Rozdział trochę przegadany, wiem, że dialogi prze trzy czwarte rozdział€ to nie jest przepis na dobre opowiadanie, ale nie potrafiłam tego inaczej napisać... Teraz zapraszam do czytania :D
*****
Do hotelu biegłam ile sił w nogach. Nie wiem czemu uciekałam, ale chciałam znaleźć się tam jak najszybciej. Prześladowca. Czy o tej właśnie osobie mówił Pein? Kim on mógł być? Przecież nikomu nigdy nie zrobiłam krzywdy. No dobra, może kogoś uderzyłam raz czy dwa, ale gdyby chodziło o to, to połowa wioski by mnie ścigała. Z mętlikiem w głowie biegłam przed siebie, nie zważając na ludzi parłam do przodu. Byle znaleźć się w hotelu i wyruszyć do kryjówki. Właśnie, Akatsuki i Kisame. Przez całe to zamieszanie prawie zapomniałam o swoim prawdziwym celu. Zabicie Hoshigakiego. Teraz już moje myśli wirowały wokół wszystkiego. Prześladowcy, Kisame, Itachiego i Konohy. Miałam ochotę się poddać. Przegrać walkę z życiem, z własnymi pragnieniami i wrócić do dawnego życia. Nagle poczułam, ze na kogoś wpadłam. Podniosłam głowę do góry.
*****
Do hotelu biegłam ile sił w nogach. Nie wiem czemu uciekałam, ale chciałam znaleźć się tam jak najszybciej. Prześladowca. Czy o tej właśnie osobie mówił Pein? Kim on mógł być? Przecież nikomu nigdy nie zrobiłam krzywdy. No dobra, może kogoś uderzyłam raz czy dwa, ale gdyby chodziło o to, to połowa wioski by mnie ścigała. Z mętlikiem w głowie biegłam przed siebie, nie zważając na ludzi parłam do przodu. Byle znaleźć się w hotelu i wyruszyć do kryjówki. Właśnie, Akatsuki i Kisame. Przez całe to zamieszanie prawie zapomniałam o swoim prawdziwym celu. Zabicie Hoshigakiego. Teraz już moje myśli wirowały wokół wszystkiego. Prześladowcy, Kisame, Itachiego i Konohy. Miałam ochotę się poddać. Przegrać walkę z życiem, z własnymi pragnieniami i wrócić do dawnego życia. Nagle poczułam, ze na kogoś wpadłam. Podniosłam głowę do góry.
-Przepra… - odskoczyłam od mężczyzny. -
Sasuke?! Co ty tu robisz?
-Stoję, wpadam na ludzi i tak dalej, a
ty? – sarkazm, znowu. Jak bardzo mnie to irytowało.
-Można powiedzieć, ze to samo, a teraz
wybacz, muszę już iść. – minęłam go jednak nie dane było mi odejść. Poczułam
mocny uścisk na nadgarstku.
-Wiesz, że gdyby nie to, ze mnie wtedy
zaskoczyłaś nie udałoby ci się mnie obezwładnić?-doskonale to wiedziałam.
-Pokonałabym cie nawet z zamkniętymi
oczami, a teraz puszczaj mnie. – wyrwałam dłoń z uścisku i pobiegłam w swoją
stronę. Na szczęście ni zatrzymał mnie.
Wbiegłam
do hotelowego pokoju. Na szczęście nie było Itachiego. Od razu zacząłby zadawać
pytania, których nie miałam ochoty słuchać. Położyłam się na plecach i
spoglądałam na sufit. Miliony pytań napływały mi do głowy. Kim jest ten
prześladowca? O co chodziło Peinowi? Wstałam i chodziłam w kółko.
-Co ty tak krążysz? – podskoczyłam na
dźwięk głosu Itachiego.
-Zastanawiam się. – powiedziałam zgodnie
z prawdą.
-Nad czym?
-nad wczorajszym wydarzeniem. Wiesz tym
napisem na lustrze.
-I co? Doszłaś do jakichkolwiek wniosków?
