholera – mruknęłam pod nosem kiedy stopą zahaczyłam o stopień. Gdyby nie moja zwinność już bym leżała poobijana. Na całe szczęście byłam już na samym dole. Stałam przed rozwidleniem. „W prawo czy w lewo” myślałam i zdecydowałam się skręcić w prawy korytarz. Przynajmniej może uda mi się zgubić Uchihe. No moje nieszczęście znalazłam się w ślepym zaułku. Po obu stronach były drzwi jednak były zamknięte.
-Kurwa mać!- uderzyłam w ścianę. Nagle usłyszałam dźwięk klucza otwierającego drzwi. Może jednak nie było tak źle jak myślałam. Na korytarz wyszedł mężczyzna na oko trochę starszy ode mnie. Miał krwistoczerwone włosy i fiołkowe oczy. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się chamsko. Było w nim coś co natychmiast wzbudziło moją czujność i chęć ucieczki. Z głębi korytarza słychać było miarowe spokojne kroki. Spięłam wszystkie mięśnie i przyległam do ściany. Poczułam jej chłód na skórze. Chciałam się przez nią przebić i natychmiast stąd uciec. Wzdrygnęłam się kiedy usłyszałam głos tego mężczyzny.
-No proszę, co taka ślicznotka tu robi? Nie przypominam sobie, aby toś tak ładny był wśród załogi. - Podszedł bliżej z kpiącym uśmiechem. Ja jednak próbowałam nie dać ponieść się przez strach.
-Nic. Ukrywam się przed kimś i tyle. Zaraz sobie stąd pójdę.
-Nie musisz się tak spieszyć. - przybliżył się do mnie – Może się trochę lepiej poznamy?
-Podziękuję za tą przyjemność - powiedziałam i minęłam go. 
- Nie tak szybko - złapał mnie za ręce i przygwoździł do ściany. 
-puść mnie!- krzyknęłam i próbowałam kopnąć go w czułe miejsce. Jak wielkie było moje zdziwienie kiedy moja noga sama się zatrzymała. Próbowałam z wszelkich sił zmusić ją do działania jednak na nic to się zdało. Moje ciało zastygło w bezruchu pomimo sygnałów z mózgu abym uciekała jak najszybciej. "Chwila. Znam tą technikę"
-Nara. Miło mi znowu spotkać kogoś z tego klanu. - z cienia wyszedł wysoki szatyn. 
-Skąd mnie znasz?
-Nieważne. Znam i tyle. -powiedziałam butnie i natychmiast pożałowałam swoich słów. Poczułam jak pali mnie policzek. Oczywiście powodem była dość mocne uderzenie wcześniej poznanego mężczyzny. 
-Gadaj dziwko!-kiedy zauważył, że nadal nie jestem skóra do odpowiedzi uderzył mnie jeszcze raz. „A co mi tam powiem im.”
-Walczyłam kiedyś z kimś z twojego klanu. Nie spodziewałam się, że konoszanin będzie zadawał się z takim ścierwem. - znowu poczułam uderzenie tym razem mocniejsze 
-milcz!
-zdecyduj się. Mam mówić czy milczeć? - mój niewyparzony język zdecydowanie kiedyś mnie zgubi. 
-Masz robić wszystko co ci karze. Ale teraz to to i tak nie ma znaczenia. - odwrócił mnie i swoim ciałem przygniótł do ściany. Wiedziałam co się zaraz stanie, ale o dziwo nie odczuwałam strachu. Kiedy myślałam nad tym jak czuje się dziewczyna w takiej sytuacji sądziłam, ze są one zgnębione, zastraszone, przerażone lub zgorszone. Oprócz tego ostatniego nie czułam nic. Jednak po mojej twarzy zaczęły spływać łzy tak jakby mój mózg wszystko pomieszał. Płacz bez smutku ani lęku. A może to ja powoli wariuję. Spojrzałem za siebie. Mężczyzna powoli zdejmował ze mnie bluzkę, a drugi podszedł do nas. "Teraz albo nigdy" pomyślałam i spróbowałam się ruszyć. Nic z tego. Technika nadal trwała a moje ruchy były kontrolowane przez jednego z nich. Teraz pozwoliłem sobie na szloch. Zaczęłam nawet prosić ich, aby przestali. Ja silna Sakura Haruno prosiłam o litość. Nikt jednak nie posłuchał moich próśb. Nie miałam już na sobie bluzki, a Nara dobierał m się do spodni. Czułam dwie pary dłoni, które wodziły po moim ciele. Słyszałam również ciche pomruki zadowolenia, a może satysfakcji, że trafiła im się taka ofiara. Byłam pewna, że to się tak szybko nie skończy. Czerwono włosy odwrócił mnie i teraz mogłam ponownie spojrzeć na jego twarz. Czułam wstręt, nie strach tylko wstręt i obrzydzenie. Moje uczucia wzrosły kiedy fioletowooki zaczął nachalnie całować mnie po szyi. Teraz już na pewno do tego dojdzie. „Cholera!” wrzasnęłam w myślach. Nikt mnie przecież nie usłyszy, nikt nie przyjdzie. .Jak wielkie było moje zdziwienie gdy zobaczyłam zarys postaci na końcu korytarza. Wtedy ta osoba wydawała mi się wybawieniem. 
