piątek, 26 lipca 2013

Rozdział Dwunasty.

Rozdział trochę przegadany, wiem, że dialogi prze trzy czwarte rozdział€ to nie jest przepis na dobre opowiadanie, ale nie potrafiłam tego inaczej napisać... Teraz zapraszam do czytania :D
*****
Do hotelu biegłam ile sił w nogach. Nie wiem czemu uciekałam, ale chciałam znaleźć się tam jak najszybciej. Prześladowca. Czy o tej właśnie osobie mówił Pein?  Kim on mógł być? Przecież nikomu nigdy nie zrobiłam krzywdy. No dobra, może kogoś uderzyłam raz czy dwa, ale gdyby chodziło o to, to połowa wioski by mnie ścigała. Z mętlikiem w głowie biegłam przed siebie, nie zważając na ludzi parłam do przodu. Byle znaleźć się w hotelu i wyruszyć do kryjówki. Właśnie, Akatsuki i Kisame. Przez całe to zamieszanie prawie zapomniałam o swoim prawdziwym celu. Zabicie Hoshigakiego. Teraz już moje myśli wirowały wokół wszystkiego. Prześladowcy, Kisame, Itachiego i Konohy. Miałam ochotę się poddać. Przegrać walkę z życiem, z własnymi pragnieniami i wrócić do dawnego życia. Nagle poczułam, ze na kogoś wpadłam. Podniosłam głowę do góry.
-Przepra… - odskoczyłam od mężczyzny. - Sasuke?!  Co ty tu robisz?
-Stoję, wpadam na ludzi i tak dalej, a ty? – sarkazm, znowu. Jak bardzo mnie to irytowało.
-Można powiedzieć, ze to samo, a teraz wybacz, muszę już iść. – minęłam go jednak nie dane było mi odejść. Poczułam mocny uścisk na nadgarstku.
-Wiesz, że gdyby nie to, ze mnie wtedy zaskoczyłaś nie udałoby ci się mnie obezwładnić?-doskonale to wiedziałam.
-Pokonałabym cie nawet z zamkniętymi oczami, a teraz puszczaj mnie. – wyrwałam dłoń z uścisku i pobiegłam w swoją stronę.  Na szczęście ni zatrzymał mnie.
                Wbiegłam do hotelowego pokoju. Na szczęście nie było Itachiego. Od razu zacząłby zadawać pytania, których nie miałam ochoty słuchać. Położyłam się na plecach i spoglądałam na sufit. Miliony pytań napływały mi do głowy. Kim jest ten prześladowca? O co chodziło Peinowi? Wstałam i chodziłam w kółko.
-Co ty tak krążysz? – podskoczyłam na dźwięk głosu Itachiego.
-Zastanawiam się. – powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Nad czym?
-nad wczorajszym wydarzeniem. Wiesz tym napisem na lustrze.
-I co? Doszłaś do jakichkolwiek wniosków? – pokręciłam głową. Naprawdę nie miałam zielonego pojęci kto mógłby chcieć mnie zastraszać. Trudno się mówi. Teraz musimy wrócić do kryjówki. Ładnie poprosiłam o to, zebyśmy wracali. Nie spotkałam się z odmową. Zgrabnie wczołgałam się na środek łózka i usiadłam po turecku. Jak nic nie rozumiejące dziecko obserwowałam Uchihe. Coraz bardziej lubiłam to robić. Widziałam zarys każdego mięśnia. Rejestrowałam najmniejszy jego ruch. Byłam jak zahipnotyzowana. Mój trans przerwał jego głos.
-Co mi się tak przyglądasz?
-A tak jakoś. – przyznałam. Sama nie znałam przyczyn mojego zafascynowania. Odrobinę zmieszana tym, ze on to zauważył zmieniłam temat. – Właściwie to pokaż mi ten amulet. Jeszcze go nie widziałam. – sięgnął do kieszeni i rzucił coś w moim kierunku. Złapałam to zwinnie i zaczęłam oglądać. Tak jak się spodziewałam była to czarna połówka yin-yang.
-Serio? Mogli wymyślić coś bardziej kreatywnego. – odrzuciłam amulet w stronę Uchihy.