– pokręciłam głową. Naprawdę nie miałam zielonego pojęci kto mógłby chcieć mnie
zastraszać. Trudno się mówi. Teraz musimy wrócić do kryjówki. Ładnie poprosiłam
o to, zebyśmy wracali. Nie spotkałam się z odmową. Zgrabnie wczołgałam się na
środek łózka i usiadłam po turecku. Jak nic nie rozumiejące dziecko
obserwowałam Uchihe. Coraz bardziej lubiłam to robić. Widziałam zarys każdego
mięśnia. Rejestrowałam najmniejszy jego ruch. Byłam jak zahipnotyzowana. Mój
trans przerwał jego głos.
-Co mi się tak przyglądasz?
-A tak jakoś. – przyznałam. Sama nie
znałam przyczyn mojego zafascynowania. Odrobinę zmieszana tym, ze on to zauważył
zmieniłam temat. – Właściwie to pokaż mi ten amulet. Jeszcze go nie widziałam.
– sięgnął do kieszeni i rzucił coś w moim kierunku. Złapałam to zwinnie i
zaczęłam oglądać. Tak jak się spodziewałam była to czarna połówka yin-yang.
-Serio? Mogli wymyślić coś bardziej
kreatywnego. – odrzuciłam amulet w stronę Uchihy.
Już
od paru godzin podróżowaliśmy. Słońce chyliło się ku zachodowi. Moje mięsnie
wyraźnie dawały mi znać, ze potrzebują odpoczynku. Nie dawałam jednak za
wygraną. Ciągle próbowałam dorównać Itachiemu. Ten bez problemu i ani jednej
kropelki potu biegł obok mnie. Byłam wniebowzięta
kiedy zaproponował postój. Usiadłam pod byle drzewem, a Uchiha przysiadł się do
mnie. Rozważaliśmy dalsza podróż, chociaż najchętniej bym tu przenocowała. To
był minus bycia w Akatsuki. Nie można spać gdzie popadnie. Ciągle trzeba
znajdować kryjówki. Uciekać i się ukrywać. Powoli miałam tego dość. Wstałam,
aby się przejść. Po przejściu paru kroków zakręciło mi się w głowie, a obraz zasnuły
czarne kropki. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa i upadłam. Słyszałam jak Itachi
wstaje i do mnie podbiega jednak nic nie widziałam. Nie straciłam przytomności.
Straciłam wzrok! Próbowałam wstać jednak to nic nie dało. Poruszałam nogami i
je czułam, ale ona mnie nie słuchały. Robiły co chciały. Byłam przerażona.
-Sakura! Co się stało? – skierowałam głowę
w kierunku głosu.
-Nie wiem. Nic nie widzę. Nie mogę ruszać
nogami. Itachi, co się ze mną dzieje?!
-Nie mam pojęcia. – powiedział i wziął
mnie na ręce. Jeszcze raz próbowałam poruszyć nogami. Tym razem już na nic nie
reagowały.
Obudziłam
się. Otworzyłam oczy. Nadal ciemność. Na całe szczęście mogłam się już sama
poruszać. Nie miałam pojęcia gdzie jestem, jednak wyczułam pod sobą miękka
powierzchnię. To chyba było łózko. Nie wiem tez ile spałam.
-Itachi – szepnęłam. Bez odzewu. – Itachi
– powtórzyłam trochę głośniej. Nadal nic. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
-Sakura? Jak się czujesz. – to była Konan.
Zdecydowanie byłam już w kryjówce.
-Dobrze. Tylko nic nie wiedzę. –
powiedziałam smutno.- Jaka jest pora dnia?
-Dzień. Spałaś dwie doby. Możesz już
ruszać nogami?
-Tak.
-To dobrze. – Konan usiadła obok mnie. Powoli
oprowadziła mnie po pokoju. Pokazała mi gdzie jest łazienka, szafa, lóżko i
drzwi. Poinformowała mnie również, ze do póki nie odzyskam wzroku będę dzielić
pokój z Itachim. Jakoś mi to już nie przeszkadzało.
Po
wyjściu Konan położyłam się na łóżku. No bo co innego mogłam robić. Książki nie
poczytam. Wyjść tez nie wyjdę. Na prawdę do wszystkich moich problemów
brakowało jeszcze tylko ślepoty. Do moich uszu doszło pukanie do drzwi.