-Zostawcie ją! -krzyknął donośnie. Już wiedziałam kim był. Ten głos rozpoznałabym na końcu świata. Podszedł do mnie, a jedyne co widziałam to czerwień sharingana. Kiedy był już dostatecznie blisko nawet nie mogłam się mu przyjrzeć, bo zaczął znęcać się nad dwójką moich oprawców. Odrzucił mężczyzn i odwrócił się do mnie plecami. Zamachnął się i uderzył jednego w twarz. Polała się krew. Jeszcze parę razy uderzył mężczyzn i z powrotem obrzucił się w moim kierunku. Mężczyzna chciał mnie przytulić jednak odepchnęłam go. Zabrałam swoją bluzkę z podłogi i poszłam przed siebie. Co jak co ale nie pozwolę się przytulić Sasuke. 
-Co ty tu robisz, Uchiha? - zapytałam oschle siląc się na jak najbardziej obojętny głos. - Nie prosiłam cię o ratunek.
-Lepiej, co ty tu robisz? - odwróciłam się i przeżyłam szok. Zamiast Sasuke stał tam Itachi.
-Znowu ty. - mruknęłam pod nosem i poszłam w swoja stronę. Niestety dobiegł mnie jeszcze głos starszego z barci.
-Może tak byś podziękowała.
-Nie ma za co. Jak już mówiłam nie potrzebowałam ratunku. - Itachi podbiegł do mnie.
-Wydaje mi się, że jednak potrzebowałaś.- prychnęłam znacząco.
-Zamknij się już. Nie mam ochoty cię słuchać.
Jeszcze jakiś czas musiałam z wielkim trudem ignorować Itachiego. Może i mnie uratował, ale prędzej świnie zaczną latać niż ja powiem „dziękuję”. Kiedy tylko wróciłam do kajuty wdrapałam się na łóżko i zwinęłam w kłębek. Dopiero teraz zaczęły napływać do mnie wszelkie emocje. Czułam na sobie dotyk tamtego mężczyzny, jego oddech na mojej szyi, słyszałam jego głos krążący w mojej głowie jak natrętna mucha. Na szczęście byłam teraz sama, więc mogłam opuścić wszelkie bariery i po prostu się rozpłakać. Nagle wstałam. Poczułam impuls. Wyrzuciłam wszystko ze swojej torby w poszukiwaniu ręcznika. Musiałam zmyć z siebie jakiekolwiek ślady dotyku tamtego kolesia. Szybko zdjęłam swoje ciuchy rzucając je na podłogę. „może je spale” pomyślałam. Nawet tak głupia myśl nie poprawiła mi humoru. Wskoczyłam pod prysznic i zaczęłam szorować całe ciało. Podrażniłam sobie skórę, a to i tak nie pomogło. Cała czerwona wyszłam i ubrałam zwiewną białą sukienkę. Wróciłam na łózko. Nic się nie zmieniło. Brzydziłam się sama sobą mimo, że do niczego nie doszło. Miałam wrażenie, że odejściem od przyjaciół przewróciłam idealnie ułożone kostki domina. Wszystko po kolei się sypało. Teraz tylko czekać, aż ktoś będzie chciał mnie zabić, albo coś takiego. W sumie nie mam już przyjaciół. Wszyscy zapewne uznali mnie za zdrajczynię. Zraniłam Naruto i Tsunade. Nikt by raczej za mną nie tęsknił. Tą myślą zasmuciłam się jeszcze bardziej. Przyłożyłam głowę do ściany kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. W wejściu stanął Itachi. Spojrzał najpierw na podłogę na której nadal leżały moje ubrania. Spojrzałam na dół, aby dowiedzieć się co jest takiego interesującego w stercie brudnych ubrań. Na samym jej czubku leżał mój biustonosz. Może w innej sytuacji zaśmiałabym się, albo nerwowo pozbierała ciuchy i schowała je do torby. Teraz jednak nic mnie to nie obchodziło. Wróciłam na swoją dawną pozycje i bez słowa obserwowałam Uchihe. Minęło parę dobrych minut zanim na mnie spojrzał. Nie wiedziałam jak zinterpretować jego spojrzenie, ale jednego byłam pewna. Nie miałam ochoty przebywać z nim w jednym pomieszczeniu. Bez słowa zeskoczyłam z piętrowego łózka i skierowałam się do drzwi. Na moje nieszczęście zostało mi to uniemożliwione przez silny uścisk na nadgarstku.