                Już od paru godzin podróżowaliśmy. Słońce chyliło się ku zachodowi. Moje mięsnie wyraźnie dawały mi znać, ze potrzebują odpoczynku. Nie dawałam jednak za wygraną. Ciągle próbowałam dorównać Itachiemu. Ten bez problemu i ani jednej kropelki potu biegł obok mnie.  Byłam wniebowzięta kiedy zaproponował postój. Usiadłam pod byle drzewem, a Uchiha przysiadł się do mnie. Rozważaliśmy dalsza podróż, chociaż najchętniej bym tu przenocowała. To był minus bycia w Akatsuki. Nie można spać gdzie popadnie. Ciągle trzeba znajdować kryjówki. Uciekać i się ukrywać. Powoli miałam tego dość. Wstałam, aby się przejść. Po przejściu paru kroków zakręciło mi się w głowie, a obraz zasnuły czarne kropki. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa i upadłam. Słyszałam jak Itachi wstaje i do mnie podbiega jednak nic nie widziałam. Nie straciłam przytomności. Straciłam wzrok! Próbowałam wstać jednak to nic nie dało. Poruszałam nogami i je czułam, ale ona mnie nie słuchały. Robiły co chciały. Byłam przerażona.
-Sakura! Co się stało? – skierowałam głowę w kierunku głosu.
-Nie wiem. Nic nie widzę. Nie mogę ruszać nogami. Itachi, co się ze mną dzieje?!
-Nie mam pojęcia. – powiedział i wziął mnie na ręce. Jeszcze raz próbowałam poruszyć nogami. Tym razem już na nic nie reagowały.
                Obudziłam się. Otworzyłam oczy. Nadal ciemność. Na całe szczęście mogłam się już sama poruszać. Nie miałam pojęcia gdzie jestem, jednak wyczułam pod sobą miękka powierzchnię. To chyba było łózko. Nie wiem tez ile spałam.
-Itachi – szepnęłam. Bez odzewu. – Itachi – powtórzyłam trochę głośniej. Nadal nic. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
-Sakura? Jak się czujesz. – to była Konan. Zdecydowanie byłam już w kryjówce.
-Dobrze. Tylko nic nie wiedzę. – powiedziałam smutno.- Jaka jest pora dnia?
-Dzień. Spałaś dwie doby. Możesz już ruszać nogami?
-Tak.
-To dobrze. – Konan usiadła obok mnie. Powoli oprowadziła mnie po pokoju. Pokazała mi gdzie jest łazienka, szafa, lóżko i drzwi. Poinformowała mnie również, ze do póki nie odzyskam wzroku będę dzielić pokój z Itachim. Jakoś mi to już nie przeszkadzało.
              Po wyjściu Konan położyłam się na łóżku. No bo co innego mogłam robić. Książki nie poczytam. Wyjść tez nie wyjdę. Na prawdę do wszystkich moich problemów brakowało jeszcze tylko ślepoty. Do moich uszu doszło pukanie do drzwi.
-Proszę! – usłyszałam otwierane drzwi i miarowe kroki. – Kto to?
-To ja, Deidara. – podniosłam się na łokciach.
-Czego ode mnie chcesz? – warknęłam. Ten odpowiedział, ze przyszedł porozmawiać. Nudy, ale i tak nie miałam nic do roboty. Opowiedział mi wszystko o „przeprowadzce” i o tym jak Tobi omal nie wyleciał w powietrze ze starą kryjówką. Przyznaje się bez bicia, ze ta historia mnie rozśmieszyła. Niestety Deidara musiał w końcu iść. Udało mi się go jednak zatrzymać.
-Dei, zaprowadzisz mnie do lidera?
-A sama nie możesz i… A racja – uderzyłam dłonią w czoło i zaśmiałam się cicho. On mnie czasem naprawdę irytował i żenował. –chodź – podszedł do mnie i podał mi rękę.
                Gabinet Peina. Może i nie wiedziałam, ale potrafiłam sobie go wyobrazić. Tone książek na starych regałach. Wielkie biurko z drzewa wiśniowego i ogromne skórzane krzesło. Już w powietrzu czuło się atmosferę tego miejsca – napięcie i opanowanie. Usłyszałam trzask drzwi – znak, ze mogę zacząć rozmowę z Peinem:
-Liderze, musze o czymś z tobą porozmawiać.
-Mów
-Chodzi o moją rolę w Akatsuki. Mam również być medykiem, dlatego doszłam do wniosku, ze należałoby wyznaczyć jeden pokój na mój gabinet. Wiesz o co mi chodzi. Trzymałabym w nim leki, zioła i byłoby pare łóżek dla chorych. Również założyłabym kartoteki. Zapisywałabym wyniki badań i inne lekarskie bzdety.
-Nie ma sprawy, ale zapomnij o zapisywaniu czegokolwiek, Haruno. Nadal ci nie ufam To wszystko?