-Proszę! – usłyszałam otwierane drzwi i
miarowe kroki. – Kto to?
-To ja, Deidara. – podniosłam się na
łokciach.
-Czego ode mnie chcesz? – warknęłam. Ten
odpowiedział, ze przyszedł porozmawiać. Nudy, ale i tak nie miałam nic do
roboty. Opowiedział mi wszystko o „przeprowadzce” i o tym jak Tobi omal nie wyleciał
w powietrze ze starą kryjówką. Przyznaje się bez bicia, ze ta historia mnie
rozśmieszyła. Niestety Deidara musiał w końcu iść. Udało mi się go jednak zatrzymać.
-Dei, zaprowadzisz mnie do lidera?
-A sama nie możesz i… A racja – uderzyłam
dłonią w czoło i zaśmiałam się cicho. On mnie czasem naprawdę irytował i
żenował. –chodź – podszedł do mnie i podał mi rękę.
Gabinet
Peina. Może i nie wiedziałam, ale potrafiłam sobie go wyobrazić. Tone książek na
starych regałach. Wielkie biurko z drzewa wiśniowego i ogromne skórzane krzesło.
Już w powietrzu czuło się atmosferę tego miejsca – napięcie i opanowanie.
Usłyszałam trzask drzwi – znak, ze mogę zacząć rozmowę z Peinem:
-Liderze, musze o czymś z tobą
porozmawiać.
-Mów
-Chodzi o moją rolę w Akatsuki. Mam
również być medykiem, dlatego doszłam do wniosku, ze należałoby wyznaczyć jeden
pokój na mój gabinet. Wiesz o co mi chodzi. Trzymałabym w nim leki, zioła i
byłoby pare łóżek dla chorych. Również założyłabym kartoteki. Zapisywałabym
wyniki badań i inne lekarskie bzdety.
-Nie ma sprawy, ale zapomnij o
zapisywaniu czegokolwiek, Haruno. Nadal ci nie ufam To wszystko?
-Nie. Mówiłeś o misji na którą miałam iść
z Kisame. Ze względu na mój stan, nie mogę wykonać tej misji. Nie wiem też czy
wzrok powróci.
-To może zaczekać do twojego powrotu do
zdrowia.
-Ale ja nie wiem, czy on wróci. Najlepiej
byłoby gdybym udała się do lekarza. Sama bez wzroku się nie zdiagnozuję, nie
wykonam badań, z resztą nie mam potrzebnego sprzętu, który nawiasem mówiąc
trzeba by było zakupić.
-O tym porozmawiasz z Kakuzu. A co do
lekarza Konan może pomóc ci ze wstępnymi badaniami. Teraz się wynoś. – Po omacku
trafiłam do drzwi. Tam już czekał Deidara, aby odprowadzić mnie do pokoju.
Nuuuudze
się. Tak potwornie się nudzę. Już drugi dzień leżę bez celu i nic nie robię. Zaczęłam
przeklinać to co mi się przytrafiło. Jedyną rzeczą nad którą dłużej się
zastanawiałam było to, gdzie podział się Itachi. Nie „widziałam” go od kiedy
trafiłam do nowej kryjówki. Nie znałam również powodu jego nieobecności. Przez
te dni próbowałam z Konan zdiagnozować moje oczy, jednak jej nieznajomość
technik medycznych wszystko utrudniała. Może i kogoś wyleczy, ale nic poza tym.
Bardzo mnie to denerwowało. Najbardziej ta niewiedza, co do mojego stanu. Tak
bardzo chciałam, żeby Itachi wrócił. Przynajmniej miałabym z kim rozmawiać
całymi dniami, nawet o takich głupotach jak książki. Właśnie ta jego nieobecność
uświadomiła mi jak bardzo się do niego przywiązałam. Nagle rozległ się trzask
drzwi. Nikt się nie odezwał. Usiadłam próbując wyczuć, kto mógł mnie odwiedzić.