ITACHI
Spojrzała na mnie ze smutkiem w oczach. Nie mogłem jednak jej puścić. Nie mogłem tak zostawić tej sprawy. Już raz zraniłem ja swoim zachowaniem.
-Sakur..
-Itachi, proszę puść mnie. - powiedziała tak cicho, że ledwo dosłyszałem co mówiła.
-nie mogę. - opuściła głowę. - Posłuchaj mnie. To co się dzisiaj wyda...
-To nie twoja sprawa! - wyszarpnęła dłoń z mojego uścisku. - Zostaw mnie w spokoju! - wybiegła. Gonitwa za Haruno rozpoczęła się na nowo. Tym razem jednak udało mi się ją dogonić. Siedziała na dziobie statku wtulona we własne nogi. Usiadłem obok niej. Poszperałem po kieszeniach i znalazłem to co dla niej miałem.
-Masz – powiedziałem cicho. Spojrzała na mnie tymi zielonymi oczami, a potem na to co trzymałem
-Papieros i zapalniczka? - zdziwiona patrzyła na przemian na mnie i na „truciciela”
-Z tego co wiem w sukienkach nie ma kieszeni. - zażartowałem, aby rozluźnić atmosferę. Nie udało się. Dziewczyna niepewnie wyciągnęła dłoń po podarunek. Szybko odpaliła papierosa, a między nami znów zapanowała krępująca cisza. Musiałem ją przerwać
-Sakura. Jeśli będziesz chciała o tym porozmawiać to spokojnie możesz mi wszystko powiedzieć.
-nie chce nigdy więcej o tym wspominać więc powiem jedno. Nic takiego się nie stało. Na świecie dzieją się gorsze rzeczy. - wzruszyła ramionami.
-No dobrze. Teraz jeszcze inna sprawa. Chiasmem cię przeprosić za tą sytuację w Kumo. - Sakura zwróciła głowę w moim kierunku przy okazji racząc mnie wydychanym dymem. - to nie usiało się tak rozegrać. Po prostu byłem przyparty do muru. Pierwszy raz nie widziałem innej opcji niż przystanie na warunki innych.
-Spokojnie. Będzie mnie to boleć, ale po części cię rozumiem. Zrobiłabym to samo, ale nie myśl, ze ci wybaczam. - „Nareszcie” pomyślałem gdy zobaczyłem na jej twarzy lekki zarys uśmiechu. Co jak co, ale jest bardzo silna kobietą. Znieść tyle w ciągu tak krótkiego czasu. To jest wyczyn.
-Dobra. Przejdźmy do ważniejszej sprawy. Wiesz kto mógłby chcieć się na tobie za coś odegrać, zrujnować ci życie, zniszczyć relacje z przyjaciółmi? - Haruno patrzyła na nie jak na idiotę. Joz z samego wyrazu jej twarzy znałem odpowiedź.
-Dokładnie to powiedział mi tamten człowiek kiedy zażądał, aby Naruto dowiedział się o tobie i Akatsuki.
-nie no naprawdę nie wiem kto to kogo być. Nie przypominam sobie nikogo kto chciałby się na mnie za coś zemścić, ale mam to gdzieś- odpowiedziała i położyła się na deskach dziobu.
-to raczej jest ważne.