-Nie. Mówiłeś o misji na którą miałam iść z Kisame. Ze względu na mój stan, nie mogę wykonać tej misji. Nie wiem też czy wzrok powróci.
-To może zaczekać do twojego powrotu do zdrowia.
-Ale ja nie wiem, czy on wróci. Najlepiej byłoby gdybym udała się do lekarza. Sama bez wzroku się nie zdiagnozuję, nie wykonam badań, z resztą nie mam potrzebnego sprzętu, który nawiasem mówiąc trzeba by było zakupić.
-O tym porozmawiasz z Kakuzu. A co do lekarza Konan może pomóc ci ze wstępnymi badaniami. Teraz się wynoś. – Po omacku trafiłam do drzwi. Tam już czekał Deidara, aby odprowadzić mnie do pokoju.
                Nuuuudze się. Tak potwornie się nudzę. Już drugi dzień leżę bez celu i nic nie robię. Zaczęłam przeklinać to co mi się przytrafiło. Jedyną rzeczą nad którą dłużej się zastanawiałam było to, gdzie podział się Itachi. Nie „widziałam” go od kiedy trafiłam do nowej kryjówki. Nie znałam również powodu jego nieobecności. Przez te dni próbowałam z Konan zdiagnozować moje oczy, jednak jej nieznajomość technik medycznych wszystko utrudniała. Może i kogoś wyleczy, ale nic poza tym. Bardzo mnie to denerwowało. Najbardziej ta niewiedza, co do mojego stanu. Tak bardzo chciałam, żeby Itachi wrócił. Przynajmniej miałabym z kim rozmawiać całymi dniami, nawet o takich głupotach jak książki. Właśnie ta jego nieobecność uświadomiła mi jak bardzo się do niego przywiązałam. Nagle rozległ się trzask drzwi. Nikt się nie odezwał. Usiadłam próbując wyczuć, kto mógł mnie odwiedzić. Kolejny trzask. Chyba drzwi od łazienki. Wstałam chwiejnie, nadal nie byłam pewna otoczenia. Powoli doszłam do łazienki. Przystawiłam ucho do drzwi. Tam faktycznie ktoś był. Drzwi się otworzyły, a ja upadłam z hukiem na podłogę. Przy okazji strąciłam coś. Rozległ się trzask tłuczonego szkła.
-Cholera – mruknęłam pod nosem.
-Sakura? Nic ci się nie stało? – Jak wielka była moja radość kiedy usłyszałam głos Uchihy. Rzuciłam się mu na szyję. Na szczęście był na tyle blisko, ze ta akrobacja nie skończyła się następną demolką. Przyciągnął mnie do siebie, a ja napawałam się jego cudownym zapachem.
-Spoufalasz się z wrogiem? – zapytał ze śmiechem w głosie.
-Cicho, Uchiha. – mruknęłam mocniej go przytulając. Ten delikatnie mnie od siebie odepchnął. Chyba na mnie spojrzał, ale nie byłam tego pewna.
-Nadal nie widzisz, prawda? – pokręciłam głową, a cały mój dobry nastrój prysnął jak bańka mydlana. Niespodziewanie podniósł mnie z podłogi i doniósł do łóżka delikatnie na nim kładąc. Usiadł w moich nogach.
-Posłuchaj. Dowiedziałem się czegoś.
-Dlatego cię nie było?
-Tak, ale słuchaj. Kiedy wzięliśmy amulet… - Dotknęłam swojej szyi. Nadal tam był. Długi srebrny łańcuszek z połówka amuletu na końcu. – twoje geny się przebudziły. Pamiętasz jak mówiłem o kekkei genkai? – kiwnęłam głowa. – to może zaczne od początku. Kekkei genkai to umiejętność łączenia dwóch natur chakry. Jest przekazywane z pokolenia na…
-Wiem co to jest! Do rzeczy. – warknęłam zirytowana.
-To tak. Mówiłem, ze potrafisz opanować każdą naturę. Sam widziałem jak używasz co najmniej czterech z nich.
-Tak umiem używać wszystkich. To prawda.
-Ponoć w twoim klanie nie występowało kekkei genkai. To coś przekracza nawet kekkei tota – łączenie trzech natur. Ty potrafisz połączyć które tylko chcesz, bez względu na ich ilość.
-Itachi. Nie potrafię czegos takiego. Fakt. Nauczyłam się używać wszystkich natur chakry, ale nie potrafię ich połączyć.