Kolejny trzask. Chyba drzwi od łazienki. Wstałam chwiejnie, nadal nie byłam
pewna otoczenia. Powoli doszłam do łazienki. Przystawiłam ucho do drzwi. Tam
faktycznie ktoś był. Drzwi się otworzyły, a ja upadłam z hukiem na podłogę. Przy
okazji strąciłam coś. Rozległ się trzask tłuczonego szkła.
-Cholera – mruknęłam pod nosem.
-Sakura? Nic ci się nie stało? – Jak wielka
była moja radość kiedy usłyszałam głos Uchihy. Rzuciłam się mu na szyję. Na
szczęście był na tyle blisko, ze ta akrobacja nie skończyła się następną
demolką. Przyciągnął mnie do siebie, a ja napawałam się jego cudownym zapachem.
-Spoufalasz się z wrogiem? – zapytał ze śmiechem
w głosie.
-Cicho, Uchiha. – mruknęłam mocniej go
przytulając. Ten delikatnie mnie od siebie odepchnął. Chyba na mnie spojrzał,
ale nie byłam tego pewna.
-Nadal nie widzisz, prawda? – pokręciłam głową,
a cały mój dobry nastrój prysnął jak bańka mydlana. Niespodziewanie podniósł
mnie z podłogi i doniósł do łóżka delikatnie na nim kładąc. Usiadł w moich
nogach.
-Posłuchaj. Dowiedziałem się czegoś.
-Dlatego cię nie było?
-Tak, ale słuchaj. Kiedy wzięliśmy amulet…
- Dotknęłam swojej szyi. Nadal tam był. Długi srebrny łańcuszek z połówka amuletu
na końcu. – twoje geny się przebudziły. Pamiętasz jak mówiłem o kekkei genkai? –
kiwnęłam głowa. – to może zaczne od początku. Kekkei genkai to umiejętność łączenia
dwóch natur chakry. Jest przekazywane z pokolenia na…
-Wiem co to jest! Do rzeczy. – warknęłam zirytowana.
-To tak. Mówiłem, ze potrafisz opanować każdą
naturę. Sam widziałem jak używasz co najmniej czterech z nich.
-Tak umiem używać wszystkich. To prawda.
-Ponoć w twoim klanie nie występowało
kekkei genkai. To coś przekracza nawet kekkei tota – łączenie trzech natur. Ty
potrafisz połączyć które tylko chcesz, bez względu na ich ilość.
-Itachi. Nie potrafię czegos takiego.
Fakt. Nauczyłam się używać wszystkich natur chakry, ale nie potrafię ich
połączyć.
-Słuchaj do końca! – wrzasnął, a ja
skuliłam się, zmieniając się w słuch. – Właśnie ta umiejętność obudziłaś, kiedy
znaleźliśmy amulet. Twoja chakra, ta tylko twoja, zareagowała na technikę broniącą
amuletu. Możliwe, ze dlatego oślepłaś, ze to tylko przejściowe. Możliwe też, ze
ta nowo przebudzona chakra cię zabija. Próbuje zlikwidować obcą chakre, która
jest w twoim ciele.
-Czyli co? – wiedziałam o czym on mówił.
Jednak nie mogłam przyjąć tego do siebie.
-Słuchaj, jest jeszcze jedna możliwość.
Druga umiejętność twojego klanu to
dojutsu, jednak o tym wiem bardzo mało. Praktycznie było to tylko wspomniane.
-Poczekaj, po kolei. Oślepłam, bo: opcja
a – budzi się moje kekkei genkai, czy jak to by tam nazwać; opcja b- moja przebudzona
chakra niszczy tą obcą; opcja c – budzi się we mnie dojutsu.
-Tak. Jeśli to opcja a lub c to jest to chwilowe. Jeśli opcja b to…
-umrę – zamarłam. Momentalnie do moich
oczu napłynęły łzy. Poczułam rękę na moim kolanie.
-Będzie dobrze. Zobaczysz.
-Nie pierdol. Nie masz pewności czy będzie
dobrze. – wtuliłam się w jego pierś. Jednak ślepota na coś mi się przydała. Mogłam
bezkarnie jeździć palcami po jego mięśniach. Nie poprawiło mi to jednak humoru.