-nie jest. Raczej do wioski już nie wrócę. Nie mam po co. Przyjaciele i tak mi tego nie wybaczą. Nie ma drogi powrotnej do starego życia. Tego życia już nie ma, więc tamten człowiek nie ma już co niszczyć. Nawet jeśli nadal będzie chciał coś mi zrobić... cóż co mnie nie zabije to mnie wzmocni. - uśmiechnęła się patrząc na błękitne niebo.
-Znowu to robisz.
-Co niby robię? - oparła się na rękach i spojrzała na mnie
-Znowu ukrywasz emocje. - powiedziałem obojętnie patrząc przed siebie.
-Nie ukrywam ich. Godzę się z nimi i tyle. Coś takiego nazywa się stoicyzmem. - usiadła po turecku patrząc na mnie – wiesz taka filozofia antyczna, która mówiła o przyjmo...
-Wiem co to stoicyzm – mruknąłem zażenowany.
-No to dobrze, ze wiesz. A teraz wybacz, ale muszę coś załatwić. - wstała otrzepała się z kurzu. Już miała iść kiedy usłyszała dziwny dźwięk. Stanęła jak wryta.
SAKURA
Nie. To niemożliwe. Nie mogą same się pojawiać. Spojrzałam w kierunku z którego dochodził dźwięk. Tak jak sądziłam zobaczyłam tam małego białego ślimaka.
-Sakura-sama, coś się dzieje w biurze Hokage. - „eh, zawsze coś się dzieje w nieodpowiednich momentach.” pomyślałam i wróciłam na swoje miejsce.
-Co się tam niby dzieje?
-zaraz ci wszystko opowiem. - spojrzałam na Itachiego. Ten odwzajemnił moje spojrzenie. Kiwnął głową dodając mi otuchy.
***
Biuro Hokage – Konoha
Tsunade siedziała przy swoim biurku. Jak zawsze po całym pomieszczeniu rozrzucone były papiery. Zgłoszenia na egzaminy lub do akademii były tylko maleńką częścią. Najgorsze były raporty ich było najwięcej, a wszystkie z nich trzeba było przeczytać. Wstała i zaczęła szperać poszukując czegoś.
-Jest – mruknęła i zruciła wszystko, aby wydobyć jedną z teczek. „Naruto Uzumaki – misja w Kumo” wielki napis na teczce, aż raził po oczach. Londynka wróciła na swój fotel i rozsiadając się wygodnie zaczęła czytać.
-Co?! - wrzasnęła nagle. - Shizune! - jej podwładna przybiegła jak najszybciej.
-Co się stało, Tsunade-sama?
-Sprowadź mi tu Naruto Uzumakiego jak najszybciej.
-Hai. - brunetka wybiegła z pokoju w pośpiechu.
-Do tego jeszcze Kakashiego! - Tsunade usłyszała ciche „zrozumiałam”. Usiadła i z mętlikiem w głowie oczekiwała Uzumakiego. Wyjęła z szafki jedną z wielu butelek sake, którymi uspokajała własne nerwy. Upiła siarczysty łyk. Spojrzała na teczkę, która leżała na jej biurku jak wyrok. „Sakura, coś ty najlepszego zrobiłaś.” Tsunade odwróciła się do wielkiej szyby, która odgradzała ją od wioski. Cała Konoha tętniła życiem. Szczęśliwe dzieci biegały po ulicach, a młodzi shinobi trenowali, albo bili się dla zabawy. „Cała ta sielanka to tylko pozory.” Z tą myślą zaczęła wspominać swoją uczennicę. Z zamyślenia wyrwało ją pukanie.
-Wejść! - w drzwiach stanął Naruto. Ta wstała wzięła do ręki raport z jego misji i spojrzała na niego z wyrzutem. - Kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć?!
-Nie wiem. Nie miałem siły. Wszystko opisałem w raporcie. - spuścił głowę. Wspomnienia wróciły do niego jak bumerang. Ostatnie spotkanie z jego przyjaciółką. Ostatnia część drużyny siódmej przepadła. Pozostał tylko Naruto z nowa raną na sercu. Najpierw Sasuke teraz Sakura. Wszyscy go opuścili. Blondyn poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Spojrzał w bok i zobaczył swojego senseia.
-Co się stało Tsunade-sama? - zapytał szarowłosy.