-Słuchaj do końca! – wrzasnął, a ja skuliłam się, zmieniając się w słuch. – Właśnie ta umiejętność obudziłaś, kiedy znaleźliśmy amulet. Twoja chakra, ta tylko twoja, zareagowała na technikę broniącą amuletu. Możliwe, ze dlatego oślepłaś, ze to tylko przejściowe. Możliwe też, ze ta nowo przebudzona chakra cię zabija. Próbuje zlikwidować obcą chakre, która jest w twoim ciele.
-Czyli co? – wiedziałam o czym on mówił. Jednak nie mogłam przyjąć tego do siebie.
-Słuchaj, jest jeszcze jedna możliwość. Druga umiejętność twojego klanu  to dojutsu, jednak o tym wiem bardzo mało. Praktycznie było to tylko wspomniane.
-Poczekaj, po kolei. Oślepłam, bo: opcja a – budzi się moje kekkei genkai, czy jak to by tam nazwać; opcja b- moja przebudzona chakra niszczy tą obcą; opcja c – budzi się we mnie dojutsu.
-Tak. Jeśli to opcja a lub c  to jest to chwilowe. Jeśli opcja b to…
-umrę – zamarłam. Momentalnie do moich oczu napłynęły łzy. Poczułam rękę na moim kolanie.
-Będzie dobrze. Zobaczysz.
-Nie pierdol. Nie masz pewności czy będzie dobrze. – wtuliłam się w jego pierś. Jednak ślepota na coś mi się przydała. Mogłam bezkarnie jeździć palcami po jego mięśniach. Nie poprawiło mi to jednak humoru. Nagle do mojej głowy wpadł idealny pomysł. –Słuchaj, jeśli moją chakra niszczy tą obcą to jest sposób, aby to sprawdzić. Spróbuje wyciągnąć z ciebie odrobinkę chakry i zmieszać ją z własną, wiesz tą moją moją. Jeśli zabarwi się na czerwono to.. znaczy, że..
-wiem. – powiedział pochmurnym głosem
-Co? Martwisz się, że umre? – zaśmiałam się, aby rozładować atmosferę.
-Wiesz, bez ciebie nie zdobędę drugiej części amuletu.
-Tylko dlatego? – mruknęłam cicho wtulając się mocniej w Itachiego.
-Tak.
-Phi – odsunęłam się od niego prawie spadając z łózka.
-Uważaj. – złapał mnie za rękę, co uchroniło mnie przed niechybnym upadkiem. Był blisko mnie. czułam jego oddech na swojej twarzy. Przybliżyłam się do niego, a on zmniejszył dystans między nami do zera. Złapałam go za szyje mocniej do siebie przyciągając. A drugą rękę wplotłam w jego włosy. Całował niesamowicie. Napierał na mnie, a ja położyłam się na łóżku. Pocałunki stawały się coraz namiętniejsze. Ile bym dała, żebym mogła teraz otworzyć oczy i zobaczyć jak wygląda. Zdjęłam gumkę, którą wiązał włosy i je rozpuściłam. Delikatnie łaskotały mnie w szyje, kiedy Itachi pochylał się nade mną. Wsunęłam rękę pod jego bluzkę i sunęłam palcami po jego torsie. Na szybko zdjęłam ja z niego. Ile bym dała, żeby móc to zobaczyć. Itachi zszedł z pocałunkami na moją szyje. Było mi tak przyjemnie. Chciałam, żeby to trwało wiecznie. Niestety ktoś musiał z hukiem wejść do naszego pokoju
-Itachi! Lider cię wo… woła. – Hidan. Naprawdę, nie było lepszej osoby do przerwania nam. –Co wy odpierdalacie?!- zrzuciłam z siebie Itachiego, który wylądował na drugiej połowie dużego łózka.
-Nic, o czym mógłbyś komukolwiek powiedzieć. – syknęłam.
-Dobra, dobra. Już zapominam co tu się wydarzyło. Itachi, Lider..
-słyszałem. Teraz się wynoś. – wstał i wykopał białowłosego za drzwi.
-Kurwa, ten to zawsze musi coś spieprzyć. – mruknął pod nosem. Chyba miałam tego nie usłyszeć.
-Itachi. Zróbmy to.
-Eeee… Co niby mamy zrobić? – Wow. Zmieszani i zakłopotanie u Itachiego. Zero jeden dla Sakury Haruno.
-No te… nazwę to badaniami.
-a no tak.
-Daj mi swoją rękę. – ten spełnił moją prośbę, a ja zabrałam się do roboty. Z trudem nie wchłonęłam chakry Itachiego, utworzyłam coś na rodzaj rasengana. Zmieszałam chakre Itachiego z moją.