Nagle do mojej głowy wpadł idealny pomysł. –Słuchaj, jeśli moją chakra niszczy
tą obcą to jest sposób, aby to sprawdzić. Spróbuje wyciągnąć z ciebie odrobinkę
chakry i zmieszać ją z własną, wiesz tą moją moją. Jeśli zabarwi się na
czerwono to.. znaczy, że..
-wiem. – powiedział pochmurnym głosem
-Co? Martwisz się, że umre? – zaśmiałam się,
aby rozładować atmosferę.
-Wiesz, bez ciebie nie zdobędę drugiej części
amuletu.
-Tylko dlatego? – mruknęłam cicho
wtulając się mocniej w Itachiego.
-Tak.
-Phi – odsunęłam się od niego prawie spadając
z łózka.
-Uważaj. – złapał mnie za rękę, co
uchroniło mnie przed niechybnym upadkiem. Był blisko mnie. czułam jego oddech
na swojej twarzy. Przybliżyłam się do niego, a on zmniejszył dystans między
nami do zera. Złapałam go za szyje mocniej do siebie przyciągając. A drugą rękę
wplotłam w jego włosy. Całował niesamowicie. Napierał na mnie, a ja położyłam
się na łóżku. Pocałunki stawały się coraz namiętniejsze. Ile bym dała, żebym
mogła teraz otworzyć oczy i zobaczyć jak wygląda. Zdjęłam gumkę, którą wiązał
włosy i je rozpuściłam. Delikatnie łaskotały mnie w szyje, kiedy Itachi
pochylał się nade mną. Wsunęłam rękę pod jego bluzkę i sunęłam palcami po jego
torsie. Na szybko zdjęłam ja z niego. Ile bym dała, żeby móc to zobaczyć.
Itachi zszedł z pocałunkami na moją szyje. Było mi tak przyjemnie. Chciałam, żeby
to trwało wiecznie. Niestety ktoś musiał z hukiem wejść do naszego pokoju
-Itachi! Lider cię wo… woła. – Hidan. Naprawdę,
nie było lepszej osoby do przerwania nam. –Co wy odpierdalacie?!- zrzuciłam z siebie
Itachiego, który wylądował na drugiej połowie dużego łózka.
-Nic, o czym mógłbyś komukolwiek
powiedzieć. – syknęłam.
-Dobra, dobra. Już zapominam co tu się
wydarzyło. Itachi, Lider..
-słyszałem. Teraz się wynoś. – wstał i
wykopał białowłosego za drzwi.
-Kurwa, ten to zawsze musi coś spieprzyć.
– mruknął pod nosem. Chyba miałam tego nie usłyszeć.
-Itachi. Zróbmy to.
-Eeee… Co niby mamy zrobić? – Wow.
Zmieszani i zakłopotanie u Itachiego. Zero jeden dla Sakury Haruno.
-No te… nazwę to badaniami.
-a no tak.
-Daj mi swoją rękę. – ten spełnił moją
prośbę, a ja zabrałam się do roboty. Z trudem nie wchłonęłam chakry Itachiego,
utworzyłam coś na rodzaj rasengana. Zmieszałam chakre Itachiego z moją.
-Jaki ona ma kolor.
-Niebieski. – utrzymywałam chakre w
dłoni. – zabarwia się na zielono.
-Uff. – wchłonęłam chakre i opadłam na
łóżko. – czyli nie umrę. Ała. – wrzasnęłam z bólu. W brzuchu przeszył mnie
lodowaty ból. Powoli rozchodził się po całym ciele. Czułam się jakby milion
igiełek lodu płynęło w moich żyłach. – Kurwa mać. – klęłam w niebogłosy. Itachi
dopytywał się zmartwionym głosem, jednak nie byłam w stanie mu odpowiedzieć.
Ból powoli łagodniał przechodząc w delikatne mrowienie. Otworzyłam oczy.
-Itachi! JA widzę! – wrzasnęłam ze szczęścia.