-To ty nie wiesz? - zdziwila się Hokage. - Sakura dołączyła do Akatsuki. - powiedziała i tak jak Naruto spuściła głowę. Nie mogła zrozumieć jak jej uczennica mogła zrobić coś takiego.
-Naruto możesz mi to wyjaśnić? - jounin spojrzał na swojego ucznia.
-Na misji w Kumo spotkałem Sakurę. Oczywiście ucieszyłem się. Wszystko jednak zmienił Itachi Uchiha. Jak gdyby nigdy nic podszedł do nas i powiedział mi prawdę. Sakura próbowała jeszcze wszystko wyjaśnić, ale nie chciałem jej słuchać. Dla mnie wszystko było jasne. Zdradziła wioskę i swoich przyjaciół. - Naruto ledwo powstrzymywał łzy. - Tsunade-sama, wszystko dokładnie opisałem w raporcie. Mogę już iść? - zapytał i spojrzał na blondynkę.
-Tak. Idź. - brakowało jej słów. - Kakashi, ty zostań. - powiedziała i śledziła Naruto wzrokiem dopóki nie zatrzasnął za sobą drzwi.
-Szanowna Hokage, co z tym zrobimy? Znam Sakurę i wiem, ze nie zrobiłaby tego, gdyby nie była do tego zmuszona czy to przez życie czy przez kogoś z nich.
-Wiem. Dlatego tak bardzo mnie to martwi, ale jeśli Sakura nadal jest w jakiejś części wierna wiosce możemy to wykorzystać. Jeśli uda mi się z nią skontaktować możemy uzyskać cenne informacje o Aktsuki.
-To nie jest taki zły pomysł, ale zawsze istnieje... - wypowiedź Kakasiego przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Tsunade spojrzała na osobę, która w nich stała, a na jej twarzy zagościł wyraz obrzydzenia i wstrętu.
-Witaj Tsunade-hime. Musimy o czymś porozmawiać, ale na osobności. - Mówił podchodząc coraz bliżej blondynki. Za nim weszła starsza kobieta. „ no pięknie cała starszyzna” pomyślała Tsunade i usiadła na biurku.
-Kakashi wyjdź. Później jeszcze porozmawiamy. - jounin znikał w kłębie dymu, a Danzo od razu przeszedł do sedna.
-Szanowna Tsunade nadszedł czas, abyś poznała pewną historię. Był to błąd zarówno starszyzny jak i ówczesnego Hokage – Sarutobiego. Pamiętasz czasy kiedy utworzono oddziały policji Konohy? Twój dziadek, Hashirama zawsze był nastawiony pokojowo do wszystkich klanów natomiast jego brat Tobirama miał zupełnie inny pogląd na te sprawy. Zaczął izolować klan Uchiha od życia wioski. Początkowo było to utworzenie Policji później doszło nawet do tego, ze zamieszkali w osobnej dzielnicy.
-Cholera Danzo, wiem o tym wszystkim.
-Nie przerywaj mi! Wszystkie te wydarzenia zaczęły budzić niepokój w klanie. Nastały czasy Sarutobiego. Trzeba było podjąć ciężka decyzję.
-Poczekaj chwilę. Nie jesteśmy sami. - powiedziała Tsunade i spojrzała w kąt pokoju. Stał tam mały ślimak. - Wybacz Katsuyu, ale musisz stąd iść – jak tylko wypowiedziała te słowa ślimak zniknął.
***
-Wybacz Sakura-sama, ale więcej nie wiem. Musiałam stamtąd iść.
-Nic się nie stało, Katsuyu. Jeśli dowiesz się czegoś nowego poinformuj mnie o tym dobrze?
-Hai – ślimak zniknął. Spojrzałam na Itachiego. Zamyślony wpatrywał się przed siebie. Wydaje mi się, ze wie o czym mówił Danzo i co jeszcze chciał powiedzieć. Obiecałam sobie, ze prędzej czy później poznam koniec tej historii.


********
W końcu udało mi się to napisać. Przepraszam za wszystkie błędy. Pisałam to na telefonie ukrywając się przed lekarzami  którzy ciągle mi gadają, żebym tylko odpoczywała. Wielkie dzięki dla mojej kuzynki dzięki, której udało mi się ten rozdział dokończyć. Niestety nadal jestem w szpitalu więc nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział. No i oczywiście mam nadzieję, że wam sie podobało xD