-Jaki ona ma kolor.
-Niebieski. – utrzymywałam chakre w dłoni. – zabarwia się na zielono.
-Uff. – wchłonęłam chakre i opadłam na łóżko. – czyli nie umrę. Ała. – wrzasnęłam z bólu. W brzuchu przeszył mnie lodowaty ból. Powoli rozchodził się po całym ciele. Czułam się jakby milion igiełek lodu płynęło w moich żyłach. – Kurwa mać. – klęłam w niebogłosy. Itachi dopytywał się zmartwionym głosem, jednak nie byłam w stanie mu odpowiedzieć. Ból powoli łagodniał przechodząc w delikatne mrowienie. Otworzyłam oczy.
-Itachi! JA widzę! – wrzasnęłam ze szczęścia. Przymrużyłam oczy. Światło strasznie mnie raziło. - Możesz zgasić światło? – mruknęłam zasłaniając oczy. Usłyszałam pstryknięcie kontaktu i otworzyłam znowu oczy.
-Itachi ja widzę.
-mówiłaś – powiedział wesołym głosem. Rzuciłam się na niego. Ten złapał mnie w pasie i przytulił do siebie.
-Ja widzę. Ja widzę. Ja widzę. Ja widzę.
-Wiem. – śmiał się. Postawił mnie na nogach i rozczochrał mi włosy. Nadal trzymał mnie w swoim uścisku. Czułam się przy nim taka mała. W końcu mogłam ujrzeć ten jego cudowny uśmiech. wspięłam się na palce i pocałowałam go. Nie wiem czy cokolwiek do niego czuję, ale przyznajmy to, mam słabość do Uchihów. Itachi objął mnie mocniej w pasie i pogłębił pocałunek. To zdecydowanie będzie moje ulubione zajęcie na nudne popołudnie. Odkleiłam się od niego.
-Itachi, Pein cię wzywał. – brunet mruknął niezadowolony.
-Już idę. – puścił mnie, a ja wskoczyłam na łóżko. Nagle mój brzuch odezwał się z głośnym burczeniem. – Lepiej ty idź coś zjeść.
                W kuchni jak zwykle był harmider. Nie udałoby mi się tu dotrzeć gdyby nie Hidan, który oczywiście nie mógł się powstrzymać od komentarzy.
-Sakura?! Co ty tu robisz? – zdziwiona Konan patrzyła się na mnie.
-Nic. Chce coś zjeść.
-Ale jak ty tu dotarłaś.

-Przyszłam na nogach. I tak. Znowu widzę. – to samo o z Itachim. Radość piszczenie i inne kobiece bzdety. Szybko wzięłam się za robienie sobie posiłku. Nie obyło się bez zamówień innych członków organizacji. Usiadłam przy stole i rozkoszowałam się rozmowami i żartami z organizacją. Naprawdę zaczynam lubić tych ludzi, a Itachiego w szczególności. Jedynym wyjątkiem był Kisame. Bacznie go obserwowałam i knułam swój plan, jakby go tu zabić.

********

Przepraszam waz za kolejną długą nieobecność. Tym razem to nie moja wina (no może troszeczkę) ciągle mnie brali na jakieś wyjazdy (ile można) no, ale rozdział bardzo krótki, ale według mnie jeden z lepszych. Jakoś dzisiaj napadła mnie wena i wyszło mi spod palców, rzucających iskry, takie cudo. Mam nadzieję, ze wam się podoba. Komentujcie :D

3 komentarze:

  1. Boski ! Nie mogę się doczekać jaki plan wymyśli na Kisame ! Co do Itachiego i Sakury to słodko wyszło *.*
    Ale Hidan musiał im przerwać -,-
    Mam nadzieję że następny rozdział szybko się pojawi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wreszcie jakas scenka ItaSaku *.* Tak dlugo na nia czekalam, no ale Hidan jak to Hidan jak zawsze musi gdzies przyjsc o nieodpowiedniej porze, un. Ciekawe co zrobi lider ...
    Z niecierpliwoscia czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dla mnie troszkę przesłodziłaś z tą scenką Itasaku . Po prostu tak jakoś ... nie za bardzo przypominają siebie.
    Całokształt ogólny bloga masz bardzo dobry,ale tak jak już wspominałam w tym rozdziale przesłodziłaś :) .
    Zapraszam do mnie na http://aitakunaru-no-shoudou.blogspot.com/
    + POWIADAMIAJ ! ;D.

    OdpowiedzUsuń