Przymrużyłam oczy. Światło strasznie mnie raziło. - Możesz zgasić światło? –
mruknęłam zasłaniając oczy. Usłyszałam pstryknięcie kontaktu i otworzyłam znowu
oczy.
-Itachi ja widzę.
-mówiłaś – powiedział wesołym głosem.
Rzuciłam się na niego. Ten złapał mnie w pasie i przytulił do siebie.
-Ja widzę. Ja widzę. Ja widzę. Ja widzę.
-Wiem. – śmiał się. Postawił mnie na
nogach i rozczochrał mi włosy. Nadal trzymał mnie w swoim uścisku. Czułam się
przy nim taka mała. W końcu mogłam ujrzeć ten jego cudowny uśmiech. wspięłam
się na palce i pocałowałam go. Nie wiem czy cokolwiek do niego czuję, ale
przyznajmy to, mam słabość do Uchihów. Itachi objął mnie mocniej w pasie i
pogłębił pocałunek. To zdecydowanie będzie moje ulubione zajęcie na nudne
popołudnie. Odkleiłam się od niego.
-Itachi, Pein cię wzywał. – brunet mruknął
niezadowolony.
-Już idę. – puścił mnie, a ja wskoczyłam
na łóżko. Nagle mój brzuch odezwał się z głośnym burczeniem. – Lepiej ty idź
coś zjeść.
W
kuchni jak zwykle był harmider. Nie udałoby mi się tu dotrzeć gdyby nie Hidan,
który oczywiście nie mógł się powstrzymać od komentarzy.
-Sakura?! Co ty tu robisz? – zdziwiona Konan
patrzyła się na mnie.
-Nic. Chce coś zjeść.
-Ale jak ty tu dotarłaś.
-Przyszłam na nogach. I tak. Znowu widzę.
– to samo o z Itachim. Radość piszczenie i inne kobiece bzdety. Szybko wzięłam
się za robienie sobie posiłku. Nie obyło się bez zamówień innych członków organizacji.
Usiadłam przy stole i rozkoszowałam się rozmowami i żartami z organizacją.
Naprawdę zaczynam lubić tych ludzi, a Itachiego w szczególności. Jedynym wyjątkiem
był Kisame. Bacznie go obserwowałam i knułam swój plan, jakby go tu zabić.
********
Przepraszam waz za kolejną długą nieobecność. Tym razem to nie moja wina (no może troszeczkę) ciągle mnie brali na jakieś wyjazdy (ile można) no, ale rozdział bardzo krótki, ale według mnie jeden z lepszych. Jakoś dzisiaj napadła mnie wena i wyszło mi spod palców, rzucających iskry, takie cudo. Mam nadzieję, ze wam się podoba. Komentujcie :D
********
Przepraszam waz za kolejną długą nieobecność. Tym razem to nie moja wina (no może troszeczkę) ciągle mnie brali na jakieś wyjazdy (ile można) no, ale rozdział bardzo krótki, ale według mnie jeden z lepszych. Jakoś dzisiaj napadła mnie wena i wyszło mi spod palców, rzucających iskry, takie cudo. Mam nadzieję, ze wam się podoba. Komentujcie :D
Boski ! Nie mogę się doczekać jaki plan wymyśli na Kisame ! Co do Itachiego i Sakury to słodko wyszło *.*
OdpowiedzUsuńAle Hidan musiał im przerwać -,-
Mam nadzieję że następny rozdział szybko się pojawi :)
Wreszcie jakas scenka ItaSaku *.* Tak dlugo na nia czekalam, no ale Hidan jak to Hidan jak zawsze musi gdzies przyjsc o nieodpowiedniej porze, un. Ciekawe co zrobi lider ...
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwoscia czekam na nexta
Jak dla mnie troszkę przesłodziłaś z tą scenką Itasaku . Po prostu tak jakoś ... nie za bardzo przypominają siebie.
OdpowiedzUsuńCałokształt ogólny bloga masz bardzo dobry,ale tak jak już wspominałam w tym rozdziale przesłodziłaś :) .
Zapraszam do mnie na http://aitakunaru-no-shoudou.blogspot.com/
+ POWIADAMIAJ ! ;D.